oj tak!! widzialam "Who is who" na zywo i to bylo prawdziwe katharsis
_________________ you broke my heart cause I couldn't dance
you didn't even want me around
but now I'm back to let you know
I CAN REALLY SHAKE THEM DOWN!!
_________________ you broke my heart cause I couldn't dance
you didn't even want me around
but now I'm back to let you know
I CAN REALLY SHAKE THEM DOWN!!
no nie da sie ukryc ze czysta klasyka to to nie jest.... chociaz czy to naprawde wada?
_________________ you broke my heart cause I couldn't dance
you didn't even want me around
but now I'm back to let you know
I CAN REALLY SHAKE THEM DOWN!!
Dla mnie Ejfman troche się zchałturzył i wciąż powiela te same wzorce, czego efektem jest Who's who. Ale myślę, że ma do tego pełne prawo, bo wypracował własny, dobrze rozpoznawalny styl.
Miałam okres fascynacji jego baletami, chociaż teraz trochę mi się przejadł. Za dużo, jak dla mnie, efekciarstwa rekwizytowo-kompozycyjnego polanego sosem tego, co nazywam "emołszyn", czyli nadmiernego przeżywania, które chce zmusić widza, żeby powiedział "O, Boże! Jakie to wzniosłe". A ja nie tego szukam.
Ale ogólnie trzeba się cieszyć, że taki zespół jest, występuje i ludzie chcą go oglądać, bo przecież wydarzenia baletowe, o których choć trochę mówi się w mediach są na wagę złota!!!!
_________________ W carskim pałacu na Kremlu carówna Ksienia oddaje się tęsknym marzeniom nad portretem swego zmarłego narzeczonego, zaś jej braciszek, Fiodor, z uwagą studiuje wielką mapę Rosji.
Związek z tańcem: krytyk
Wiek: 47 Posty: 4412 Skąd: Warszawa
Wysłany: Wto Sie 09, 2005 3:19 pm
sfra napisał/a:
a ja slyszalem wiele negatywnych opinii o tym dziele...
rzeczywiście Who's Who jest moim zdaniem najsłabszym z pełnospektaklowych baletów Ejfmana, choc kiedy go sobie obejrzałam 3 razy to też zaczął mi sie podobać (nie cały ale pewne sceny). Ejfman nie tworzy wcale samych arcydzieł, ale jego balety "dobrze sie oglada" no i jesli ktoś włąśnie poszukuje silnych, niemal ekstatycznych emocji to on potrafi je w tańcu zawrzeć. Ale czytałam wiele krytyk Ejfmana własnie za to - za rozchisteryzowanie emocjonalne, dla wielu trudne do zniesienia przez tak długi czas. To juz sprawa indywidualnego odbioru, Dla mnie Ejfman pozostaje natomiast dobrym dramaturgiem (w swym stylu), inscenizatorem, technologiem tańca (te podnoszenia), no i estetyka jego spektakli włączając w to scenografię a zwłaszcza piekne kostiumy generalnie bardzo mi odpowiada
_________________ Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
Związek z tańcem: krytyk
Wiek: 47 Posty: 4412 Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Wrz 10, 2005 10:27 am
Dziś w Wyborczej:
Premiera "Anny Kareniny" Ejfmana
Joanna Derkaczew 09-09-2005,
Tołstoj w świecie efektów specjalnych, kiczowaty romans czy dzieło geniusza? Widownia warszawskiego Teatru Wielkiego przekona się o tym jako pierwsza w Europie - Borys Ejfman wybrał właśnie tę scenę na premierę baletu "Anna Karenina"
Żaden rosyjski artysta nie dostaje tak miażdżących recenzji. Jego przedstawienia baletowe doprowadzają do szału zachodnich krytyków. "New York Times" czy "Boston Herald" uznają je za wulgarne rewie, bardziej nadające się do cyrku lub do Las Vegas niż na zawodowe sceny. Ale żaden choreograf na świecie nie ma tak wiernej, fanatycznej, wielbiącej go publiczności.
Polacy kochają go z wzajemnością. Stwarzamy mu warunki, jakich nie miałby nigdzie indziej, za to on od 30 lat wystawia u nas swoje balety-spektakle, a od 1993 r. stale współpracuje z Teatrem Wielkim - Operą Narodową. Jego najnowsza produkcja "Anna Karenina" zelektryzowała już Stany, teraz czeka na europejską premierę w Warszawie.
Z Syberii do New York City Centre
Urodzony na Syberii Ejfman po raz pierwszy występował w Polsce w 1975 roku. Młodego absolwenta Kolegium Leningradzkiego i Akademii Waganowej przywiózł do Łodzi kompozytor Aram Chaczaturian. Pokazana w łódzkim Teatrze Wielkim "Gaiane" była zagranicznym debiutem enfant terrible rosyjskiego baletu.
Rolę Gaiane tańczyła Ewa Wycichowska, dziś dyrektor Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu: - Współpraca z Ejfmanem to było coś wyjątkowego: ruchy, których nigdy dotąd nie wykonywano na puentach, i partnerowania na granicy akrobacji. Spektakl podbił publiczność, ale środowisko artystyczne potraktowało to jako nowinkę początkującego twórcy.
Dwa lata później ten początkujący twórca miał już własny zespół i nowatorską koncepcję teatru-baletu. Działał bez rządowego wsparcia, pod prąd komunistycznej propagandy. W opuszczonych budynkach realizował filozoficzno-epickie widowiska oparte na dziełach autorów wyklętych - Dostojewskiego i Bułhakowa.
Odkąd w 1988 roku wyrwał się z zespołem do Paryża, zjeździł całą Europę i Stany, występował w Japonii, Korei Południowej, Południowej Afryce, Izraelu i Ameryce Łacińskiej. Jest laureatem Złotej Maski i jedynym zagranicznym rezydentem amerykańskiego New York City Centre. A do tego zdeklarowanym homoseksualistą, czego nie zapominają podkreślać "życzliwi" recenzenci. Każdy przyjazd Ejfmana oznacza więc wydarzenie dla widzów, krwawą ucztę dla krytyków i radość dla poszukiwaczy zakulisowych sensacji.
U nas wystawił kilkanaście ze swoich 40 spektakli, m.in.: "Don Juana i Moliera", "Czerwoną Giselle", "Rosyjskiego Hamleta", "Braci Karamazow", "Who's Who", "Musagete", "Czajkowskiego". - Polakom musi wydawać się szczególnie bliski - mówi Ewa Wycichowska. - Jesteśmy ludźmi teatru, a nie formy. U Ejfmana znajdujemy jednocześnie psychologiczną głębię i ruch na popisowym poziomie.
Właśnie popisowość najbardziej razi wrogów petersburskiego twórcy. Filmowy montaż i zamiłowanie do historycznych tematów nazywają przerabianiem literatury na kreskówki. Twierdzą, że Ejfman się powtarza, bo lubi mocne efekty, robi sztukę populistyczną.
Trójkąt grubą kreską pisany
Balet Ejfmana to taniec klasyczny w neoklasycznym wykonaniu z elementami modern dance. Postaci są ekspresyjne, rysowane grubą kreską. Zdarzają się inspiracje pantomimą i popem, dramatem i tańcami etno. Do tego androginiczni tancerze, szerokie gesty, ekstatyczne duety i porywające sceny zbiorowe.
Wszystkie elementy Ejfmanowskiego przepisu na sukces pojawią się w "Annie Kareninie". Znany z upodobania do geometrycznych układów choreograf tym razem skupi się na trójkącie. A konkretnie na miłosnym trójkącie między Anną, Wrońskim i Kareninem. Obcina inne wątki, by pokazać, jak namiętność zmienia damę z towarzystwa w desperatkę.
Czy taki wybór nie sprowadzi powieści Tołstoja do łzawego melodramatu? Czy natłok efektów specjalnych nie przysłoni umiejętności artystów? - Tu nie chodzi o technikę, ale o ekspresję - mówi Sławomir Woźniak, pierwszy tancerz Teatru Wielkiego w Warszawie, który miał okazję pracować z Ejfmanem przy spektaklach "Czajkowski" i "Musagete". - Ejfmana należy podziwiać przede wszystkim jako reżysera. Nie jest rewolucjonistą, ale nikt tak jak on nie łączy nowoczesności z rosyjską kulturą.
Po premierze w Warszawie zespół Ejfmana wystąpi w Łodzi i w Sopocie. Prócz "Anny Kareniny" zobaczymy dwie starsze produkcje - "Czerwoną Giselle" i "Braci Karamazow". Wszystko zgodnie z zasadą: "wielki temat na wielkiej scenie".
***
HMMMMMMMMMM, czyżby nowy sposób patrzenia na balet i pisania o balecie????
_________________ Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
Związek z tańcem: krytyk
Wiek: 47 Posty: 4412 Skąd: Warszawa
Wysłany: Sob Wrz 10, 2005 11:31 pm
bylam dzis na Annie Kareninie - przyznam, ze mimo że jestem miłośniczka twórczości Ejfmana to ten balet umieściłabym w "srednich stanach" jego dokonań. Jest w nim kilka aryciekawych rozwiazań, zupełnie u Ejfmana nowych, świetna scena z łózkami, piekny karnawał wenecki, fantastyczne duety (zwłaszcza Karenina i Anny) i ozdoba całosci - finał i scena majaczen Anny. Ale początek jest wg mnie nudnawy, jest tez nadmiar scen zespołowych, które tym razem nie wnosza nic nowego sa o niczym, nic nie ilustrują. Rozumiem, ze jest to zapełniacz, aby trójka solistów nie wyzioneła ducha, bo i tak mają mnostwo bardzo intensywnego tańczenia, ale poczatek rozczarowuje. potem jest coraz lepiej, choć opowieśc nie jest tak spójna jak w innych fabularnych baletach Ejfmana. No i znów muzyka Czajkowskiego (głownie) - troche mi się jużprzejadła (choć to mój ukochany kompozytor) ale u E. troche go za duzo... Świetna jest muzyka elektroniczna w II akcie i przejście od niej do melodii Czajkowskiego - świetny ehekt. Wykonawcy bardzo dobrzy, pewnie jeszcze lepiej zatańcza w poniedziałek - mój ulubieniec Albert galiczanin jako Karenin jak zwykle silny, wyrazisty, zdyscyplinowany w ruchach, wzbudzający uczucie litości, Jurij Smiekałow bardzo zmezniał od ostatniej wizyty w Polsce - wspaniały skok, piekna postawa, ale czegos mi u niego brakuje - wykończenia gestu, gry... No i ta dziecięca buźka - to nie jest Wroński. Maria Abaszowa wyprawiała cuda, sładała się i rozkładala, zwijała i rozciagała, zawisała w powietrzu... tańczyła wspaniale, ale dla mnie Anna zaczęła byc dopiero w II akcie - jakby wczesniej nie grała, tylko odtańczyła zadane ruchy. Mimo tych zastrzeżeń - finał wywołuje dreszcz i pozostawia publicznośc zachwyconą.
_________________ Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
oh ale wam zazdroszczę tego Ejfmana mam nadzieję, że już niedługo pojawi się w Poznaniu!!
_________________ you broke my heart cause I couldn't dance
you didn't even want me around
but now I'm back to let you know
I CAN REALLY SHAKE THEM DOWN!!
no i jak wrażenia po Annie? Justyno, Lupusie? Bo nie mielismy okazji wymienić wrażen po całości... II akt super - prawda?
Trudno cokolwiek po Twojej recenzji dodać. Faktycznie - drugi akt piękny! Muzyczny "mix" bardzo udany, no i te świetne nagrania: wykonanie marsza z symfonii "Patetycznej" po prostu doskonałe!
Podobała mi się szczególnie scena śmierci: dramatyczna, ale krótka, bez emfazy. Przejmująca...
sisi, "Anna Karenina" Ejfmana będzie grana w poznańskiej operze 14, 15 i 16 października.
ale fajnie bankowo pojawię się na którymś ze spektakli
_________________ you broke my heart cause I couldn't dance
you didn't even want me around
but now I'm back to let you know
I CAN REALLY SHAKE THEM DOWN!!
Związek z tańcem: krytyk
Wiek: 47 Posty: 4412 Skąd: Warszawa
Wysłany: Nie Wrz 11, 2005 11:26 pm
Lupus napisał/a:
Podobała mi się szczególnie scena śmierci: dramatyczna, ale krótka, bez emfazy. Przejmująca...
o tak, smierć pod kołami pociagu zobrazowana zadziwiająco. mma tylko wrażenie że domkniecie tematu czyli sama końcóweczka ze zwłokami Anny na wózku nie jest juz potrzebna, wystarczyłby ten rozbłysk i ciemność... Po co mnożyc finały
_________________ Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
o tak, smierć pod kołami pociagu zobrazowana zadziwiająco. mma tylko wrażenie że domkniecie tematu czyli sama końcóweczka ze zwłokami Anny na wózku nie jest juz potrzebna, wystarczyłby ten rozbłysk i ciemność... Po co mnożyc finały
ale nie zdradzajcie nam wszystkiego!! bo nie będę miała po co iść
Już dawno nie widziałam tak dobrego spektaklu, zazwyczaj współczesne przedstawienia baletowe to jakaś dziwna hybryda klasyki i nowoczesności, a to w sam raz- wszystkie współczesne srodki uzyte w słuzbie baletu klasycznego smierc anny faktycznie przesadzona, ale kilka pań koło mnie chlipało w chusteczki z tego powodu, więc moze niektorym potrzeba takiej dramatycznej doslownosci:)
Związek z tańcem: krytyk
Wiek: 47 Posty: 4412 Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Wrz 12, 2005 9:47 am
Nefretete napisał/a:
ale nie zdradzajcie nam wszystkiego!! bo nie będę miała po co iść
no cóz - zapewne bedziemy jeszcze o tym spektalu dyskutowac na forum, nie da się tak ogólnikami - ale to wszystko akurat można od dawna wyczytac w sieci w amerykańskich recenzjach
_________________ Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
Związek z tańcem: obserwacyjny
Posty: 612 Skąd: z błota, z dna bajorka
Wysłany: Pon Wrz 12, 2005 10:04 am
Och, śmerć Anny to przwdziwy majstersztyk. Ostatnia scena - być może zbędna ale przejmująca. Przeszły mnie ciarki.
Niestety zupełnie nie podobały mi się wariacja majaczącej
Anny. Sam pomysł ukazania zmiany stanu świadomości za to świetny i świetnie wykonany. Ale potem ... zupełnie mi nie pasowało ani wymową, ani nastrojem... Bardzo mi przykro bo pewnie tą opinią się niektórym narażę.
Pokutuje we mnie proza Tołstoja, bo zaskoczył mnie watek Anny i Karenina. Ja go odebrałam inaczej. Ale parę pas de deux zatańczone cudownie.
Ostatnio zmieniony przez Justyna Ch-ipcio Pon Wrz 19, 2005 10:09 am, w całości zmieniany 1 raz
A mi sie ''majaczaca'' Anna podobala najbardziej z calego spektaklu, naprawde bylam tym absolutnie zachwycona, dla mnie takie metafory, niedoslowne sceny sa w teatrze najwazniejsze, moim zdaniem swietny pomysl i swietne wykonanie- bardzo plastyczny obraz, nie do zapomnienia, fakt ze troche odstawal od reszty, ale lamanie konwencji to rozwoj teatru!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach