Kostiumy moim zdaniem w wiekszości były nietrafione - tancerki w turbanach z reczników (w II akcie) jakoś mi nie pasowały, podobnie jak kostiumy legionistów - góra jakby od zbroi, zakrywajaca całe ręce + "szorciki"
Jeśli chodzi o choreografię - stosunkowo mało w niej było tańca, za to dużo chodzenia. Kilka układów polegało na dokładnym dwukrotnym powtórzeniu.
BTW Nie chcę wszczynać dyskusji, ale zauważyłam, że większość osób ma swoje sympatie i antypatie i nie ważne co one zrobią, zawsze będzie cudownie lub beznadziejnie. Dlatego zachęcam do wiekszego obiektywizmu przy wygłaszaniu opinii na czyjs temat. (PS swego czasu sama miałam awersje do ....S.W., ale juz mi przeszło )
Związek z tańcem: krytyk
Wiek: 47 Posty: 4412 Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Lis 18, 2005 10:22 pm
zawsze nalezy sie starać o obiektywizm - choc własciwie czemu zwykły widz ma sie na to silić? (żartuję)
no, turbany z reczników w scenie w łaźni to akurat najmniejszy problem, podobnie jak "zbroje" do bokserek (w końcu nie o realizm tu chodzi) Ale np. kusicielka Egina i jej towarzyszki w ciemno niebieskich strojach o mało kuszącym kroju czy długie kiecki dla tancerek w łaźni to były dopiero "nietrafione" kostiumy...
_________________ Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
Związek z tańcem: krytyk
Wiek: 47 Posty: 4412 Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lis 19, 2005 11:03 am
Dzisiejsze recenzje:
ŻYCIE WARSZAWY Nieroztańczony los
Balet: Po premierze „Spartakusa” Chaczaturiana w Teatrze Wielkim
Miało być wspaniale, a wyszło jak zwykle – tak sobie. Zapowiadany jako wielkie wydarzenie balet „Spartakus” okazał się przedstawieniem na średnim poziomie. Dramat wyboru między miłością a obowiązkiem jest stary jak świat.
Rozgrywał się zawsze i wszędzie, zmieniał się tylko okres historyczny i właściwy mu sztafaż.
Zarówno Spartakus, Roland, Konrad Wallenrod, jak i doktor Żywago rezygnują z właściwej każdemu człowiekowi potrzeby szczęścia na rzecz wierności wyznawanym wartościom. Tak też – jako dramat uniwersalny, a nie jak to na ogół bywało alegoria radzieckiej rewolucji – została przedstawiona w Teatrze Wielkim historia Spartakusa. Spartakus, Trak żyjący w I wieku p.n.e., gladiator i przywódca powstania niewolników, jest bohaterem baletu Arama Chaczaturiana. Czwartkowa premiera zapowiadana była od momentu objęcia dyrekcji Teatru Wielkiego – Opery Narodowej przez Sławomira Pietrasa.
Balet nie należy do najmocniejszych stron naszej rzeczywistości teatralno- -muzycznej, toteż z niecierpliwością oczekiwaliśmy na to wydarzenie. Tymczasem otrzymaliśmy produkt niepełnowartościowy.
Z jednej strony jest to spektakl wysmakowany pod względem plastycznym. Ze znakomitą, prostą, zarazem pomysłową scenografią Borysa Kudlicki, wzbogaconą wyśmienitą reżyserią światła Olafa Wintera. Bez zarzutu jest także muzyczna strona przedstawienia dzięki znakomicie prowadzącemu orkiestrę Pawłowi Przytockiemu. Z drugiej strony najsłabiej wypadło to, co jest najważniejsze w balecie – taniec. Wydaje się, że choreografowi – Emilowi Wesołowskiemu zabrakło i pomysłu, i odwagi.
Mamy zatem kilka scen pięknych, choć mało oryginalnych dla kogoś, kto widział Spartakusa w inscenizacji Jurija Grigorowicza oraz zna produkcje Borysa Ejfmana. Poza tym – oprócz scen w wykonaniu czwórki solistów – mamy balet statyczny, a przez to nieciekawy.
Jedynym urozmaiceniem dla znużonych widzów są ewidentne błędy i niedokładności w scenach zbiorowych. Przedstawienie ratują soliści. Przede wszystkim występujący w tytułowej roli Sławomir Woźniak, tancerz dysponujący osobowością sceniczną oraz operujący nienaganną techniką i wspaniałą skocznością. Przekonująca jest także Izabela Milewska jako Frygia, żona Spartakusa, oraz para – Krassus i Egina.
To, niestety, zbyt mało, aby można było zaliczyć „Spartakusa” do wydarzeń sezonu w Teatrze Wielkim.
2005-11-19
STANISŁAW BUKOWSKI
GAZETA WYBORCZA Gladiator zrobiony w ZSRR
Premiera baletu Arama Chaczaturiana w Teatrze Wielkim. By udanie wskrzesić "Spartakusa", trzeba mieć pomysł, który przyćmi niedostatki partytury, i raz na zawsze odrzeć ją z politycznego, radzieckiego kontekstu. Tym razem się nie udało
"Spartakus" Arama Chaczaturiana, który w piątek miał premierę w Teatrze Wielkim, to scheda, którą nowe kierownictwo odziedziczyło po poprzednim. Może stałoby się lepiej, gdyby Sławomir Pietras i Mariusz Treliński w ogóle zrezygnowali z jej wystawienia. Balet w choreografii Emila Wesołowskiego niewiele ma wspólnego z artystyczną odnową narodowej instytucji, zapowiedzianą operami "Andrea Chénier" i "Curlew River".
Balet "Spartakus" Arama Chaczaturiana wystawiono po raz pierwszy w 1956 roku w Leningradzie. Powstanie pod wodzą trackiego niewolnika było dla sowieckich politruków synonimem wyzwolenia narodów spod jarzma imperializmu. Czasy spartakiad mamy już za sobą, więc i dziełu Chaczaturiana warto przywrócić należne mu w historii miejsce. Niestety muzyka "Spartakusa" - w przeciwieństwie do znakomitych koncertów - nie przetrwała próby czasu. Balet utopiony w rytmach marszowych, fanfarowych i pogrzebowych, z dominującą blachą, jest pompatyczny, banalny, nużący. Chaczaturianowi nie brak zmysłu melodycznego, choć gdzieniegdzie (np. w temacie miłosnym) trąci niemal hollywoodzkim patosem. By w dzisiejszych czasach udanie wskrzesić to dzieło, trzeba mieć pomysł, który byłby w stanie przyćmić niedostatki partytury i raz na zawsze odrzeć ją z politycznego, radzieckiego kontekstu.
Wesołowski wyznaje, że "Spartakus" jest dla niego opowieścią "o ludzkim upodleniu i walce o godność, o miłości, poświęceniu i bohaterskiej śmierci". To wszystko prawda, niestety historyjka - sama w sobie lekko skonstruowana - zamienia się w lukrowaną bajkę o dobrych gladiatorach i złych Rzymianach, utrzymaną w konsekwentnej neoklasycznej stylistyce. O ile byłoby ciekawiej, gdyby przeniesiono opowieść o konflikcie Spartakusa i Krassusa w zupełnie inną estetykę, używając radykalnych środków, łamiąc tradycyjną konwencję.
Najbardziej podobała mi się w tym spektaklu funkcjonalna scenografia Borisa Kudlički - rodzaj areny ułożonej z prostych bloków. Ciekawie prezentują się też delikatnie stylizowane kostiumy Magdaleny Tesławskiej, oscylujące między starożytnością a współczesnością. Cóż z tego, skoro w warszawskim spektaklu brakuje przekonującego pomysłu. Dostajemy za to półśrodki, które nie mówią wiele ani o samej kompozycji, ani o jej autorze.
Aram Chaczaturian „Spartakus”, choreografia Emil Wesołowski, scenografia Boris Kudlička, kostiumy Magdalena Tesławska, światła Olaf Winter, Balet i Orkiestra Teatru Wielkiego Opery Narodowej, dyr. Paweł Przytocki, premiera 17.11.2005
JACEK HAWRYLUK
btw: Rozumiem, że występy tancerzy można pominąć milczeniem. W końcu, czy to ważne??
_________________ Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
Związek z tańcem: obserwacyjny
Posty: 612 Skąd: z błota, z dna bajorka
Wysłany: Nie Lis 20, 2005 9:32 am
Właśnie to niesamowite! W końcu czy w balecie tancerze są najważniejsi?
Co do poruszonego kilka postów wcześniej przez Gościa tematu obiektywizmu - to ja bardzo staram się być obiektywna. Nic na to nie poradzę, że mnie S.W. jakoś nie zawodzi, naprawdę.
Związek z tańcem: krytyk
Wiek: 47 Posty: 4412 Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Lis 24, 2005 12:09 am
nawiązując do poruszonego w wątku problemu obiektywizmu to obiektywnie stwierdzam że II obsada Spartakusa wypadła całkiem przyzwoicie.Nie było to moze wykonanie porywajace technicznie, ale od strony wyrazowej spektakl mógł sie podobać. Zwłaszcza Dominika Krysztoforska w miare rozwoju przedstawienia była coraz bardziej dramatyczna i wzruszajaca, w III akcie "roztańczył się" tez Wojciech Ślezak, a Siergiej Basałajew choc miał problemy i w skokach, i w piruetach i w partnerowaniu, to bardzo do roli Krassusa pasował
_________________ Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
Związek z tańcem: krytyk
Wiek: 47 Posty: 4412 Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Lis 24, 2005 12:10 pm
heh, Aniu, to samo mniej więcej miałam na mysli ale wolałam podkreslić te "dobre strony" wykonania. W końcu jak na swoje możliwości (które znamy) tancerze starali sie jak mogli.
warto tez podkreslić że spektakl troche sie juz rozkręcił w męskich scenach zbiorowych - panowie, oby tak dalej!
PS. jeszcze jedna recenzja ze Spartakusa - jesli "TO" mozna nazwac recenzją (przepraszam ale nie wytrzymałam)
Związek z tańcem: obserwacyjny
Posty: 612 Skąd: z błota, z dna bajorka
Wysłany: Pią Lis 25, 2005 10:26 am
Cóż, jeśli oklaski według autorki tej recenzji były mierne to chyba tej pani jednak nie było na premierze, bo nie wiem jak sobie inaczej wytłumaczyć ten paradoks!
Co do innych ocen - bardzo ostrych i subiektywnych - każdy ma prawo do własnego zdania lecz trochę obiektywizmu też by sięprzydało.
Akurat muzyka Chaczaturiana była poprowadzona bardzo pięknie i dośc lirycznie. Ale to jeszcze trzeba umieć słyszeć, jak sądzę.
Związek z tańcem: obserwacyjny
Posty: 612 Skąd: z błota, z dna bajorka
Wysłany: Nie Gru 04, 2005 8:50 pm
A czy pan Marczyński był na premierze? Bo zdaje się ze nie był i dziowi mnie trochę że nie widząc kreacji Sławomira Woźniaka i Maksa Wojtiula feruje tak zdecydowane osądy!!!
***
A czy ktoś widział kreację Kozłowa i może napisać od siebie co o nim sądzi? Bo recenzje recenzjami ale ja jakoś bardziej forumowiczom wierzę
Związek z tańcem: krytyk
Wiek: 47 Posty: 4412 Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Gru 05, 2005 12:07 am
Widziałam recenzowany spektakl. Kozłow to tancerz obdarzony wspaniałymi warunkami, aparycją - cud-mód Tylko że: nie grał Spartakusa tylko jakiegos księcia, nogi miał miejscami miękkie i nieco sie chwiał, piruety raczej nieszczególe, podobnie jak skoki (przycięzkawe, bez ballon). Dobry technicznie, dobrze tez opanował choreografię, swietny - podkresla - swietny partner: wszystkie duety z Krysztoforską i Fiedler były na medal. Ale jako SPARTAKUS nie przekonywał zupełnie - za miekki gest, brak wewnetrznej siły.
Przyznam za to chetnie ze całkiem dobrze wypadł Siergiej Basałajew jako Krassus - to był jego drugi wystep w tej roli i naprawde mógł się podobac, zwłaszcza od strony wyrazowej, bo z jetes czy partnerowaniem nigdy u niego już dobrze nie będzie. Ale postać stworzył... hmmm..... barwną
_________________ Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
Związek z tańcem: krytyk
Wiek: 47 Posty: 4412 Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Gru 05, 2005 9:56 am
Nefretete napisał/a:
ale dlaczego M. Wojtiul nie tańczy Krassusa?
dlatego że "druga obsada" jest "większa" (i to dosłownie - gabarytami). Maks choc wspaniałym tancerzem jest raczej nie powinien partnerować Dominice Krysztoforskiej (Frygia II), która na pointach byłaby chyba o głowe wyższa od "rzymskiego wodza" No i starcie z takim Spartakusem jak Kozłow (chyba z 1.90) mogłoby wypaść niezamierzenie smiesznie.
Za to w najbolższych miesiacach (styczeń, luty) Maksim zatańczy partię Solora w Bajaderze i Zygfryda w Jeziorze z gościnna solistką w partii Odetty/Odylii. Niech przybywa kto moze!
_________________ Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
dlatego że "druga obsada" jest "większa" (i to dosłownie - gabarytami). Maks choc wspaniałym tancerzem jest raczej nie powinien partnerować Dominice Krysztoforskiej (Frygia II), która na pointach byłaby chyba o głowe wyższa od "rzymskiego wodza" No i starcie z takim Spartakusem jak Kozłow (chyba z 1.90) mogłoby wypaść niezamierzenie smiesznie.
W takim razie szkoda, że nie ma w "Spartakusie" roli, która nie wymagałaby duzych gabarytów
_________________ We are never more human than when we are dancing. (Jose Limon)
Związek z tańcem: krytyk
Wiek: 47 Posty: 4412 Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Gru 05, 2005 3:01 pm
Ależ jest! Chodzi tylko o to, żeby nie odstawać za bardzo od reszty. Kiedy Spartakusa robi S. Woźniak a Frygię I. Milewska to Maksim jest cud-Krassusem.
***
O to chodziło w mojej przydługiej wypowiedzi Maks-cud Krass - oto hasło dnia
a o to, na potwierdzenie obsada na 27 stycznia:
Sławomir Woźniak (Spartakus), Izabela Milewska (Frygia), Maksim Wojtiul (Krassus), Karolina Jupowicz (Egina)(debiut), Wojciech Ślęzak (Harmodius), Walerij Mazepczyk (Batiatus), Andrzej Marek Stasiewicz (Niewolnik grecki)
_________________ Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
Może ja się objawię. Wypadałoby dla porównania obejrzeć II obsadę (szczególnie Kozłowa), a chyba później nie będzie to możliwe. O ile będę jeszcze jutro w stanie doczołgać się do teatru.
Mnie osobiscie Kozłow się zbytnio nie podobał (stwierdziłam, że tańczy jak mis puchatek - ale nie wiem skąd takie skojarzenie). Natomiast pozytywnie zaskoczyła mnie D. Krysztoforska. Ale ogólnie rzecz biorąc, wolałam I obsadę.
W II akcie w łaźni powstała niemalże angielska mgła . Wyglądało to dość oryginalnie.
Więcej szczegółów może jutro, bo boję się, że dzisiaj głowa opadnie mi na klawiaturę
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach