Związek z tańcem: miłośnik
Wiek: 33 Posty: 683 Skąd: Warszawa
Wysłany: Sro Lut 10, 2010 6:19 pm
Co do konta BalletFanBerlin i Staatsballett, to ja bym się Agnieszko nie zdziwiła nawet, gdyby to była nie tylko ta sama osoba, ale nawet kilka tych samych osób (pewnie jest ich tam więcej, jeśli chodzi o obsługę techniczną strony internetowej, kontakt z widzami, promocję itp. ).
Poza tym coś jest w tym, co piszesz o Nureyevie i Barysznikowie Tak, każdy z nich był na swój sposób zadziorny, tylko ten pierwszy z większym odchyleniem w stronę patetycznych popisów, czasem przesadzonego eksponowania swojej techniki (aczkolwiek u niego mi to nie przeszkadzało nigdy, taki już miał styl, który można było albo zaakceptować, albo nie), za to Barysznikowa cechowała taka bardziej łobuzerska, chłopięca, "swojska" zadziorność.
Co do Malakhova za to - co ciekawe - wbrew pozorom o wiele trudniej mu przypiąć jakąś konkretną "łatkę" i określić jego osobowość sceniczną. I to również mnie fascynuje.
Z jednej strony - mówi się o nim, że jest tancerzem lirycznym, nadzwyczajnie eleganckim, o pięknej, nienagannej linii, i owszem, to prawda. Ale jednak nie cała. No bo jak się ma do tego wizerunku Caravaggio, Czajkowski, inne postacie z jego solowych układów? Nijak. To znaczy - potrafi się zmieniać jak kameleon. A przy tym nigdy nie jest nieszczery, fałszywy, ale zawsze jest prawdziwy, do bólu wręcz autentyczny - zawsze jest sobą. Ja już sobie nawet dość dawno temu wykoncypowałam, że to właśnie
w tej jego autentyczności leży również bardzo, bardzo duża część jego sukcesu. I wobec faktu - że tak naprawdę nie można go ująć w jakieś określone ramy, zaszufladkować itd. bardzo spodobało mi się krótkie, ale jakże treściwe powiedzenie McKenziego o nim z "Born to be wild", które chyba uchwyca chociaż po części istotę jego osobowości scenicznej (o ile w ogóle w jakikolwiek sposób można ją uchwycić): "He's a remarkable mix of creature and nobleman."
Nawet nie próbuję tłumaczyć, bo z lapidarnej formy zrobiłaby się większa; niektóre słowa są niejednoznaczne i można by je było przetłumaczyć na kilka sposobów, a wtedy zatarłoby się to bardzo trafne spostrzeżenie, jakie McKenzie tutaj umieścił.. tak, to jest to, istota, albo przynajmniej jej ważniejsza część
cha i tu ciekawą rzecz poruszyłaś, bo istotnie Malakhov ma wiele twarzy.
Pisząc o takim realistycznym wcielaniu sie w szlachetnosc mialam na mysli tylko te 2 role tj Zygfryda z jeziora no i kreacje w Giselle.
Ale rozwijając wątek słusznie podnosisz, ze jest jeszcze drugi , zupelnie przeciwlegly biegun , tzn Caravaggio, Czajkowski ale tez z czasów Stanów jeszcze coś nam znanego... -prawda?
Wcielenie sie aktorsko w tych 3 rzeczach jest mistrzostwem, zwłaszcza jesli sie uwzględni fakt, ze ogladajac przechodza po czlowieku ciarki...
Jednak -mimo ze "zagranie" ról ciężkich, osobowości przesiąknietych cierpieniem czy dewiacją , czy choroba psychiczna - jest strasznie trudne , to z drugiej strony mnie ostatnio zadziwia zagranie rol szlachetnych. Bo odtworzyc role szlachetna, tak zeby bylo z pazurem to tez niezla sztuka, nawet czasem sie zastanawiam, czy nie wieksza niz rol złych... Aktorzy czesto mowia, ze wola grac tych zlych, bo latwiej o dobry efekt.
Ale to rzeczywiscie ciekawy temat jest tego aktorstwa
Związek z tańcem: miłośnik
Wiek: 33 Posty: 683 Skąd: Warszawa
Wysłany: Sro Lut 10, 2010 6:55 pm
Agnieszka P. napisał/a:
Ale rozwijając wątek słusznie podnosisz, ze jest jeszcze drugi , zupelnie przeciwlegly biegun , tzn Caravaggio, Czajkowski ale tez z czasów Stanów jeszcze coś nam znanego... -prawda?
No tak, tu masz zapewne na myśli "Remanso" Nacho Duato, zgadza się, świetny występ. Jestem tylko ciekawa, jaką to on historyjkę sobie ułożył do tej abstrakcyjnej formy, bo słyszałam o tym już co najmniej dwukrotnie, ale konkretów - żadnych
Co mnie najbardziej boli - że nie znam, nie ma dostępu do nagrań wielu innych nie tylko jego pełnospektaklowych występów, ale tych jakże cennych występów solowych. Najlepszy przykład? Chociażby jego solo w "Notations I — IV" Uwe Scholza, a tu masz człowieku, nawet nie możesz wiedzieć, za co konkretnie uhonorowali go Benois de la danse..
Cytat:
Jednak -mimo ze "zagranie" ról ciężkich, osobowości przesiąknietych cierpieniem czy dewiacją , czy choroba psychiczna - jest strasznie trudne , to z drugiej strony mnie ostatnio zadziwia zagranie rol szlachetnych. Bo odtworzyc role szlachetna, tak zeby bylo z pazurem to tez niezla sztuka, nawet czasem sie zastanawiam, czy nie wieksza niz rol złych... Aktorzy czesto mowia, ze wola grac tych zlych, bo latwiej o dobry efekt.
Owszem, z tym również w pełni się zgadzam, ale warto zauważyć, że te jego role nigdy nie są takie zupełnie jednoznaczne, białe lub czarne, dobre, lub złe.. jego Albrecht według mnie, chociaż może to brzmi patetycznie - przechodzi przemianę duchową, rozumie swój błąd, swoją podłość. Tak naprawdę dopiero oglądając "Giselle"
z nim i Dianą Vishnevą zrozumiałam, o czym jest ten balet. Chociaż może brzmi to banalnie, dla mnie jest on o sile miłości, ale jest też o tym (co akurat w tym wypadku stanowi bardziej oryginalną koncepcję, odróżniającą "Giselle" od wielu innych klasycznych baletów), że miłością nie można się bawić i igrać z uczuciami drugiej osoby.
Dla mnie na początku Albrecht Vladimira nie był zakochany, szukał rozrywki i znalazł ją pukając do drzwi ładnej wiejskiej dziewczyny, która akurat mu się spodobała.
Pech chciał, że raz - był zaręczony, dwa - ona się w nim zakochała. Co więcej, jeszcze większy pech sprawił, że w chwili jej śmierci sam Albrecht zdał sobie sprawę z tego,
że on również zakochał się w Giselle i od tej pory przez życie będzie musiał dźwigać "podwójny" bagaż wyrzutów sumienia i rozpaczy; cierpienie z powodu utraconej miłości i z powodu śmierci ukochanej osoby, do której nikt inny, tylko on sam doprowadził przez własną lekkomyślność i "swawolę"...
Ale to właśnie jest piękne w tych jego kreacjach, że pokazuje ujęcie dynamiczne postaci, bez żadnych uproszczeń, schematów, to, jak się zmienia, jak ewoluuje, jak właśnie pod wpływem miłości - chociaż jest już za późno - staje się szlachetna i dobra.
Związek z tańcem: miłośnik
Wiek: 36 Posty: 890 Skąd: z dalekiej północy
Wysłany: Sro Lut 10, 2010 7:48 pm
Ewa J. napisał/a:
Blanche za to, nie wiem, czy we fragmencie z "Czajkowski pas de deux" nie dopatrzyłaby się swojej ulubienicy - Evgenii Obraztsovej, a jeśli się mylę, to te dwie tancerki muszą być do siebie naprawdę bardzo podobne;)
Dopatrzyła się, dopatrzyła .
(przepraszam za mało merytoryczny post. Dziewczyny tak się rozpisują, że trudno mi napisać coś sensownego poza powtórzeniem, co już pisałam )
Jest to przepiękne pas de deux Shoko Nakamury i Michaela Banzhafa, chyba najbardziej liryczna część całego spektaklu. Myślę, że spodoba się także tym, którzy nie przepadają za baletem współczesnym - choreografia tego duetu zdecydowanie "klasycyzująca", bardzo nastrojowa, bardzo subtelna
ja takie umieszczam w tem opera warszawska/opera berlinska , zazwyczaj z naglowkiem, ze to ze pisze sama po sobie z inspiracji Tobą - zeby nikt nie mjial za zle
ale do rzeczy: wow chyba jeszcze bardziej polubię Shoko Nakamura i Leonarda Jakovina. Niesamowite wrazenie jakos dzis akurat ten fragment na mnie zrobił, moze dlatego, ze od kilku dni ogladam tylko polskich tancerzy. Kurcze jest roznica widoczna.
A Shoko tutaj cudna. Ja ja zawsze b lubilam w klasyce a tu jak widac tez we wspolczesnym potrafi swietnie sie odnalesc i wydobyc z siebie b piekne uczucia. Niesamowita delikatnosc, rzeczywiscie. Sporo sie Shoko naogladalam ale takiego czegos jak tu zagrala, takich uczuc, jeszcze w jej wykonaniu nie widzialm: znaczy ze jest tez dobra aktorka.
Ewo a mam prosbe do Ciebie w zwiazku z tym, ze nigdy calosci nie widzialam, co konkretnie "opowiada" ten fragment???
Związek z tańcem: miłośnik
Wiek: 33 Posty: 683 Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Mar 08, 2010 9:24 pm
Przepraszam, Agnieszko, że nie odpowiedziałam, ale jak na początku czytałam Twój post, to był krótszy, więc chyba edytowałaś, czego ja z kolei nie zauważyłam
Racja, Nakamura jest tutaj fenomenalna, zresztą "Caravaggio" oprócz rewelacyjnej choreografii ma jeszcze jeden ogromny plus: jest to chyba jak do tej pory jedyny spektakl, gdzie można zobaczyć całą elitę, wszystkich najlepszych tancerzy z Berlina (oprócz Nadii Saidakovej), tak więc jeśli chodzi o tancerki: Semionova, Knopp, Nakamura, a co do obsady męskiej to również chyba nie muszę przekonywać - przede wszystkim, wiadomo, Malakhov i Banzhaf
Co do Twojego pytania to trudno na nie dokładnie odpowiedzieć, ponieważ "Caravaggio" nie ma libretta par excellence, jak to rozumiemy powszechnie, ale zarys fabularny i logiczną, spójną akcję jak najbardziej posiada. Ci, co znają dokładnie losy malarza mają łatwiej, ja, jako dopiero raczkująca w temacie, mogę przypuszczać, że postać grana przez Shoko Nakmaurę jest dziewczyną, w której malarz się zakochał, czy też był nią po prostu zafascynowany, ale jednocześnie nigdy się z nią nie związał, za to uczuciu temu towarzyszyła stała zazdrość Czyli to trio można interpretować w ten sposób, że dziewczyna, związana uczuciowo z kimś innym, jest przy tym nieustannie prześladowana przez Caravaggia, który próbuje wejść między dójkę zakochanych, ale jest przy tym bardziej widoczna jego potrzeba akceptacji i bliskości, niż chęć rozbicia cudzego związku.. trudno o tym mówić, każdy powinien interpretować to tak, jak czuje. Dodam, że postać grana przez Nakamurę jest tą, która ginie na koniec spektaklu z rąk Caravaggia..
Nie wiem, jak to wygląda w kontekście samych tylko fragmentów II aktu, ale jeśli chodzi o całość tej "Giselle", to zmiana, jaka zaszła w ciągu tych prawie 15 lat, a jaka jest widoczna przy porównaniu tej wersji z tokijską, jest według mnie naprawdę porażająca.. mam na myśli to, że 23 letni Albrecht Malakhova naprawdę kolosalnie różni się od 37 letniego, dojrzałego Albrechta. Widać, jak ogromnie dużo w ciągu tego okresu wypracował, ile zmienił, ile przemyślał.
_________________ "Tańczcie głową." A. Pawłowa
Ostatnio zmieniony przez Ewa J. Wto Mar 09, 2010 4:12 pm, w całości zmieniany 1 raz
ale i tak jest fajny w tej Giselle.
Swoja droga wyjatkowo dobra jakosc jak na film tak dawno temu zrobiony.
A temat, jaki poruszylas, znow mi odzyl w myslach po tym jak przypomnialam sobie ostanio ten film Dancers of the Paris Opera Ballet Class Rehearsals Snapshots 9/9, w ktorym jeden z solistów powiedzial, ze jedną z najbardziej frustrujacych dla niego rzeczy jest to, ze w zawodzie tancerza jest tylko bardzo krociutki moment, gdzy tancerz ma rownowage pomiedzy forma fizyczna a psychiczna. Na poczatku przewaza forma fizyczna potem psychiczna czyli jakies wyczucie choreografii, umiejetnosc glebszej interpretacji itd. Pod koniec juz sie ma wyczucie , czuje sie, umialoby sie zatanczyc perfekcyjnie i z taką dusza ale wtedy cialo juz odmawia posluszenstwa...
Związek z tańcem: kompletna amatorka;)
Wiek: 33 Posty: 196 Skąd: Gliwice/ Kraków
Wysłany: Nie Sie 22, 2010 3:18 am
przeżyłam dzisiaj zachwyt stulecia. znalazłam w księgarni album ze zdjęciami Vladimira Malakhova, pięknymi, zachwycającymi. w większości to akty. nie zastanawiałabym się chwili nad kupnem (czymże jest 40 funtów...) tyle że niestety podróżowanie Ryanairem i restrykcyjna ilość bagażu utrudnia życie. stąd pytanie- czy ta książka w ogóle istnieje w Polsce, czy ktoś ją gdzieś może widział? http://www.amazon.com/Vla...k/dp/0841659001
Związek z tańcem: miłośnik
Wiek: 33 Posty: 683 Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Sie 22, 2010 9:46 am
Kiedyś album można było kupić tutaj: http://www.kolporter.pl/4...R-MALAKHOV.html i na allegro, ale jak na razie na stronie kolportera widnieje informacja: Produkt chwilowo niedostępny. Może mimo to warto np. zadzwonić i zapytać
Dla zainteresowanych - we Wrocławiu w Pałacu Królewskim do 20 maja jest wystawa prywatnej kolekcji Malakhova zawierająca jego stroje, zdjęcia, obrazy i projekty strojów.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach