U mnie to zależy od przedstawienia, humoru itd., ale raz przychodzę 3 godziny przed spektaklem, a raz 30 minut. Nie lubie się też specjalnie przygotowywać do występu. Jak patrzę czasami na dziewczyny (niekoniecznie zawodowe tancerki), które udają, że wszystko jest w porządku, rozgrzewają się, itd., a tak naprawdę zżera (zrzera?) je trema i nerwowo kręcą stopami, to uśmiech pojawia mi się na ustach. Dlaczego niektórzy wstydzą się okazywać emocje? Oczywiście, czasmi faktycznie nie czuje się żadnego stresu, ale jak jest, to po co go ukrywać? Sama, bezpośrednio przed wejściem na scene, "macham" jeszcze stopami, ale marzy mi się (nie weim dlaczego), żeby wejść na scene z biegu. Np. całkiem przypadkiem (ale naprawdę przypadkiem) spóźnić się na spektakl i wpaść na scenę w ostatniej chwili przed własnym wejściem. Przyśpieszony oddech (no bo wszystko na szybko), adrenalina, strach, że się nie zdąży. Zdarzyło Wam się kidyś coś takiego?
Pozdrawiam
_________________ "The body moves but the soul dances..."
nie, nie zdarzyło się... i unikam takich sytuacji... po co dodatkowo się denerwować przed spektaklem...
nie lubisz przygotowywać się do występu ?? Czy to znaczy, że nie lubisz trenować przed występem czy np. robić makijażu itd. a poza tym myślę, że rozgrzewka jest obowiązkowa przed spektaklem...
_________________
- A sztuka? - zapytał.
- Jest chorobą.
Każdy inaczej reaguje na tremę, jeden się wtedy wycisza, a drugi odwrotnie... Ale im więcej razy się występuje, tym ta trema jest mniejsza i inna, bardziej mobilizująca (oczywiście dużo zależy też od samego występu - miejsca, okazji, etc.). Ale z biegiem czasu każdy znajduje jakiś swój własny sposób na jej opanowanie.
Co do spóźnienia się na występ - tak, zdarzyło mi się wyjść na scenę trochę'z biegu', bo się np. zagapiłam i za długo sobie gdzieś łaziłam albo siedziałam w łazience i poprawiałam makijaż, tudzież piłam kawę . Ale tak jest trudniej, bo trzeba wtedy umieć bardzo szybko się skoncentrować.
_________________ "Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
Ja raz nie zdążyłam do końca dowiązać gorsetu ale chyba mało kto zwrócił uwage na niedowiązane kilka dziurek na plecach...Stres niesamowity... Ja wole się niespóxniac, bo jak sie okaże ze cos nie gra to jest czas na poprawki, a na tremę najlepsza jest czekolada
No właśnie, szybko się skoncentrować. Złapac wszystkie myśli. Nie panikować. Ciekawi mnie czy byłabym do tego zdolna...
Nie, Tranquality. Nie poweidziałam, że nie lubie się przygotowywać, tylko, że nie lubie się SPECJALNIE przygotowywać . Chodzi mi o przesadne ćwiczenie. Coś na zasadzie starania się na ostatnią chwilę. Jeżeli w ciągu 2 miesięcy nie wypracowałam jakiegoś elementu, to bez sensu będzie przyjście na salę 5 godzin wcześniej w celu "a nóż wyćwiczę to teraz". To bez sensu. Można się jeszcze nabawić jakiejś kontuzji, albo nadwyrężć mięśnie, a przed samym przedstawieniem nikomu to nie potrzebne. Z resztą trening przed spektaklem nie podlega dyskusji. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym przyjść do opery, przebrać się i iść tańczyć. Nawet nie chce myśleć co by to było przy "zimnych" mięśniach, nierozgrzanych stawach,... nie, nie, nie, nie będę o tym nawet myśleć. Bardzo mile jednak myślę zawsze o drugim typie przygotowywania się (wspomniałeś o nim z resztą). Mam tu na myśli, charakteryzację itd. Makijażystka, perukarnia, magazyn kostiumów. Sama przyjemność. Uwieńczenie ciężkiej pracy . Nie wiem tylko jak się do tego podchodzi, jeżeli tańczy się tę samą rolę 156 raz, bo nie zdarzyło mi się jeszcze. No ale może jak będzie jakieś tournee dookoła świata, to uda mi się 156 razy zatańczyć 7 łabędza w 5 rzędzie . Wtedy na pewno będę wiedzieć .
A jakie wam się zdarzyły "wpadki" na scenie? Mnie osobiście zsunęła sie tylko chustka z głowy (została na ramionach), ale mam bardzo zdolne koleżanki . Jednej spadła halka, drugiej rozwiązała się baletka i tańczyła z jedną (dobrze, ze nie pointa, bo byłoby to bardziej widoczne), następnej rozpięła się i spadła do połowy paczka (do tej pory nie wiadomo jak to się stało, że nie była zaszyta - bo nie wiem jak u Was, ale my fastrygujemy haftki przy partnerowaniu), koledze natomiast, na chwilę przed wejściem, zrobiła się dziura w trykotach, nie było czasu na szycie, więc chwycił jakiś smar, który stał w "kieszeni" i wysmarował sobie nim nogę (po dziurze nie było sladu). Były u Was takie sytuacje?
Pozdrawiam
_________________ "The body moves but the soul dances..."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach