www.balet.pl Strona Główna www.balet.pl
forum miłośników tańca

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Balet na dvd i nie tylko
Autor Wiadomość
Blanche 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 36
Posty: 890
Skąd: z dalekiej północy
Wysłany: Nie Maj 09, 2010 7:41 pm   Balet na dvd i nie tylko

Wiele razy myślałam, że brakuje mi tematu, gdzie można by się podzielić wrażeniami i porozmawiać o obejrzanych spektaklach. Wprawdzie jest temat "Nowości na dvd", gdzie pojawiło się wiele ciekawych recenzji, ale nie wszystko, co można obejrzeć, to nowości, i nie zawsze są na dvd, bo coraz częściej zdarzają się amatorskie nagrania w internecie albo obejrzało się coś w tv. Dlatego w końcu uznałam, że założę ten temat i mam nadzieję, że nie będę jedyną osobą, która będzie tu pisać ;) .

---

Ja obejrzałam właśnie Jezioro łabędzie z Royal Ballet z Marianelą Nunez i Thiago Soaresem i mam bardzo mieszane uczucia. Z pewnością jest to interesująca wersja, ale nie wiem, czy mi się podoba. Kostiumy i dekoracje sugerują, że akcję przeniesiono do XIX wieku, co samo w sobie raczej mi nie przeszkadza, ale wszystko jest ciemne, dość ponure, co daje dziwne wrażenie, poza tym trochę zmieniono sens wydarzeń. Na przykład w pierwszym akcie nie mamy zabawy księcia z przyjaciółmi w parku, ale coś, co wygląda raczej na wiejską zabawę pod bramami pałacu, w której uczestniczy książę i jego przyjaciele. Pas de trois tańczą nie przyjaciele księcia, lecz goście, którzy później są przedstawieni Zygfrydowi. Kostiumy bawiących się są mało eleganckie, mężczyźni wyglądają jak chłopi, kobiety jak wystrojone wiejskie dziewczyny. Również sposób ich tańca nie jest zbyt elegancki czy dystyngowany, wszyscy też zachowują się, jakby czuli wyraźny respekt przed księciem, dziewczyny są podeksytowane jego widokiem. Sam Zygfryd nie podobał mi się - zrobił na mnie wrażenie infantylnego, żeby nie powiedzieć - przygłupiego. Zdecydowanie nie mój typ na księcia ;) .
W drugim akcie nie spodobały mi się kostiumy łabędzi - nie miały tradycyjnych tutu, ale coś, co wyglądało na poszarpane romantyczne paczki (tu przykład) - przy Odetcie, która miała klasyczną paczkę, wyglądały, jakby przeniosły się z innej bajki (albo innego baletu ;) ). Sam corps de ballet też nie zachwycił, ale to może dlatego, że naoglądałam się najlepszego corps z 32 cudownie zgranymi łabędziami - czyli z Maryjskiego. Poza tym nie można nic zarzucić - choreograficznie drugie akty zazwyczaj nie różnią się znacznie w poszczególnych produkcjach.
W trzecim akcie komnata, w której odbywa się bal wygląda, jakby była zapomniana i pokryta ogromnymi pajęczynami. Sam bal stał się balem kostiumowym, goście chowali swoje twarze za maskami, a Zygfryd na samym początku udawał, że się pojedynkuje z Benno i zaczepiał niektórych gości. Gdy zaczął się taniec księżniczek, miałam wrażenie, że to nie księżniczki, ale kurtyzany. Na brak zainteresowania ze strony księcia nie były smutne czy zawiedzione, ale reagowały oburzeniem.
Bardzo zawiodły mnie tańce narodowe. Trzy z nich choreograficznie były podobne do tych, które znam z wersji Maryjskiego, ale wykonanie nie powaliło na kolana. W tańcu hiszpańskim zabrakło mi energii, poza tym jedna tancerka miała za dużo ciałka (nawet nie patrząc na to poprzez pryzmat kryteriów rosyjskich). W tańcu węgierskim - moim ulubionym - kostiumy były ciemne (czarno-fioletowe), a tancerki miały takie miny, że cały taniec sprawiał wrażenie tańca duchów czy upiorów. Taniec neapolitański był chyba zbyt frywolny i przywodził mi na myśl Tarantellę Balanchine'a. Jedynie do mazurka nie mam co się przyczepić, choć tutaj znowu były czarne kostiumy, co wyglądało dość ponuro.
Thiago Soares tu również mi się nie podobał, jego Zygfryd był bardzo dziecinny, a jeżeli chodzi o taniec to i wariacja, i coda, były dla mnie powolne, bez energii, po prostu nudne. Jak wszyscy, bardzo dużo grał, miał bardzo rozbudowaną mimikę, co w innym wypadku byłoby plusem, ale w przypadku tego tancerza tylko mnie drażniło.

Ale jest kilka jasnych stron. Podobało mi się, że było dużo pantomimy, choć momentami trochę za dużo i przysłaniała mi taniec (ale takie wrażenie miałam po wszystkich nagraniach z Royal Ballet jakie widziałam). W mojej ulubionej wersji z Maryjskiego jest ograniczona do minimum, a w niektórych momentach byłoby miło zobaczyć jej trochę więcej. Podobało mi się też, że Zygfryd poszedł na polowanie nie sam, ale z grupą przyjaciół - miało to większy sens.
Podobała mi się jedna z tancerek w pas de trois - Yuhui Choe - była bardzo dziewczęca, delikatna, miło się na nią patrzyło. Tu całe pas de trois.
No i najjaśniejszy punkt tego Jeziora - Marianela Nunez. Uważam, że była absolutnie olśniewająca i jako Odetta, i jako Odylia. Miała bardzo żywą mimikę, ackentowała nią wszystkie gesty, każde spojrzenie było inne. W czarnym pas de deux jej twarz zmieniała się z milion razy ;) , inaczej patrzyła i uśmiechała się do Zygfryda, inaczej do publiczności, inaczej do Rotbarta. Oczywiście to zupełnie inny styl niż w przypadku tancerek rosyjskich, więc nie będę jej do żadnej porównywać i też bez umniejszania którejkolwiek z nich mogę powiedzieć, że chyba nigdy nie widziałam tak barwnej Odylii i Odetty, której uczucia byłyby tak bardzo widoczne.
Dla przykładu:
wariacja Odetty
pas de deux Odylii
Choć też przyznam, że momentami czułam się przytłoczona całą pantomimą, bo za bardzo polubiłam tak różny od tego rosyjski styl.

Jak napisałam, ogólnie uważam, że jest to nagranie interesujące, choć raczej nie stanie się moim ulubionym, i chętnie poznałabym opinie innych osób, które widziały całość lub chociaż fragmenty ;) .
 
     
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 33
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Maj 10, 2010 11:44 am   

Bardzo przydatny temat szczególnie jeśli chodzi o wymianę informacji i opinii. Mimo wszystko zachęciłaś mnie do obejrzenia tego "Jeziora..". Jeszcze przed ukazaniem się spektaklu na dvd czytałam opinie paru osób na ballet talk, gdzie ktoś zapowiadał, że mają nagrywać Marianelę Nunez i Thiego Soaresa i mówił, że osobiście się temu dziwi, ponieważ był niedawno na ich występie i delikatnie mówiąc, nie zachwycili go. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba zarzucał Nunez, że jest nudna i nijaka - od tej pory więc w ogóle przestałam interesować się tym wydaniem. Poza tym (dopiero ostatnio się uczę, że nie warto szufladkować tancerzy) nie mogłam sobie wyobrazić jej
w roli Odetty/Odylii, a to przede wszystkim dlatego, że jest moją ulubioną wykonawczynią roli Lizy z "Córki źle strzeżonej" Ashtona. Jest to też chyba moje ulubione nagranie z Royal Ballet z ostatnich lat, bardzo udane, najlepsze ze wszystkich trzech "Córek źle strzeżonych", które widziałam (a oglądałam starsze z RB z Lesley Collier
i jeszcze w choreografii Spoerli'ego z Valentiną Kozlovą). Tak czy inaczej wizerunek żywiołowej, zabawnej i swawolnej Lizy nie bardzo mi jakoś współgrał z klimatami "Jeziora..". Ale oglądając te fragmenty, które zamieściłaś stwierdzam, że naprawdę mi się podoba - tak samo jak ta rozbudowana pantomima i dynamika uczuć, ekspresja widoczna na jej twarzy. Poza tym w pas de deux bardzo podoba mi się jej kontrola ruchu, widać, że ma świetną równowagę. I jeszcze podnoszenia -np. te na początku, są niezwykle lekkie i wyglądają na coś niewymagającego zupełnie wysiłku (jakby nie patrzeć, to chyba jednak zasługa Soaresa, który - chociaż oglądałam go tylko przez te kilka minut - również wydaje mi się jakiś dziecinny i naiwny, szczególnie kiedy się uśmiecha). Niektóre elementy choreografii Ashtona w czarnym pas de deux mi się podobają, inne zostawiłabym tradycyjne - zapewne lepiej by się prezentowały, są bardziej efektowne. Ale podobały mi się np. te bardzo wolne chaines, które wykonuje Marianela. Zauważyłam, że niektóre elementy w tej choreografii, które zazwyczaj tancerki wykonują szybko, tutaj występowały często w "zwolnionym" tempie, ale w jej wykonaniu to nie raziło, przeciwnie, nabierało jakichś nowych walorów, sam ruch dłoni przed wariacją Odylii był bardzo wymowny, pełen treści. Jej uśmiechy do Rotbarta, szeptanie na ucho itp. to było bardzo ciekawe dopełnienie jej tajemniczego, przewrotnego charakteru.
Na razie nic więcej nie powiem, oprócz tego, że Zygfryd zupełnie mi się nie spodobał. Ale spodobała mi się za to bardzo scenografia i kostiumy, i oczywiście Nunez ;)

Dla kontrastu Marianela w "Córce źle strzeżonej":
http://www.youtube.com/wa...feature=related

Uwielbiam tą wariację ze wstążką, nadal mogę ją oglądać w nieskończoność. W ogóle mam do tego spektaklu duży sentyment - był to pierwszy balet, który dostałam jako prezent ;)
_________________
"Tańczcie głową." A. Pawłowa
 
     
Lienka 
Adept Baletu


Związek z tańcem:
miłośnik, uczeń
Posty: 182
Wysłany: Pon Maj 10, 2010 5:38 pm   

A ja właśnie uwielbiam tę wersję "Jeziora". Marianela Nunez jest niesamowita jako Odetta/Odylia. Urzekło mnie to co nie bardzo podoba się Blanche. Moim zdaniem taka ciemność, tajemniczość, lekki nastrój grozy świetnie pasują tu pasują(teraz jak o tym piszę przyszły mi na myśl "Wichrowe Wzgórza", to coś podobnego).
Paczki łabędzi też mi nie przeszkadzały. choć jak zobaczyłam je pierwszy raz na YT to byłam nawet lekko zbulwersowana, ale potem zaczęły mi się podobać, chociaż rzeczywiście Odetta w tradycyjnej paczce klasycznej do nich nie pasuje.
Co do gorszych elementów to zgadzam się z Blanche co do Thiago Soaresa. Nie podobał mi się Zygfryd w jego wykonaniu.
Generalnie byłam zachwycona całym baletem, kostiumami, scenografią, tancerzami, Marianelą Nunez, także mogę przymknąć oko na tego nieszczęsnego Zygfryda ;)

To parę takich ogólnych uwag, widziałam balet jakiś czas temu i nie jestem teraz w stanie omawiać go bardziej szczegółowo, ale może obejrzę go znowu niedługo, to może coś rozwinę.
 
 
     
Blanche 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 36
Posty: 890
Skąd: z dalekiej północy
Wysłany: Wto Maj 11, 2010 4:13 pm   

Ewa J. napisał/a:
Poza tym (dopiero ostatnio się uczę, że nie warto szufladkować tancerzy) nie mogłam sobie wyobrazić jej
w roli Odetty/Odylii, a to przede wszystkim dlatego, że jest moją ulubioną wykonawczynią roli Lizy z "Córki źle strzeżonej" Ashtona. Jest to też chyba moje ulubione nagranie z Royal Ballet z ostatnich lat, bardzo udane, najlepsze ze wszystkich trzech "Córek źle strzeżonych", które widziałam (a oglądałam starsze z RB z Lesley Collier
i jeszcze w choreografii Spoerli'ego z Valentiną Kozlovą). Tak czy inaczej wizerunek żywiołowej, zabawnej i swawolnej Lizy nie bardzo mi jakoś współgrał z klimatami "Jeziora..".

To chyba zastanowię się, czy nie dać szansy tej "Córce". Jakiś czas temu zaczęłam oglądać, ale raczej mnie nie wciągnęła. Ja uwielbiam wersję z Valentiną Kozlovą, która w porównaniu z wersją z Royal Ballet wydała mi się bardziej żywa i energiczna, ale w takim razie jeszcze raz spróbuję obejrzeć wersję z Marianelą ;) .
Co do jej Odetty/Odylii to ja właśnie czytałam pozytywne opinie. Jedna dotyczyła bodajże zeszłorocznej gali w Londynie na cześć Diagilewa i Ballets Russes. W recenzji ktoś napisał coś w sensie, że na gali pojawiło się również "czarne" pas de deux i choć recenzent nie miał pojęcia, jaki jest związek Jeziora łabędziego z Diagilewem, to w sumie go to nie obchodzi, bo przynajmniej miał okazję zobaczyć cudowną Marianelę Nunez w roli Odylii ;) . Również na rosyjskim forum było kilka pozytywnych opinii, porównywano ją nawet do Dudińskiej, choć trudno mi powiedzieć, czy słusznie, bo Odylia w jej wykonaniu nigdy do mnie nie przemawiała.

Lienka napisał/a:
Moim zdaniem taka ciemność, tajemniczość, lekki nastrój grozy świetnie pasują tu pasują(teraz jak o tym piszę przyszły mi na myśl "Wichrowe Wzgórza", to coś podobnego).

Ja lubię taki nastrój, o ile ma to dla mnie jakiś sens. Właśnie szczególnie przy tańcach narodowych bardzo mi to nie pasowało - zawsze odbierałam to raczej tak, że były one związane z księżniczkami, zaś tutaj wyglądało to, jakby wszyscy byli świtą Rotbarta i Odylii, i to nieco przerażającą, szczególnie Węgrzy ;) .
 
     
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 33
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sro Maj 12, 2010 10:10 am   

Blanche napisał/a:

To chyba zastanowię się, czy nie dać szansy tej "Córce". Jakiś czas temu zaczęłam oglądać, ale raczej mnie nie wciągnęła. Ja uwielbiam wersję z Valentiną Kozlovą, która w porównaniu z wersją z Royal Ballet wydała mi się bardziej żywa i energiczna, ale w takim razie jeszcze raz spróbuję obejrzeć wersję z Marianelą ;)

To może widziałaś tą starszą wersję, właśnie z Collier? Ona rzeczywiście była okropnie nudna, trudno mi było dotrwać do końca, chociaż kostiumy, scenografia, choreografia - słowem, wszystko te same - ale jednak wykonanie wykonaniu nie równe ;) Też bardzo lubię "Córkę.." z Kozlovą, w zasadzie to nawet trudno mi wybrać, którą bardziej lubię - może do tej z Marianelą mam większy sentyment z tego powodu, o którym wspomniałam, tak czy inaczej na pewno warto znać jedno i drugie - każde w swoim rodzaju i na swój sposób interesujące. Za to Alain z wersji RB jest chyba nie do pobicia przez żadnego innego tancerza, przezabawny.
A wracając do "Jeziora.." to obejrzałam już i podobało mi się, ale z pewnymi zastrzeżeniami. Skoro mówicie o kostiumach i scenografii, od tego może zacznę. Jeśli przyjrzeć się dokładniej, to nadanie takiej a nie innej oprawy całości jest zupełnie logiczne i spójne w kontekście tego, co zobaczyłam. Wystarczy chwilę się zastanowić; akcja w planie realistycznym (I, III akt) toczy się najwyraźniej w wieku XIX. Niektóre kostiumy mogłyby wskazywać ewentualnie na początek XX, ale strój królowej z I aktu rozwiewa wszystkie wątpliwości - typowa XIX wieczna kreacja. Jeśli chodzi konkretnie o epokę, to stawiam na późny, lub schyłkowy romantyzm. Sugerują to nie tylko kostiumy pozostałych uczestników zabawy przed pałacem, ale również to, co dzieje się na płaszczyźnie "fantastycznej" (II, IV akt).
Jak już zostało wspomniane, wszystko jest bardzo tajemnicze, panuje nastrój niesamowitości i grozy. W II akcie w tle widzimy mury jakiejś budowli - coś kojarzącego się z ruinami średniowiecznych gotyckich zamków (przynajmniej mnie), to znowu coś przypominającego pajęczyny. Z kolei tancerki nie noszą klasycznych tutu, jak Odetta, ale jak to określiła Blanche - kostiumy przypominające poszarpane paczki romantyczne, co według mnie upadania je prędzej do rusałek, topielic, lub czegoś w tym rodzaju, niż do zaklętych łabędzi. III akt - to oczywiście pewna konwencja, znowu obserwujemy powrót do motywów średniowiecza (stroje królowej, księcia, który porzucił "umundurowanie", innych uczestników balu, zaaranżowanie wystroju wnętrza; palące się świece, wielkie żyrandole, u sufitu zawieszone coś, co znowu przypomina pajęczyny itd., itp.) Że już nie wspomnę o świcie Rotbarta, który wiedzie w swoim orszaku jakieś "trupie główki" - gdyby tylko zaczęły tańczyć, mamy gotowy motyw danse macabre ;) Z tego wynika, że obserwujemy coś w rodzaju balu maskowego i że wśród towarzystwa dworskiego jest to epoka tyle modna i popularna, co chętnie przywracana do życia. I w tym wypadku wszystko zaczyna być logiczne - przecież w romantyzmie popularne było nie tylko zainteresowanie ludowością i Wschodem, kulturą orientu, ale także fantastyką i światopoglądem średniowiecza właśnie. Ruiny starych gotyckich zamków były wymarzonym i ulubionym miejscem akcji dla wydarzeń zarówno romansowych, jak i przygodowych. Stąd nic dziwnego, że książę wychowany w tym światopoglądzie nie wyobraża sobie spotkania wybranki serca w jakimś spokojnym, bezpiecznym, ustronnym miejscu, ale w takim, jakie, widzimy właśnie w II akcie. W tym wypadku nieodłącznym elementem romantyczności muszą być też uczucia grozy i tajemnicy. Co więcej z całą tą wizją spójne jest zakończenie - owszem, kochankowie uzyskują w końcu szczęście i spokój, ale dopiero po śmierci. A więc teoretycznie jest szczęśliwe zakończenie, ale z perspektywy świata ludzi niekoniecznie. To tak samo jak z Tristanem i Izoldą. Po wielu perypetiach i przejściach mamy pewność, że szczęśliwi będę dopiero w zaświatach, kiedy oboje umrą.
Na tym całą tą analizę zakończę, ale właśnie min. z konieczności zastanowienia się nad tym wszystkim, kostiumy mi się bardzo podobały - na pierwszy rzut oka paradoks, a mimo to autorzy wpisali w tą opowieść głębszą treść, jeszcze jedno "dno". Teraz podsumowanie wymowy końcowej na podstawie wyciągniętych przeze mnie subiektywnie wniosków (z którymi nikt zapewne się nie zgodzi i uzna za herezję, ale ja już tak mam, tak zostałam ukształtowana - dlatego też nigdy np. nie zdradziłam do końca mojej interpretacji II aktu "Giselle", ani w recenzji, ani nigdzie, bo rozumiem, że mogłoby to wzbudzić raczej nieprzychylne reakcje ;) ). A więc - może to nadinterpretacja, ale według mnie autorzy całego pomysłu tej konkretnie wersji "Jeziora.." dyskutują w ten sposób z użytecznością światopoglądu romantyzmu. Jak już wszyscy zauważyli, książę w tej wersji jest skrajnie naiwny, wręcz dziecinny, popada w bezbrzeżny zachwyt, kiedy widzi Odylię, ale ten zachwyt jest pokazany w tak karykaturalny i groteskowy sposób, że czasami budzi u odbiorcy wręcz politowanie.. Nie jest więc typowym amantem, pięknym, zdecydowanym, szlachetnym mężczyzną, ale raczej kimś bardzo niedojrzałym emocjonalnie. I tu zawiera się cała refleksja - teoretycznie wszędzie jest tak, że tragedia dokonuje się, lub ma się dokonać z winy księcia (bo ostatecznie dzieje się zazwyczaj tak, że jakimś cudem kochankowie przeżywają), ale w innych spektaklach książę oznacza zawsze: "amant, piękny, szlachetny, mężny, dzielny młodzieniec" (patrz - etos i charakterystyka średniowiecznego rycerza). Dlatego też wydaje mi się, że z tego powodu zazwyczaj współczujemy księciu - jest szlachetny, dobry i mądry, w związku z tym całą winę najłatwiej zrzucić na Odylię. "Ach, jaka podła i przebiegła ta Odylia, że go tak okrutnie zwiodła!". A tutaj - zamiast współczucia i empatii, książę budzi w widzu zupełnie inne emocje. Przerysowany książęcy wizerunek ma służyć według mnie podkreśleniu, że całą tragedię zawdzięcza tylko i wyłącznie samemu sobie, własnej naiwności i bezmyślności. Gdyby tak łatwo nie ulegał emocjom, a więcej kierował się rozumem, być może mógłby być szczęśliwy z Odettą jeszcze za życia na ziemi; zauważyłby, że Odylia to nie Odetta. "Morał" prosty, ale niepopularny, za to naukowo bez wątpienia udowodniany - bardzo silne emocje, zarówno negatywne, jak i pozytywne, zaburzają intelekt, a cała sztuka polega na odpowiednim wyważeniu proporcji między "logiką serca, a logiką rozumu"
To tyle z moich nadinterpretacji, o tym, co mi się nie podobało może innym razem, a może już wcale - w każdym razie teraz już dosyć ;)
_________________
"Tańczcie głową." A. Pawłowa
 
     
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 33
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Maj 23, 2010 3:37 pm   

Cóż, nie myślałam, że kiedykolwiek to powiem, ale przedwczoraj widziałam absolutnie najcudowniejszą "Giselle" na świecie (żeby ranga tego "komplementu" była czytelna dodam, że jest to mój ulubiony balet klasyczny). Wszystko zaczęło się od tego, że jakiś czas temu na stronie http://www.filmydvd.pl/ szukałam jakiegoś tytułu
i przypadkiem w nowościach zauważyłam ten: http://www.filmydvd.pl/x_...6-40510001.html
Tylko dlatego, że to właśnie "Giselle", postanowiłam poszukać jakichś filmów na youtube, znalazłam, zainteresowały mnie, w związku z czym zdecydowałam, że zaraz po maturze zamówię to nagranie (oczywiście miałam pecha, przyszło na tydzień przed zakończeniem egzaminów - ćwiczyłam więc wytrwałość w postanowieniu, że nie obejrzę póki nie będzie po wszystkim ;) ).
A przechodząc do rzeczy - według mnie jest to interpretacja doskonała, idealna w każdym calu. Do tej pory zawsze coś było nie tak; Albrecht i Giselle świetni, za to kostiumy czasem mi nie pasowały, raziły, corps się nie sprawdzał; to znowu piękne kostiumy, scenografia, światła, ale wykonawcy nie dopisali (np. wersja z Opery Paryskiej), jeszcze inaczej - główni bohaterowie nie zachwycają, ale za to role drugoplanowe świetnie zatańczone, lub odwrotnie itd, itp., przykłady jeśli chodzi o ten akurat spektakl mogłabym mnożyć w nieskończoność.
Tutaj, jeśli chodzi o kostiumy i scenografię, jestem przekonana, że stworzył je człowiek genialny (Toer van Schayk). Przemyślenie wszystkich detalów stroju, oprawy plastycznej nie da się wprost opisać.. jeśli chodzi o II akt to podobnej scenografii nie widziałam nigdzie indziej i zapewne nigdy już nie zobaczę, co do pierwszego aktu
i dekoracji, tła, w założeniu autora miało ono przypominać miękką akwarelę - widzimy na niej zamglony pejzaż, górzysty krajobraz, jezioro ukryte w kotlinie. Co więcej mogę powiedzieć - przywykłam widzieć w tym balecie kostiumy przeciętne, albo po prostu kiczowate (niestety do dzisiaj wystawia się Giselle, gdzie widzimy główną bohaterkę tańczącą w strasznej paczce w I akcie), rzadziej ładne (La scala), albo bardzo ładne (Opera Paryska, stroje autorstwa BENOIS). Kostiumy zaprojektowane przez Schayk'a są po prostu - niesamowite. Nic dodać, nic ująć. Nie wspominając o strojach głównych bohaterów, to paczki tancerek z corps z I aktu (kilka wariantów,
w II wiadomo - wszystkie willdy z corps muszą być ubrane jednakowo) są tak piękne, że spokojnie mogłaby je nosić Giselle. Przy tym zachowany jest realizm, stroje przypominają kostiumy wiejskich chłopców i dziewcząt ubranych po prostu bardziej odświętnie, ale tym samym nie przypominają przebranych za "szlachtę" wieśniaków. Bez takiej oprawy, jaka jest w tym spektaklu, wersja Beaujean i Bustamante'a straciłaby swój sens, tutaj kostiumy służą czemuś więcej, niż tylko efektom czysto wizualnym, nie są tylko ozdobą, miłym dodatkiem cieszącym oko, ale stanowią element charakterystyki wszystkich bohaterów.
W tym miejscu chciałabym przytoczyć kilka dowodów na spójność wizji artystycznej twórców (choreografów, tancerzy, a w tym również scenografa) z celem, jaki chcieli osiągnąć; czyli wrażeniu, jakie zamierzali wywrzeć na widzu, a tym samym co konkretnie chcieli mu poprzez swoje dzieło powiedzieć.
Kiedy oglądałam ten spektakl od razu rzucił mi się w oczy dysonans pomiędzy ciepłem barw strojów tancerzy, a chłodem, minimalistyczną surowością tła. Pomyślałam wtedy: "Ten kontrast to chyba nie jest przypadek, to wygląda na zapowiedź mającej się rozegrać tragedii". Dokładnie tak pomyślałam, te słowa oddają treść moich myśli. I teraz wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy na ballettalk przeczytałam następującą wypowiedź:

"I got my copy a couple of weeks ago and thought it was a beautiful production (designed by Toer van Schayk.) The backdrop of the first act (a forbidding icy blue mountain scene) was contrasted with the warm earth tones of the village--it seemed like a foretelling of the tragedy that was to come. This same background was also used to great effect in Act 2 and was silhouetted with black trees. There was a peasant pas de quatre in Act 1 superbly danced, especially by the women.(...)"

Szok. Nie wiem, czy w ten sposób zrozumiecie co miałam na myśli (nie tylko zresztą ja, jak widać): http://www.youtube.com/watch?v=lNZcwpOIPcY
Na tym krótkim filmie jest niezbyt dobra jakość, nasycenie kolorów i barw, oraz światło jest zmienione w stosunku do nagrania na dvd, więc może nie być do końca czytelne to, co widać na oryginalnym, cyfrowym zapisie spektaklu.

To nie koniec niespodzianek, bo nie dość, że scenografia tak precyzyjnie oddaje założenia twórców, choreografia, kreacje głównych bohaterów - również. I tutaj przeżyłam kolejne "olśnienie", zdumiona tym, co sobie pomyślałam, a co usłyszałam później podczas wywiadów dołączonych do płyty jako bonus. Jest jedna podstawowa różnica między tą interpretacją, a wszystkimi innymi, które widziałam do tej pory. Nie wartościuję, nie mówię, czy to dobrze, czy źle, ale chcę jedynie zwrócić uwagę na moje spostrzeżenia i na to, jak później zostały zweryfikowane dzięki obejrzeniu wypowiedzi tancerzy. W każdej wersji "Giselle", którą widziałam do tej pory, interpretowałam zachowanie Albrechta następująco: przychodzi do Giselle, zaleca się, flirtuje itp., itd., ponieważ raz - szuka rozrywki, dwa - Giselle podoba mu się. Dopiero później, już po jej śmierci przechodzi "przemianę" duchową, rozumie, że w trakcie prowadzenia tej gry stracił nad nią kontrolę i sam się zakochał. W tym wypadku jest to opowieść przede wszystkim o tym, że nie wolno igrać z miłością, bawić się uczuciami innych, bo - raz - nie wiadomo, jak to się dla nich może skończyć, czy przejdzie bez echa, czy będzie miało poważniejsze konsekwencje (śmierć), dwa - nie wiadomo, jaki to wywrze wpływ na amatora podobnych rozrywek, czyli Albrechta.
Tutaj natomiast początek wydaje się aż zbyt banalny - Albrecht od samego początku baletu jest zakochany w Giselle, nie prowadzi więc żadnej gry, jest szczery (jeśli chodzi o uczucia, a nie prawdomówność rzecz jasna). I właśnie na to główny nacisk w wywiadzie położył wykonawca roli Albrechta, czyli po prostu genialny w tej roli Jozef Varga. Mówił o tym, że różnica polega na tym, iż w tej wersji jego Albrecht od początku jest zakochany i bardzo mocno emocjonalnie przywiązany do Giselle - dlatego sam nie postrzega tej postaci jako pierwotnie wyrachowanej, a dopiero potem "nawracającej się", zmieniającej na lepsze. Jego Albrecht nie był lekkomyślny, ale zbyt zaangażowany emocjonalnie i uczuciowo, żeby racjonalnie przewidzieć konsekwencje, jakie spowodowało jego kłamstwo. W tym miejscu może pozwolę sobie na przytoczenie słów Vargi, paru słów, które napisał na temat własnego sposobu na przygotowywanie się do roli, gdzie odwołuje się również do przykładu Albrechta:

Prepare for a Performance

Think, Visualize, Practice

What it takes to prepare for a performance?
It’s a complex question of course it depends on the role and the ballet you are about to dance. Many dancers have different ways and routines before performances.

In my opinion there are two important parts in preparing for a performance:

1st Is physical

You need to get ready to accomplish all the technical difficulties that a performance demands from you. The only way really to do it is to spend many hours in the studio and practice.
But practicing consciously is the only way to improve. You can repeat the steps a hundred times without making any progress and that brings me to the second part.

2nd Think and visualize.

I consider it at least 50% of a successful performance. Think through what you want to accomplish on stage. The turns, the jumps, the pas de deux, musicality etc. Nothing happens without your mind giving the command.

The role.

Important is as well to prepare the role if there is one. Do not neglect this part because it’s very important no matter how many turns and jumps you do. Even if you are dancing an abstract ballet there are emotions and different ways to present yourself.
It can change your performance drastically!

Who you are? (example Count Albrecht, a royalty) Where do you live? (in a castle) How old are you? (young)
Did any similar circumstances happened to you? (I did fall in love and some important person from my family died) etc.
Any of those questions answered will help you approach a role and bring some of you as a person to it.
The executed gestures are important but not enough. Dancing from inside, using your emotions yet staying in the role is difficult and takes a lot of experience to achieve it. That is the reason that I like to watch mature dancers on stage.

Routines before a performance:
Most people have them but everybody is different. It’s kind of a switch to "performance mode". I usually arrive to the theater in a specific time. Make up, warm up, coffee, costume (everything is scheduled in this order). I like to spend some time on stage before a performance, practice some steps get the feeling of the stage. I don’t like to rush anything. Last make up and hair re-touch and SHOWTIME.


Zacytowałam te słowa nie tylko dlatego, że odnoszą się konkretnie do wersji "Giselle", o której teraz mówię, ale też dlatego, że są po prostu napisane z głową - mądre
i już, według mnie oddają istotę roli tancerza w ogóle, tego, co w jego zawodzie i tańcu jest właśnie najważniejsze. Przyznaję, że są odzwierciedleniem mojej filozofii tańca i ruchu, a także, jak powinien dzisiaj pracować i myśleć nowoczesny tancerz (Stąd właśnie cytat w moim podpisie: "Tańczcie głową" ;) )
Skoro już zeszłam do tematu artystów, to pociągnę ten wątek i od razu powiem, że dojrzałość, jaką pokazali w spektaklu Varga i Annna Tsygankova (Giselle) jest naprawdę zdumiewająca. Ich zrozumienie dla ról Albrechta i Giselle nie jest czymś, czego oczekiwałabym nawet od dojrzałych artystów, a co dopiero mówić o tak młodych tancerzach. Ale nie będę się rozpisywać na temat ich kreacji, trzeba tą parę po prostu zobaczyć "w akcji", rozwodzenie się na temat ich interpretacji nie ma zbyt wielkiego sensu, bo i tak nie odda tego, co rzeczywiście zrobili. A w tej sytuacji na usta cisną mi się tylko określenia takie jak: niezwykłe, zdumiewające, nieprawdopodobne, że tak głęboko można te role zrozumieć, przeżyć i w taki sposób zatańczyć.

Teraz trzeba jeszcze tylko powiedzieć o: Mircie (Igone de Jongh), ponieważ jest idealna, pasuje do tej roli jak ulał, jak żadna inna tancerka, które do tej pory widziałam w tej partii: http://www.youtube.com/watch?v=aPHyfamLlwc, http://www.youtube.com/watch?v=C4jl-Uf8A84 ), Hilarionie (Jan Zerer): http://www.youtube.com/wa...feature=channel a także o Michele Jimenez i Mai Gremillet, które były świetne w wiejskim pas de quatre. Tutaj jeszcze wspomnę, że tańczyły dodatkowo dwie wariacje więcej, nie występujące normalnie w tym pas de deux, ani w ogóle nigdzie w "Giselle", jak również o dodatkowej wariacji Albrechta w I akcie, która została wprowadzona zaraz przed wariacją Giselle. Efekt jest naprawdę świetny, co do muzyki towarzyszącej tym tańcom jest również autorstwa Adama, ale pochodzi z innych jego kompozycji.
Jeśli kogoś interesowaliby odtwórcy głównych ról, tutaj fragmenty wywiadów:
http://www.youtube.com/wa...feature=channel - z Anną Tsygankovą, Giselle idealną
http://www.youtube.com/wa...feature=channel - Jozefem Vargą, idealnym Albrechtem, który nie tylko jeśli chodzi o umiejętności artystyczne, ale także techniczne spokojnie dorównuje etoiles z Opery Paryskiej.
Piękne linie, czyste skoki, piruety, idealne aplomb - jednym słowem; danseur noble, cóż więcej mogę dodać. Już od jakiegoś czasu oglądam z nim nagrania na youtube, poza tym widziałam go w "Adagio Hammerklavier" Hansa van Manena i "Kopciuszku" Spoerliego (z czego nie dawno zdałam sobie sprawę, bo wcześniej jakoś nie zwróciłam uwagi, kto występował tam w roli.. macochy, lub raczej, jak to jest tam ujęte "La belle mère‎" ;) ) Naprawdę bardzo interesujący tancerz, coraz bardziej mnie przyciąga; nie bez powodu zresztą.
http://www.youtube.com/watch?v=DxCjqvpxBWI - materiał na temat Jozefa, nagrany z okazji zdobycia przez niego nagrody im. Alexandry Radius.
http://www.youtube.com/watch?v=Yeby-o42Zl4 - na początku Anna Tsygankova w "Temacie z wariacjami", później Varga i Miichele Jimenez w "Two" Hansa van Manena
http://www.youtube.com/watch?v=3rwOOCEzbTo - tutaj jako Zygfryd w "Jeziorze łabędzim" Spoerliego.
http://www.youtube.com/wa...QtWFKUDDWU&NR=1 - starsze nagranie z "Giselle", taniec w wykonaniu bardzo młodego Jozefa

Odnośnie choreografii, to jej twórcami są Rachel Beaujean i Ricardo Bustamante.
Bustamante był partnerem samej Carli Fracci w ABT, stąd w tej wersji jest dużo nawiązań do na pewno znanego wszystkim nagrania z wyżej już wymienioną i Erikiem Bruhn, szczególnie jeśli chodzi o sceny grupowe, co mnie osobiście bardzo cieszy, ponieważ była to pierwsza "Giselle", którą widziałam i mam do tej choreografii wielki sentyment. Ponadto spektakl ten został uhonorowany nagrodą - Dance Europe's Critics' Choice 2009; best programme:
"Rachel Beaujean and Ricardo Bustamante's production of Giselle... a heartbreakingly beautiful performance of the classic".

Na sam koniec zapowiedź "Giselle":
http://www.youtube.com/watch?v=wGRLYPfWvOk

I parę zdjęć:
http://www.facebook.com/a...id=78718586586#

Czytałam też, że producent tego dvd zapowiedział nagranie w niedalekiej przyszłości więcej spektakli z Het Nationale Ballet (min. "Don Kichota" Ratmańskiego), co mnie osobiście bardzo cieszy, ponieważ w pewien sposób oznacza przełamanie monopolu wielkich zespołów baletowych, takich jak chociażby Opera Paryska, bez których oczywiście nie mogę sobie wyobrazić współczesnego baletu, ale z drugiej strony te renomowane zespoły potrzebują według mnie też pewnego rodzaju opozycji, a może raczej uzupełnienia w postaci innych, owszem, mniej popularnych, ale również bardzo dobrych teatrów w Europie. Zwiększenie się "konkurencji", rywalizacji w baletowym świecie oznacza nie tylko większą różnorodność, ale także wzrost jakości tak artystycznej, jak i technicznej powstających spektakli, czego zachwalana przeze mnie produkcja jest chyba znamiennym przykładem ;)
_________________
"Tańczcie głową." A. Pawłowa
 
     
Blanche 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 36
Posty: 890
Skąd: z dalekiej północy
Wysłany: Sro Lip 28, 2010 9:24 pm   

Więc w końcu obejrzałam "Romea i Julię", dwie wersje, każdą w dwóch wykonaniach. Pierwsza - choreografia Lavrovsky'ego - nagranie amatorskie z Maryjskiego, ze "świeżą" obsadą oraz nagranie z Galiną Ulanovą z 1954 roku. Druga - MacMillan, nagranie z Nureyevem i Fonteyn oraz z Carlosem Acostą i Tamarą Rojo. W sumie nie wiem co pisać ;) . Podczas oglądania czułam niemalże presję, bo pamiętałam, co Ewa J. pisała o tych dwóch choreografiach, ale obawiam się, że ją zawiodę, bo wersja Lavrovsky'ego była dla mnie idealna w każdym calu, zaś MacMillana była momentami trochę nużąca. Trudno mi wyjaśnić dlaczego. Ostatnio skłaniam się ku zaprzestaniu analizowania, dlaczego coś mi się podoba czy nie podoba oraz czy to co mi się podoba/nie podoba jest wartościowe, dlatego też mam ochotę powiedzieć, że wersja Lavrovsky'ego, choć uchodzi za gorszą ("sowiecką", jak to piszą zachodni krytycy), podoba mi się bardziej, bo tak, a uważana za arcydzieło choreografia Macmillana - nie, bo nie ;) . Ale postaram się napisać kilka wniosków, jakie mi się nasunęły mimowolnie.
W wersji Lavrovsky'ego podobały mi się kostiumy i scenografia - może trochę zbyt teatralne i przez to nienaturalne, ale kojarzyły mi się z filmem "Romeo i Julia" w reżyserii Zefirellego, do którego mam sentyment. W choreografii podobało mi się... że nie było jej widać :) . Miałam wrażenie, że tancerze tworzą choreografię podczas tańca, według swoich emocji, przez co ruch wydawał mi się bardzo naturalny, niewymuszony. Może wynika to częściowo z tego, że w rosyjskiej wersji najważniejsze jest libretto, opowiedzenie całej historii, choreografia zdaje się być na drugim planie. U MacMillana natomiast choreografia zdawała się być na pierwszym planie, ważniejsze było pokazanie tańca (żeby nikt mnie źle nie zrozumiał - mówię o lekkim zwróceniu się w jedną lub w drugą stronę, nie że jeden pokazał tylko libretto, a drugi taniec). To mnie właśnie czasami nużyło, szczególnie gdy pojawiały się momenty z tańcem Romea. Miałam wrażenie, że niczemu one nie służą, mają jedynie pokazać bohatera, a nie mają związku z librettem (przynajmniej dla mnie; Romeo nie jest dla mnie ciekawą postacią, nawet w sztuce, ot taki rozmarzony nastolatek, więc danie mu lekkich, beztroskich tańców a la Merkucjo nie tylko nie miało sensu, ale zmieniało trochę jego charakter - tu zarówno Nureyev, jak i Acosta wydawali mi się zbyt beztroscy). Wersja Lavrovsky'ego skupia się bardziej na Julii i na przemianie, jaka w niej zachodzi. Może to spuścizna po Ulanovej, o której czytałam, że jej Julia była beztroskim dzieckiem, czułą kochanką i zrozpaczoną kobietą.
Kiedyś przeczytałam takie zdanie: "Kroki są zawarte w muzyce Prokofiewa i tylko MacMillan potrafił słuchać". Jeżeli założyć, że to prawda, to mam słuch tak zły, jak Leonid Lavrovsky ;) .Na pewno nie powiem, że wersja MacMillana jest zła, ale po prostu do mnie nie przemawia. U Lavrovsky'ego miałam miłe wrażenie, że interpretował muzykę dokładnie tak jak ja.
Na moje wrażenia na pewno też miało wpływ wykonanie. Nie ukrywam, że najbardziej lubię rosyjskich tancerzy, szczególnie z Maryjskiego ;) . Szczególnie postaci drugoplanowe robiły na mnie wrażenie - Tybalt, Merkucjo, pani Capuleti.

Może jeszcze kilka słów na temat wykonań. Nagranie z Ulanovą - dla mnie wspaniałe, ale przypuszczam, że trzeba lubić lub mieć wyrozumiałość dla stylu tańczenia sprzed 50 lat. Mi się bardzo podobało, całkowicie zrozumiałam wielkość Ulanovej. Nureyev/Fonteyn - moim zdaniem ciekawe. Acosta/Rojo... Czytałam, że ona jest jedną z najlepszych Julii w Royal Ballet (obok Cojocaru). Mnie jej aktorstwo nigdy nie przekonywało i nie przekonało nadal. Jeżeli ona jest najlepszą Julią, to bałabym się oglądać inne tancerki...

Teraz czekam na niedzielę, żeby zobaczyć wersję Nureyeva - już nie mogę się doczekać ;) .
 
     
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 33
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Lip 29, 2010 11:29 am   

Oczywiście, o gustach się nie dyskutuje, dlatego fajnie, że podzieliłaś się swoim zdaniem ;) Być może wynika to właśnie z przyzwyczajeń, upodobań - dla mnie np. w wersjach rosyjskich (oprócz choreografii) najbardziej rażące jest słabe aktorstwo. Przyznam się szczerze, że nawet lubiana przeze mnie Diana Vishneva mnie nie zachwyca - tak się składa, że większość Rosjanek, które oglądałam w całym spektaklu, lub we fragmentach R&J wydawały mi się zupełnie nie odpowiednie w roli Julii na bardzo różnych płaszczyznach. Czasem przesłodzone, czasem za bardzo dramatyczne, ale sama konstrukcja różnych elementów chorografii skłania według mnie do takiej stereotypowej i uproszczonej interpretacji. W zasadzie nie wiem, czy powinnam się odnieść do jakichś konkretnych fragmentów i wykonań, ale może lepiej nie ;) Może powiem od razu: chodzi o to, że nie chce być posądzona o uprzedzenia i z nich wynikającą krytykę, bo przyznaję się, że ostatnio rozłam między moim postrzeganiem tańca (baletu), a rosyjską wizją urósł do wielkości przepaści, dlatego ośrodek zainteresowań przeniosłam zdecydowanie na zachód, nie mówiąc już o tym, że zdecydowanie "odżegnałam" się od tak krystalicznie czystej postaci tańca klasycznego, jaką można oglądać w Rosji. Wiąże się to z tym, że preferuję teraz formy baletu współczesnego/neoklasycznego i taniec kształtowany przez ruch bardziej naturalny, bliższy fizjologii człowieka (doszło to nawet do do tego stopnia, że miałam taki okres w którym oglądanie tańca na pointach całkiem mi już zbrzydło), a nie taki, w którym najbardziej liczą się wysokości i rozciągnięcie. Nie muszę dodawać, że w szkołach rosyjskich dbałość o te czynniki osiągnęła już apogeum, co dodatkowo mnie od nich odsuwa. Po co to piszę? Nie po to, żeby się jakoś "uzewnętrznić", ale wiem, że parę osób tutaj zna trochę moje poglądy, dlatego daję znać jak ewoluują - być może to ułatwi zrozumienie mojego z czasem zmieniającego się punktu widzenia. Poza tym myślę, że jest to naturalna droga, jaką prędzej czy później każdy (albo prawie każdy) baletoman przechodzi ;) Widzę to po sobie - na początku w tańcu szukałam raczej wrażeń estetycznych, teraz to mi nie wystarcza i bardziej liczy się dla mnie autentyczność i prawda (w tańcu klasycznym oczywiście w ramach rygorystycznych ograniczeń - ale to możliwe, w tańcu współczesnym już bez tych krępujących norm). No, to tyle z wyjaśnień na mój temat, i tak już przynudziłam, ale na koniec pozwolę sobie jeszcze na małą prognozę - Blanche, lepiej uzbrój się w wytrwałość, bo jestem prawie pewna, że wersja Nurejewa będzie tą najbardziej przez Ciebie nielubianą choreografią R&J. Wydaje mi się, że zawsze budziła skrajne uczucia - albo zachwyt (jak w moim przypadku), albo niesmak. W tym drugim przypadku odbioru może wydać się "toporna", ciężka, monumentalna, nawet agresywna i ogólnie rzecz biorąc ciężka do przetrawienia. Tak naprawdę dopiero dogłębna analiza intelektualna dała mi pełnię radości odbioru, co - rzecz jasna - nie miało miejsca za pierwszym razem. Kiedy zrozumiałam nawet te "dziwaczne" elementy - takie jak groteskowe zachowanie zwaśnionych rodzin, celowe przerysowanie charakterów niektórych postaci, nawet ten "głupawy" taniec Merkucja na balu, byłam coraz bardziej zachwycona, ile po każdym kolejnym obejrzeniu tej choreografii jestem w stanie w niej odkrywać ważnych rzeczy. Jest moją ulubioną z wielu różnych powodów, o których już trochę pisałam w innym temacie, ale bliska naturalnym zdolnościom fizjologicznym człowieka na pewno nie jest, przeciwnie - jestem przekonana, że jest nie tylko najtrudniejszą emocjonalnie choreografią R&J, ale też technicznie. No cóż, ale czego innego można by się spodziewać po Nurejewie ;)

Blanche napisał/a:
Acosta/Rojo... Czytałam, że ona jest jedną z najlepszych Julii w Royal Ballet (obok Cojocaru). Mnie jej aktorstwo nigdy nie przekonywało i nie przekonało nadal. Jeżeli ona jest najlepszą Julią, to bałabym się oglądać inne tancerki...

No cóż, biorąc pod uwagę, że RB nie ma teraz żadnej wybitnej tancerki (oczywiście, moja subiektywna opinia), to takie twierdzenie że Rojo jest teraz najlepszą, czy też najlepszą obok Cojocaru Julią wcale mnie nie dziwi. Jak dla mnie zdecydowanie nie, nie i jeszcze raz nie - jej aktorstwo tak samo mnie nie przekonuje i nigdy zapewne nie przekona, jako Julia jest słaba i koniec. Duet Margot z Rudolfem - może ciekawy, ale nigdy mną nie poruszył, wyznaję od dawna zasadę, że jeśli R&J McMillana to tylko w wykonaniu Ferri&Corella, tylko oni mnie przekonują i zachwycają do końca w tej choreografii (mimo, że z czasem sama chorografia i wykonawcy spadli u mnie na drugie miejsce w rankingu ocen tego baletu).
_________________
"Tańczcie głową." A. Pawłowa
 
     
Blanche 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 36
Posty: 890
Skąd: z dalekiej północy
Wysłany: Czw Lip 29, 2010 12:59 pm   

Ewa J. napisał/a:
Widzę to po sobie - na początku w tańcu szukałam raczej wrażeń estetycznych, teraz to mi nie wystarcza i bardziej liczy się dla mnie autentyczność i prawda (w tańcu klasycznym oczywiście w ramach rygorystycznych ograniczeń - ale to możliwe, w tańcu współczesnym już bez tych krępujących norm).

Ja właśnie mam teraz odwrotną tendencję ;) . Niedawno czytałam wywiad z byłym tancerzem Maryjskiego, który jakoś pod koniec lat 90. zaczął tańczyć gdzieś na Zachodzie. Powiedział on, że gdy ma okazję, z przyjemnością ogląda spektakle Maryjskiego, bo ma dość - na przykładzie Jeziora - Zygfrydów, którzy mają depresję, są szaleni, obłąkani, ma dość produkcji, w których wyciąga się na wierzch całą psychologię - to jest dobre dla obejrzenia raz, a nie cały czas; czasami woli po prostu obejrzeć wesołego księcia, a nawet szczęśliwe zakończenie. I też się ku temu skłaniam. Być może moje intelektualne potrzeby mają ujście w innej dziedzinie sztuki ;) . W balecie raczej szukam prostoty i wrażeń estetycznych.

Ewa J. napisał/a:
wyznaję od dawna zasadę, że jeśli R&J McMillana to tylko w wykonaniu Ferri&Corella, tylko oni mnie przekonują i zachwycają do końca w tej choreografii

Ja tylko widziałam fragmenty na youtube. Pas de deux mnie nie zachwyciło - ogólnie nie przepadam za choreografią w tej scenie, ale śmierć Julii - niezwykle przekonująca.


Z innych nagrań - obejrzałam Raymondę z Iriną Kolpakovą i Sergeiem Berezhnoi, Kirov 1980. Kolpakova jak dla mnie była okropną Aurorą w Śpiącej bodajże też z 1980 roku - może współczesne wykonania przyzwyczaiły mnie do bardziej dziewczęcych Auror, jak Obraztsova, Cojocaru, Lezhnina, Vishneva, więc ponad 40-letnia Kolpakova nie była w porównaniu zbyt przekonująca ;) . Za to jako Raymonda była świetna. Sama wersja baletu jest dokładnie taka sama, jak w amatorskim nagraniu z Lopatkiną, które można znaleźć na youtube - taka sama choreografia, kostiumy, dekoracje. To było dopiero drugie wykonanie Raymondy, jakie widziałam, mam ochotę na jeszcze jakieś, ale za wiele ich chyba nie ma, prawda? Jest jakieś nagranie z Tokyo Ballet z Zakharovą (widziałam fragmenty, raczej nie mam ochoty na całość), jest też z Bolshoi z Bessmertenovą, chyba też jakieś z Semenyaką - ktoś widział i może polecić lub odradzić? Chyba nie ma żadnego pełnego nagrania z Paryża, a szkoda.
 
     
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 33
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Lip 29, 2010 2:02 pm   

Co do "Rajmondy" to z Paryża są nagrania i to nawet dwa - każde z nich zrealizowane dla telewizji, niestety żadnego nie wydano na dvd ani nawet na VHS-ie. Do pierwszego, z lat 80-tych z całą plejadą gwiazd, o którym marzę, nie sposób chyba dotrzeć. Ale lista wykonawców imponująca, kiedyś nawet wspominałam na forum o tym nagraniu. Biorący udział etoiles (w tamtych czasach niektórzy jeszcze niedoszli): Nurejew, Pontois, Legris, Loudieres, Guerin, Hilaire, de Vulpian. Co do drugiego, które jest moim ulubionym wykonaniem (ale jak sama wspomniałaś, nie ma ich za wiele) to było jakiś czas temu emitowane na mezzo, mam je nagrane, więc gdybyś była zainteresowana nie ma problemu (niestety moje dvd nadal jest w serwisie.. okazało się, że nie mogę zgrywać z dysku twardego na płytę dvd, to było jakieś uszkodzenie fabryczne, a dlatego, że żądałam zachowania danych, które są tam już zapisane, wszystko tak się przedłuża). Chociaż też wątpię, czy by Ci się podobało, raczej nie - w rolę Rajmondy wciela się jedna z moich trzech ulubionych obecnych tancerek Opery, Marie Agnes-Gillot, chyba najsilniejsza, Jean de Brienne to Jose Martinez. Na youtube są wszystkie najważniejsze elementy choreografii, więc można się przekonać, jak to mniej więcej wygląda: http://www.youtube.com/re...t+Martinez&aq=f

I fakt, nie łatwo to pewnie znaleźć, bo komuś przyszło do głowy przechrzczenie tytułu baletu na "Raymundę" ;)

A odnośnie opinii tego tancerza z Rosji, który przeniósł się na Zachód, to myślę, że ma w pełni rację ;) Tylko dodałabym do tego jeszcze coś: że według mnie to działa w dwie strony. Wydaje mi się, że tak samo jak obciążeniem może być tańczenie "ambitnego", czy też maksymalnie eksploatującego psychicznie repertuaru (stąd w pełni rozumiem np. Smekalova, myślę, że tańczenie tylko i wyłącznie w spektaklach Ejfmana to musi być coś nie do zniesienia na dłuższą metę), tak samo może być w przypadku tańczenia tylko i wyłącznie repertuaru stricte klasycznego - szybciej lub później, może zbrzydnąć. Tylko czy to jednak nie za duże uproszczenie? Spójrzmy na to z innej strony; powiedziałaś, że to tancerz z Rosji, czyli prawdopodobnie wykształcony również w rosyjskiej szkole baletowej, a tam - jak wszystkim wiadomo - jest inny punkt widzenia i inaczej postrzega się funkcję tańca, który służy wysokiej, ale jednak przede wszystkim rozrywce. Liczy się przede wszystkim wirtuozeria, popis, technika, żeby wszystko ładnie i fajnie wyglądało, a nie - nie oszukujmy się - jakieś głębsze intelektualne pobudki itd. Od razu dodam, że nie oceniam rosyjskich tancerzy jako takich (poza tym jest przecież wielu, których lubię i szanuję), ale system kształcenia, niezależny od nich. Myślę, że gdyby nagle zmieniono priorytety i tancerzom już ukształtowanym kazano się przerzucić na bardziej współczesny repertuar, to mogłoby dojść do spięć. Ale tak sam odwrotnie - gdyby tancerzom z Opery Paryskiej nagle powiedziano, że od tej pory zajmują się tylko klasyką, to myślę, że większość byłaby zawiedziona i rozczarowana. A to właśnie dlatego, że tam niemal od początku kształcenia tancerzy POB przygotowuje się nie tylko fizycznie (poprzez uczenie wielu technik), ale też psychicznie do odgrywania różnych ról. Weźmy np. taką Dupont, Gillot - pierwsza wspomniana sama mówiła, że zdecydowanie bliższy jest jej współczesny repertuar, bo może w nim lepiej siebie wyrazić, o drugiej już nie wspominając, jej zamiłowanie do choreografii współczesnych jest oczywiste. Ale w tym miejscu trzeba też dodać, że paryscy tancerze mają odskocznię i wybór, ci nie przepadający za klasyką mogą realizować się we współczesnym i na odwrót, a co najważniejsze, wszystko razem się uzupełnia, tak że tradycja łączy się z nowoczesnym myśleniem i postrzeganiem funkcji tańca. Między innymi dlatego mocno faworyzuję ten zespół (każdy ma przecież ulubieńców), ale można to przecież wytłumaczyć jeszcze inaczej, czyli nie sprowadzać wszystkiego tylko do szkół i wykształcenia tancerza, najwięcej w końcu zależy od człowieka. To chyba Kasia G. zamieszczała kiedyś informacje na temat różnych typów widzów wg jakiejś książki. Byli wśród nich tacy, którzy chodzą do teatru w celu odbioru wrażeń estetycznych (piękno tańca, ciał tancerzy, kostiumów, dekoracji itp.), poznawczych, intelektualnych itd., niestety nie pamiętam teraz wszystkich tych podziałów. I myślę, że podobnie jest z tancerzami - są tacy, którzy niezależnie od tego, w jakiej kulturze i szkole się wychowali, mogą w swoim tańcu zwracać uwagę bardziej na wartości estetyczne, inni z kolei będą się kierowali potrzebą przekazania prawdy w tańcu, nie przywiązując aż takiej wagi do pięknej i wyszukanej formy, ale do tego, co ona wyraża (co przecież nie znaczy, że wartości te zawsze są rozłączne). Zresztą, przykłady można mnożyć, ja obstaję przy tym, że takim fundamentem, który kształtuje tancerza jest szkoła baletowa, ale nie tylko, także jego własna osobowość i ambicje - w końcu rewolucjoniści, którzy już ponad 100 lat temu podbili zachodnią Europę pochodzili właśnie z "zacofanej" carskiej Rosji, a to, że teraz Zachód kontynuuje ich tradycje to już inna rzecz.. ale kto wie, może kiedyś historia zatoczy koło? ;)
_________________
"Tańczcie głową." A. Pawłowa
Ostatnio zmieniony przez Ewa J. Czw Lip 29, 2010 2:15 pm, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Joanna Bednarczyk
Corps de Ballet


Związek z tańcem:
historyk, krytyk
Posty: 549
Wysłany: Czw Lip 29, 2010 2:02 pm   

[quote="Blanche"]
Ja właśnie mam teraz odwrotną tendencję ;) . Niedawno czytałam wywiad z byłym tancerzem Maryjskiego, który jakoś pod koniec lat 90. zaczął tańczyć gdzieś na Zachodzie. Powiedział on, że gdy ma okazję, z przyjemnością ogląda spektakle Maryjskiego, bo ma dość - na przykładzie Jeziora - Zygfrydów, którzy mają depresję, są szaleni, obłąkani, ma dość produkcji, w których wyciąga się na wierzch całą psychologię - to jest dobre dla obejrzenia raz, a nie cały czas; czasami woli po prostu obejrzeć wesołego księcia, a nawet szczęśliwe zakończenie. [/quote

Ilu to znowu takich wesołych książąt jest w baletach klasycznych, a szcześliwych zakończeń to tak będzie fifty -fifty

Akurat postać Zygfryda ta oryginalna dziewietnastowieczna według mnie zawiera w sobie cały bagarz niepokojów imanentnie wpisany w tę postać, w końcu to bohater romantyczny. Dlaczego tylko Werter może sobie cierpieć :wink:
_________________
Nic nie powinno ukazywać ciała, tylko ono samo
O.Wilde
Ostatnio zmieniony przez Joanna Bednarczyk Czw Lip 29, 2010 2:30 pm, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 33
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Lip 29, 2010 2:20 pm   

Co do Zygfryda to też jestem bliska koncepcji, o jakiej napisała Joanna - pierwszy tancerz, którego widziałam w tej roli tak właśnie do niej podszedł, tak ją ugryzł, a w dodatku zakończenie było nieszczęśliwe - od tej pory to właśnie mój ideał klasycznego "Jeziora..", rzeczywiście, werterowskie bez dwóch zdań, ale wykonawcy i zespołu nie zdradzę ;) Zawsze wydawało mi się, że to jedyny sposób, żeby Zygfryd był jakiś i żeby cała opowieść była o czymś. Skoro już Joanna nawiązała do Wertera, to można interpretować również tak jak w przypadku książki, czemu nie? Przyszły samobójca nie zakochał się przecież w realnej kobiecie, Locie, ale w swoim marzeniu, idealizował ją, tak samo Zygfryd śni o ideale, który być może wcale nie istnieje. Wesołego Zygfryda rzeczywiście trudno sobie wyobrazić jako kwintesencję światopoglądu romantyzmu ;)
_________________
"Tańczcie głową." A. Pawłowa
 
     
Blanche 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 36
Posty: 890
Skąd: z dalekiej północy
Wysłany: Czw Lip 29, 2010 2:39 pm   

Joanna Bednarczyk napisał/a:
Ilu to znowu takich wesołych książąt jest w baletach klasycznych, a szcześliwych zakończeń to tak będzie fifty -fifty :wink:

Tu raczej nie chodziło o to, że Zygfryd ma być cały czas szczęśliwy, ale o to, że w wielu zachodnich produkcjach tworzy się całe tło psychologiczne dla Zygfryda (i innych bohaterów pewnie też, nie wiem, nie zagłębiałam się), podczas gdy w rosyjskich Jeziorach wydaje się być postacią trochę prostszą. Nie będę dyskutować, który punkt widzenia jest słuszny, o ile w ogóle można tu mówić o słuszności ;) . Przytoczyłam to tylko jako przykład, że mnie, podobnie jak tancerza, który to powiedział, męczy czasami to całe tło psychologiczne w balecie, podobnie jak mroczne scenografie itp., bo czasami po prostu lubię obejrzeć zwykłą baśń, bez zastanawiania się, czy na przykład uczucie Zygfryda było szczere i głębokie, czy było jak dziecinna fascynacja (tak a propos Thiago Soaresa w produkcji Royal Ballet) czy jeszcze coś innego. Bo przez pewien czas miałam skłonności do takiego analizowania, przez co traciłam wiele zwykłej przyjemności oglądania.
I na tym może zakończmy ten temat ;) .


Ewa J. napisał/a:
Chociaż też wątpię, czy by Ci się podobało, raczej nie - w rolę Rajmondy wciela się jedna z moich trzech ulubionych obecnych tancerek Opery, Marie Agnes-Gillot, chyba najsilniejsza, Jean de Brienne to Jose Martinez. Na youtube są wszystkie najważniejsze elementy choreografii, więc można się przekonać, jak to mniej więcej wygląda: http://www.youtube.com/re...t+Martinez&aq=f

Rzeczywiście, po obejrzeniu fragmentów mam mieszane uczucia ;) . Gillot jest chyba za mało kobieca jak na mój gust. Zastanawiająca jest dla mnie wariacja z grand pas. Pierwszy raz wariację widziałam właśnie z POB, w wykonaniu Dupont i Guillem i już wtedy sposób jej wykonania (zaznaczę, że nie znałam wtedy libretta) sprawił, że myślałam, że to jakiś tragiczny balet, bo Raymonda podczas tańca wydaje się bardzo zła, niemalże agresywna, a Gillot wcale nie tańczy inaczej. Za bardzo nie rozumiem, jaka idea za tym stoi - jak Ty to odbierasz? Ja rozumiem, że Raymonda może być dumną szlachcianką, ale z drugiej strony to jej ślub, mogłaby okazać choćby minimum pogody ;) .
 
     
Joanna Bednarczyk
Corps de Ballet


Związek z tańcem:
historyk, krytyk
Posty: 549
Wysłany: Czw Lip 29, 2010 5:02 pm   

Blanche napisał/a:
Pierwszy raz wariację widziałam właśnie z POB, w wykonaniu Dupont i Guillem i już wtedy sposób jej wykonania (zaznaczę, że nie znałam wtedy libretta) sprawił, że myślałam, że to jakiś tragiczny balet, bo Raymonda podczas tańca wydaje się bardzo zła, niemalże agresywna, a Gillot wcale nie tańczy inaczej. Za bardzo nie rozumiem, jaka idea za tym stoi Ja rozumiem, że Raymonda może być dumną szlachcianką, ale z drugiej strony to jej ślub, mogłaby okazać choćby minimum pogody ;) .


A może myśli o Abderchmanie , i chetnie by sie zatraciła "osunęła" w zmysłowe i gwałtowne ramiona Saracena, a tu prawy, szlachetny, cudny ideał Jean na kobiercu stoi i musi sie mocno do porządku przywoływać tymi zdecydowanymi klaśnięciami. Już sama muzyka z orientalną, sensualną nutą buduje bardzo dwuznaczną atmosferę - Uwielbiam tą wariację i wersję Nurejewa, która widziałam w całości na żywo w własnie wykonaniu MAG i Martineza (choć w wariacji zdecydowanie bardziej zachwyca mnie interpretacja Guillem i pewnie w całości ją bym wolała albo Agnes Letestu czy Dupont). w wykonaniu MAG i Martineza Rajmonda ukaże sie na DVD za jakis czas.
_________________
Nic nie powinno ukazywać ciała, tylko ono samo
O.Wilde
 
     
Blanche 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 36
Posty: 890
Skąd: z dalekiej północy
Wysłany: Pią Lip 30, 2010 11:36 am   

Hmm, ciekawa interpretacja, i gdy mnie przekonuje w przypadku Guillem i Dupont (choć w sumie Dupont zdaje się ją wykonywać bardziej delikatnie), to nie w przypadku Gillot. Nadal jest dla mnie zbyt męska, zbyt agresywna, a ostatnia poza i spojrzenie są godne Odylii.
Szkoda, że DVD ukaże się w wykonaniu Gillot, po cichu liczyłam na Dupont, pewnie dlatego, że jest jedyną tancerką POB którą naprawdę lubię, a nie tylko toleruję ;) .
_________________
Niepoprawna miłośniczka Mariinki
 
     
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 33
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Lip 30, 2010 12:00 pm   

Muszę się przyznać Blanche, że nigdy nie zastanawiałam się wcale nad tym, dlaczego Rajmonda wykonuje tę wariację tak zdecydowanie, a nawet trochę "agresywnie", podpięłam to pod standardy POB - w zasadzie wszystkie tancerki wykonują ją w taki sposób, chyba tylko Noella Pontois jest w niej nieco delikatniejsza: http://www.youtube.com/watch?v=aljJci5BlQQ (to z tej słynnej wersji, o której wspominałam).
A jeśli o mnie chodzi, to oprócz interpretacji z 1983, chętnie obejrzałabym całość w wykonaniu Letestu i Bullion, piękni i szlachetni, jak zazwyczaj: http://www.youtube.com/watch?v=LXq8tR3L3lw
http://www.youtube.com/watch?v=LP8mESqgEuk
_________________
"Tańczcie głową." A. Pawłowa
Ostatnio zmieniony przez Ewa J. Pią Lip 30, 2010 12:15 pm, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Joanna Bednarczyk
Corps de Ballet


Związek z tańcem:
historyk, krytyk
Posty: 549
Wysłany: Pią Lip 30, 2010 12:15 pm   

Blanche napisał/a:
Hmm, ciekawa interpretacja, i gdy mnie przekonuje w przypadku Guillem i Dupont (choć w sumie Dupont zdaje się ją wykonywać bardziej delikatnie), to nie w przypadku Gillot. Nadal jest dla mnie zbyt męska, zbyt agresywna,


Tak, też uważam że Gillot niestety przesadziła, a przeciez potrafi byc subtelna. Myślę, że Guillem zatańczyła idealne, momentami zdecydowana, dumna, świadoma śiebie a jedocześnie w tych momentach gdy sie odchyla to tyłu jakby miała stracić równowagę czy nawet przytomnosć jest delikatna i kobieca. N o właśnie słyszałam i czytałam że Letestu była wspaniała jako Rajmonda.
_________________
Nic nie powinno ukazywać ciała, tylko ono samo
O.Wilde
 
     
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 33
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Lip 30, 2010 12:22 pm   

O, jeszcze zapytam za pamięci: Joanno, mogłabyś może zdradzić, skąd masz informacje o przyszłych wydaniach różnych spektakli z POB na dvd? (no, chyba, że to jakieś poufne informacje, to inna rzecz ;) )
_________________
"Tańczcie głową." A. Pawłowa
 
     
Joanna Bednarczyk
Corps de Ballet


Związek z tańcem:
historyk, krytyk
Posty: 549
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 9:41 am   

tajne przez poufne :wink:
no mam swoje źródła, ale zdaje się że na stronie danser en France w vidotheque Opery Paryskiej też są tam zaznaczone nagrania do wydania - a paraitre.

szczęsliwie od kilku latach BOP to co rejestruje potem wydaje bo jest w sumie duże zainteresownie ich spektaklami i tancerzami.
_________________
Nic nie powinno ukazywać ciała, tylko ono samo
O.Wilde
 
     
Blanche 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 36
Posty: 890
Skąd: z dalekiej północy
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 11:12 am   

Joanna Bednarczyk napisał/a:
szczęsliwie od kilku latach BOP to co rejestruje potem wydaje bo jest w sumie duże zainteresownie ich spektaklami i tancerzami.

Szkoda, że Maryjski tego nie podchwyci, bo zainteresowanie byłoby równie duże. Jak mi się marzą profesjonalne nagrania ich Rajmondy, Fontanny Bakczysaraju, Romea i Julii, Bajadery, Giselle czy nowych baletów Ratmańskiego... Można pomarzyć ;) .

Jeszcze wrócę do Rajmondy z POB. Przeglądając spis nagrań na stronie o której wspomniałaś zainteresowało mnie, że w Rajmondzie z 1983 roku w obsadzie jest postać białej damy. W jakiej scenie spektaklu się pojawia i ogólnie co to za postać? (bo przypuszczam, że w nagraniu z Gillot też jest). Jakiś duch? Tańczy czy tylko się pojawia, jest na pointach czy "płasko"? W wersji Sergejewa z Marinki niestety nie ma, a czytałam opinie kilku osób, że brakuje im białej damy.
_________________
Niepoprawna miłośniczka Mariinki
 
     
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 33
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 7:27 pm   

Nie pamiętam dokładnie, bo nie zwracałam na tą postać zbyt dużej uwagi i nie mam teraz dostępu do nagrania, ale na pointach na pewno nie występuje, jest w długich, białych szatach. Według libretta Biała Dama to opiekunka zamku, która ożywa, schodzi z cokołu i prowadzi Rajmondę do parku gdzie kolejno ukazuje jej wizje Jeana de Brienne i Abderachmana. Pojawia się więc w I akcie w czasie, kiedy Rajmonda śni - po zakończeniu wizji na pałacowym dziedzińcu znajdują ją i budzą jej przyjaciele.
_________________
"Tańczcie głową." A. Pawłowa
 
     
Blanche 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 36
Posty: 890
Skąd: z dalekiej północy
Wysłany: Sob Lip 31, 2010 7:50 pm   

Dzięki za odpowiedź ;) . Tak myślałam, że to tego typu postać. Może nic wielkiego, ale jak dla mnie to miły akcent tego baletu.
_________________
Niepoprawna miłośniczka Mariinki
 
     
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 33
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Sie 03, 2010 7:04 pm   

A ja ostatnio oglądałam Bajaderę z Gabrielą Komlevą. I chociaż bardzo lubię tą tancerkę, a jej Nikija była całkiem niezła, to pierwszy raz oglądając ten spektakl miałam wrażenie, że Gamzatti niemal całkowicie przyćmiła pierwszoplanową bohaterkę. Tatiana Terekhova w tej roli była wprost niesamowita, jej wariacja w II akcie jest rewelacyjna, można ją streścić w kilku słowach: to było idealne połączenie elegancji, gracji, siły, szybkości i ekspresji. A mówi to osoba, którą ostatnio trudno zachwycić jakąś wariacją klasyczną, nawet idealnie zatańczoną. Rzecz w tym, że Tatiana dodała do niej dużo od siebie, kiedy tańczyła wydawało się, że jest to dla niej coś najbardziej naturalnego na świecie. I w tym miejscu mała refleksja: na pewno dużo osób zwróciło uwagę, że tancerki starszej daty były nieco bardziej.. "spontaniczne", swobodne niż współczesne. Wiązało się to też często z tym, że kosztem tej swobody traciły nieco na technice, dopracowaniu póz itd. Co gorzej - dawało to czasem groteskowe, albo wręcz komiczne efekty. W tym spektaklu widać to np. podczas wariacji trzech cieni, nieograniczona ekspresja sprawiła, że czasem taniec przypominał bardziej występy w stylu Trocadero, niż klasycznego baletu "na poważnie". Ale - jest też druga strona medalu - czyli Tatiana, która tą ekspresję ruchową wykorzystała świetnie, była spontaniczna, naturalna, a przy tym doskonała technicznie. Po tych obserwacjach wniosek nasunął mi się jeden - że z tego środka wyrazu mogą korzystać tylko najwybitniejsi, najbardziej utalentowani, chyba, że jakiś tancerz zamierza wypaść właśnie groteskowo albo śmiesznie.. A Komleva - jej też czasami wymykała się trochę spod kontroli rola, np. w wariacji z koszykiem kwiatów, o której zresztą już kiedyś rozmawiałyśmy z Blanche, smutek mogłaby okazywać nieco inaczej. Ale nie chcę za bardzo się czepiać, w końcu to nagranie z 1977, nikt raczej nie mógł jej nakierować, bo wtedy taki sposób interpretowania ról był raczej standardem ;)

I jeszcze na koniec pas de deux Gamzatti i Solora:
http://www.youtube.com/watch?v=FX2KYKOFPuk
http://www.youtube.com/wa...feature=related - tutaj wariacja, która tak mi się spodobała.
_________________
"Tańczcie głową." A. Pawłowa
 
     
Blanche 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 36
Posty: 890
Skąd: z dalekiej północy
Wysłany: Wto Sie 03, 2010 8:34 pm   

Tatiana Terekhova jest moim ideałem w wariacji Gamzatti (trudno mi powiedzieć, czy w roli też, bo jeszcze nie widziałam całego nagrania) i póki co żadna z tancerek nawet nie zbliżyła się do tego ideału (a dwie tancerki Maryjskiego, które według mnie mogłyby świetne sprawdzić się w tej roli, tańczą już rolę Nikiji, więc już nie zostaną "zdegradowane" do mniej znaczącej roli ;) ). Dla mnie Gamzatti powinna być dumną arystokratką, nawet powiedziałabym, że zimną, zaś w muzyka w wariacji brzmi lekko i pogodnie, dlatego wielką sztuką jest takie jej zatańczenie, by postać Gamzatti nie wypadła blado (podobne zdanie mam na temat wariacji Odylii). Silna technika Tatiany na pewno ma na to duży wpływ - w każdym ruchu widać pewność i zdecydowanie. Plus to, co napisałaś - elegancja, gracja, wszystko idealnie połączone.
_________________
Niepoprawna miłośniczka Mariinki
 
     
Blanche 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 36
Posty: 890
Skąd: z dalekiej północy
Wysłany: Pon Sie 09, 2010 12:59 pm   

W końcu postanowiłam, że obejrzę Giselle z Galiną Mezentsevą i Konstantinem Zaklińskim. Nie wiem, czy nazwisko Mezentsevej mówi dużo dla pozostałych forumowiczów, więc na wszelki wypadek napiszę, że w latach 80. Mezentseva była gwiazdą Kirova, uwielbianą w Rosji i nie tylko. Lopatkina mówiła o niej: "Była spokojna, była królową, miała postawę, piękne linie i głęboki dramatyzm. Bez wysiłku rzucała czar". Wcześniej oglądałam nagrania z nią na youtube i mnie nie przekonywała. Urodę ma, hmm, specyficzną (pod tym względem przypominała mi Tereshkinę), jest bardzo szczupła, wydaje się wręcz wychudzona. Myślałam, że jej Giselle raczej mnie przerazi, ale okazało się, że zrobiła na mnie duże wrażenie, szczególnie w warstwie dramatycznej. O niektórych momentach, szczególnie z pierwszego aktu, nie mogę zapomnieć - jej ufne spojrzenia na Albrechta, skromne spuszczanie wzroku i uśmiechy. Jej ekspresja zrobiła na mnie takie wrażenie, że trudno mi nawet coś powiedzieć o samym tańcu.
Z innych ról - oprócz Zaklińskiego jako Albrechta można zobaczyć Asylmuratovą jako jedną z dwóch wilid oraz Terekhovą jako Mirtę. Terekhova była świetna.
Ponadto pierwszy raz większą uwagę zwróciłam na Hilariona. W paru poprzednich wersjach, które widziałam, nie było w nim nic ciekawego - gajowy zakochany w Giselle, zazdrosny, pewny siebie, może trochę przebiegły. Tutaj - może ze względu na charakterystyczną urodę tancerza (albo to uroda wpłynęła na wybór takiej interpretacji ;) ) - Hilarion wydał mi się małym, zakompleksionym, żałosnym człowiekiem, który tłumił w sobie rozżalenie, że Giselle nie zwraca na niego uwagi.

W ogóle zastanawiałam się nad wszystkimi wersjami Giselle, które widziałam w całości i o żadnej nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobała. Każda z jakiegoś powodu wydała mi się wyjątkowa. Nie wiem, czy miałam szczęście, czy to magia tego baletu ;) .
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   

Odpowiedz do tematu Dodaj do serwisow: Bookmark and Share
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,4 sekundy. Zapytań do SQL: 11