www.balet.pl Strona Główna www.balet.pl
forum miłośników tańca

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
SYN MARNOTRAWNY Balanchine'a w Warszawie - WRESZCIE!
Autor Wiadomość
Sagittaire 
Pierwszy Solista

Wiek: 41
Posty: 2809
Wysłany: Czw Kwi 19, 2012 8:04 am   

No to znalazłam Ali jedną osobę, której też I część się podobała bardziej niż III.
Z tym, że pragnę podkreślić, że wszystkie moje autorytety z dziedziny tańca zachwycały się pw częścią III, więc to trzeba uszanować.

Jak dla mnie w III części było za dużo czegoś, co jest jakąś domeną np PTT, czyli eklektyzmu. Sam ruch piękny, ale przez zakorzenienie w Forsythe, czy w innych twórcach, idących w tym kierunku zby mało innowacyjny. W ciągu roku widziałam kilka podobnych spektakli. Czyli sam ruch piękny ale mało innowacyjny. Już bardzie podobała mi się zwyciężczyni listopadowego Konkursu Choreograficznego w Łodzi, która konstruowała ruch podobnie, ale w sposób bardziej uporządkowany tj Kylian czy Forsythe (u nich właśnie jest porządek, poukładnie, brak eklektyzmu). Do tego w obu spektaklach (Przybyowicza i zwyciężczyni Konkursu) były bardzo podobne niebieskie kostiumy. Skoro wówczas zarzuciłam tej Macedonce zbyt małą innowacyjność, to teraz ciężko o tym nie mówić, mimo, że samego J. Przybyłowicza ogromnie cenię i uważam, że on i K. Pastor to bodajże najbardziej zasłużone dla tańca osoby w Polsce. To jest z całą pewnością wybitny twórca i go ogromnie szanuję, ale w tym wieczorze jakoś mi jego III część nie odpowiadała (a scenografia w środku wprost mnie rozbawiła). Natomiast z całą pewnością fajnie, ze taki rodzaj ruchu można było zobaczyć w wykonaniu najlepszych polskich tancerzy, którzy byli w tym wybitni.

I część zadziwia innowacyjnością jak na swoje czasy i nie tylko. Niektóre rozwiązania wprawiają w osłupienie. Syn marnotrawny, sam w sobie, nie jest moją ulubioną choreografią Balanchine, ale każdy niemal spektakl tego twórcy, udowadnia jakim był geniuszem i jest choreograficzną perełką. Natomiast mimo, ze trafiłam na b daobrą obsadę z wybitną M. Żuk i P. Koncewojem, to wykonanie mnie zabolało... Za każdym razem jak widzę wykonanie Balanchine w PBN, to cierpię, bo ogromnie to odstaje od NYCB czy PON. Szkoda tylko, że nie widziałam Maksima... Za to Gabdullin świetny.

Co do II części, to trafiłam na genialną obsadę w drugim dniu - Maksim jako Kain, Yaroshenko jako Abel + Fiedler. Musze powiedzieć, ze jakkolwiek w pełni się zgadzam z Ewą, ze konstrukcyjnie są niedostatki i dodam, ze ruch jest taki trochę starodawny, nie zaskakujący, figury wyjęte z Romeo itd, to jednak podobał mi się ogromnie ten spektakl z uwagi na 3 rzeczy: 1. genialne wykonania tancerzy (widać, że robił to choreograf, który zna ich na wylot i idealnie posługuje się ich możliwościami); 2. ładne sceny zbiorowe w męskim balecie (a ja w balecie pw kocham dynamiczny, męski balet); 3. ładna muzyka.
Maksim Wojtiul jako Kain zachwycający (dawno nie miałam w PBN takiej przyjemności jak oglądając to wykonanie; cudowne; brak słów). To druga rola Maksima, po przywódcy powstania w I przejdą deszcze, w której ten tancerz ujawnia, że niesamowicie umie przekazać wewnętrzne targania się, niepokój, bardzo silne emocje. POwyższe pokazuje, ze Maksim to nie tylko klasyk. M. Fiedler i Yaroshenko - to była przyjemność w ogladaniu ich wykonań . Wg mnie to były ich najlepsze kreacje, jakie widizałam kiedykolwiek. Włądymir Yaroshenko idealny.


Ogólnie byłam bardzo zadowolona, bo ostatnio coraz rzadziej zdarza mi się popaść w zachwyt, a tuaj kilkakrotnie mi się to zdarzyło.
 
     
Ali 
Koryfej


Posty: 845
Skąd: Warszawa
Wysłany: Czw Kwi 19, 2012 10:53 pm   

Cytat:
znalazłam jedną osobę, której też I część się podobała bardziej niż III (...) moje autorytety z dziedziny tańca zachwycały się częścią III, więc to trzeba uszanować.

Odnoście I części jestem więc drugi spośród tych, których znalazłaś. Ja spotkałem ich więcej. A Twoje autorytety też szanuję za ich opinię, bo i część III pozostawiła mnie pod wielkim wrażeniem. Ja tylko sprzeciwiam się stanowisku: Przybyłowicz lepszy od Balanchine'a. Sama przyznasz, że to głupawe.

Cytat:
Co do II części, to trafiłam na genialną obsadę w drugim dniu - Maksim jako Kain, Yaroshenko jako Abel + Fiedler.

Zgadzam się, to także "moja" obsada. Świetna w całości, a i sam balet na niej bardzo zyskuje.

Cytat:
Vladimir Yaroshenko idealny.

Lubię to, tak mi rób Sagittaire! A on - niech Ci daje ku temu jak najwięcej powodów.
_________________
Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż... cokolwiek, i rzadko zawodzi.
 
     
Sagittaire 
Pierwszy Solista

Wiek: 41
Posty: 2809
Wysłany: Pią Kwi 20, 2012 8:11 am   

Ali napisał/a:
Odnoście I części jestem więc drugi spośród tych, których znalazłaś.


Pierwszy - pisałam właśnie o Tobie.

Ali napisał/a:
Ja tylko sprzeciwiam się stanowisku: Przybyłowicz lepszy od Balanchine'a.


Z tym, że nie sądzę, żeby o to chodziło rozmówczyni Ewie, która jest znawczynią Balanchine i przypuszczam, że bardzo go ceni. Raczej to odczytałam jako skrót myślowy, że - przy założeniu iż Balanchine jest twórcą wybitnym - nie zestarzał się, zaś Przybyłowicz, jak na Polaka, robi rzeczy światowe. Jedno drugiego nie wyklucza.
 
     
venus-in-furs 
Koryfej


Wiek: 31
Posty: 660
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 20, 2012 11:41 am   

Cytat:
Co do II części, to trafiłam na genialną obsadę w drugim dniu - Maksim jako Kain, Yaroshenko jako Abel + Fiedler.


Ja bym polemizowała z jej genialnością, ale byłaby to dość nieelegancka wypowiedź, której na dodatek nie da się uzasadnić konkretami, więc moje zastrzeżenie pozostawiam do nietrudnego domysłu ;]
 
     
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 32
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 20, 2012 2:18 pm   

Ali napisał/a:
A Twoje autorytety też szanuję za ich opinię, bo i część III pozostawiła mnie pod wielkim wrażeniem. Ja tylko sprzeciwiam się stanowisku: Przybyłowicz lepszy od Balanchine'a. Sama przyznasz, że to głupawe.

Miałam wczoraj odpisać, ale było już późno więc odłożyłam to na dziś, a tutaj pojawiają się nowe meandry dyskusji. Widzę, że Sagittaire lepiej mnie zrozumiała, ale może specjalnie zaogniasz sprawę, żeby sprowokować dyskusję - cóż, niech będzie i tak, bo jednak nie sądzę, że piszesz to na poważnie.
Ale może po kolei.

Ali napisał/a:
Dla mnie „Syn marnotrawny” Balanchine'a jest takim właśnie arcydziełem swojej epoki – mnie zachwyca i chyba nie ma nic odkrywczego w stwierdzeniu, że „się nie zestarzał”. Co w niczym nie ujmuje pięknemu baletowi Jacka Przybyłowicza.

Ok, wybacz, że nie byłam odkrywcza, prawdę mówiąc trudno byłoby się na to silić, dlatego nic więcej nie napisałam poza stwierdzeniem, że klasyk się nie zestarzał - sam przecież uważasz, że "komplementowanie tej choreografii byłoby banałem", więc skoro reprezentujesz takie (wg mnie słuszne zresztą) podejście, to cóż odkrywczego wg Ciebie mogłabym napisać?
Z drugiej strony nie do końca się zgadzam, bo jest wiele dzieł, które w danym czasie odcisnęły piętno na danej epoce, były nawet rewolucyjne w swoim czasie, a jednak dzisiaj często trafiają do lamusa, nie są wznawiane, a więc jednak się zestarzały, okazały mało uniwersalne. Do takich choreografii zalicza się min. dzieła Sergiusza Lifara (celowo wybrałam taki wyrazisty przykład) - bo czym innym były, jak nie dziełami swojej epoki. Obecnie mamy szanse oglądać nieliczne z jego prac. Ja np. w całości widziałam 3, bardzo lubię Suitę w bieli i Les mirages. Co do tego ostatniego, kiedy 5 lat temu wznowione było na deskach POB, można było przeczytać w recenzjach, że wariacja Cienia i pas de deux były genialne, ale resztę dla dobra tej choreografii należałoby usunąć, bo jest "sztuczna" i "nienaturalna". Wniosek końcowy recenzenta był prosty: Lifar nie jest już wystawiany, bo jego choreografie były swoistym "produktem" swoich czasów, dosyć osobiste i strasznie się zestarzały. Co do Miraży nie zgadzam się z tym stanowiskiem, dla mnie to jest bardzo piękny, symboliczny balet o samotności (w dodatku spersonifikowanej, choć postać Cienia można interpretować w wielu kierunkach). Obejrzałam go 2 razy pod rząd za jednym zamachem, bo odnalazłam w nim coś więcej, niż tylko ślad "tamtych" czasów, nie był dla mnie tylko świadectwem epoki, w której powstał i na którym obecnie osiadł już kurz, którego nie da się zdmuchnąć. Ale dla kogoś innego jest sztuczny i nienaturalny - przyjęłam to do wiadomości. Zresztą myślę, że gdybym zobaczyła więcej jego dzieł, o większości z nich mogłabym mieć podobne zdanie, jakie reprezentował wspomniany recenzent (fragmenty skłaniają mnie do takich przypuszczeń).
Co do Syna - ten balet znany mi był już wcześniej, więc z góry wiedziałam, czego się spodziewać. Bardzo go lubię, ale tak jak już wspomniałam - jakoś nie wierzę, że inteligentna osoba może powiedzieć, że uznanie za lepsze dzieła współczesnego choreografa od klasyka jest "głupawe". Po pierwsze, załóżmy, że były osoby, którym się wcale nie podobał i co wtedy - mają się z tego powodu ubiczować? Mają do tego święte prawo. Po drugie, jest na pewno co najmniej kilka dzieł (nie mam na myśli tylko tych w obrębie tańca), które wiele autorytetów wychwala, a na mnie nie robią wrażenia, są mi obojętne. Czasem myślę sobie, że może do nich jeszcze nie dorosłam, a innym razem, że może tak już będzie zawsze i nic na to nie poradzę. Poza tym zauważ jeszcze jedno - mówiąc w ten sposób nie tylko nie bierzesz pod uwagę innych punktów widzenia, ale również tego, że każdy ma jednak inne wychowanie, wykształcenie, nie mówiąc już o rzeczach tak subiektywnych i osobistych jak inaczej ukształtowany gust i inna wrażliwość na sztukę. A to tylko nieliczne składowe, bo razem tych wszystkich czynników jest nieskończenie wiele.
No i na koniec już - w tym wypadku niestety znowu wracamy do Gombrowicza - ja akurat w pełni uznaję, że Balanchine był (i jest) wielkim choreografem, ale naprawdę nikt nie jest zobligowany do podzielania takiego poglądu, no chyba, że pod sankcją uznania tego kogoś przez Ciebie np. za bezguście ;)
I jeszcze tylko słowo nt innowacyjności - nie szastałabym dzisiaj zanadto tym pojęciem, bo to chyba oczywiste, że za czasów Balanchine'a stosunkowo łatwo było być innowacyjnym (oczywiście jeśli ktoś miałby talent i zdolności w kierunku twórczości choreograficznej na jego miarę), ale dzisiaj są już właściwie tylko syntezy, przeróbki, obróbki tego co powstało w XX wieku, i żądanie żeby ktoś był dzisiaj innowacyjny w takim sensie, jak to możemy powiedzieć o Balanchinie właśnie, uważam za nieuzasadnione oczekiwania i nieco anachroniczne spojrzenie na tą sprawę.
Acha, i na pewno nie jesteście jedynymi osobami, którym podobała się najbardziej I część - mojej koleżance też najbardziej do gustu przypadł Syn, a kiedy ja siedziałam w pełnym zahipnotyzowaniu na części III, ona pewnie przysypiała - wiem, bo skwitowała na końcu, że "skończyło się w odpowiednim momencie" (co miało oznaczać, że już było nudno).
To chyba wszystko, co na razie miałam do powiedzenia w tej sprawie ;)


PS. Miałam już pominąć dygresję dotyczącą malarstwa, bo to offtop, ale może jeszcze krótko nt tej wypowiedzi: "Może nie przemawiać do nas jakiś obraz Rembrandta czy Picassa, ale nikt rozsądny wychodząc z galerii pod wrażeniem dzieła jakiegoś współczesnego malarza nie powie jednak, że to jego obraz jest „zdecydowanie najlepszy."

Sądzę (a nawet jestem pewna), że taka sytuacja, którą uznajesz za niemożliwą jest jak najbardziej możliwa nie tylko w teorii, ale i w praktyce ;) Żyjemy w czasach, kiedy przytłacza nas estetyka gier komputerowych, telewizji i innych niekoniecznie wizualnie wzniosłych przedmiotów - w tej sytuacji dlaczego uważasz, że każdy doceni Rembrandta, Caravaggia, Turnera, Tycjana - jakiegokolwiek innego wielkiego jakiejkolwiek epoki. Zresztą żeby w pełni docenić i się zachwycić, wg mnie trzeba zobaczyć prawdziwy obraz na żywo - dzisiaj jest o tyle wygodniej, że łatwo możemy obejrzeć reprodukcje w albumach albo obrazki w internecie, za to z dużą szkodą dla odbioru.
_________________
"Tańczcie głową." A. Pawłowa
Ostatnio zmieniony przez Ewa J. Pią Kwi 20, 2012 4:07 pm, w całości zmieniany 2 razy  
 
     
Sagittaire 
Pierwszy Solista

Wiek: 41
Posty: 2809
Wysłany: Pią Kwi 20, 2012 2:46 pm   

Ewa J. napisał/a:
może specjalnie zaogniasz sprawę, żeby sprowokować dyskusję

A to to na pewno. Zauważyłam, że Ali po prostu lubi dyskutować o tańcu i dzielić się swoimi spostrzeżeniami i czasem używa takich chwytów, aby ożywić forum, co w sumie ma swoje plusy.

Co do innowacyjności - masz rację Ewo. Z całą pewnością dziś jest to trudniejsze niż dawniej ale sądzę, że nawet dziś są twórcy, którzy robią coś własnego. Nie chcę wdawać się w tym miejscu w dyskusję, czy lepsza większa innowacyjność, czy zrobienie wartościowej przeróbki jakiegoś mistrza, bo obydwa przejawy twórczości są w sumie pożądane. A że innowacyjność można spotkać i dziś, to wystarczy podać choreografie z tegorocznego konkursu choreograficznego. Główną nagrodę wygrała bardzo piękna "obróbka" ruchu Forsythe (moim skromnym zdaniem ładniejsza niż ta Przybyłowicza). Natomiast nagrodzonymi byli też twórcy z Ukrainy i Białorusi, których utwory nie były może tak wysmakowane pod kątem języka ruchu, ale za to były innowacyjne - czuć było, że to było coś własnego, jakieś wyrażanie samego siebie i szukanie specyficznego dla siebie języka ruchu. Jak dla mnie to zawsze jest ciekawe jeżeli artysta, choreograf ma do powiedzenia coś od siebie, coś własnego. Szacowne jury główne nagrodziło mistrzowską obróbkę ruchu zaczerpniętego od wielkich znanych, za to jury dziennikarskie nagrodziło innowacyjność. A zatem są i dziś twórcy, którzy robiąc coś bardzo swojego, a obok równie wartościowi, którzy zafascynowany osobami jak Forsythe kontynuują jego stylistykę w swoich pracach.
 
     
Ewa J. 
Koryfej


Związek z tańcem:
miłośnik
Wiek: 32
Posty: 683
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 20, 2012 3:27 pm   

Sagittaire napisał/a:
Z całą pewnością dziś jest to trudniejsze niż dawniej ale sądzę, że nawet dziś są twórcy, którzy robią coś własnego.


Owszem, wg mnie również w tym właśnie rzecz - to jest dużo trudniejsze, ale nie znaczy wcale, że dzisiaj w ogóle nie powstają interesujące prace, że powstają tylko takie choreografie, których porównanie z dziełem mistrza sprzed kilkudziesięciu lat (już nie mówiąc o uznaniu za lepsze pierwszego z nich) trzeba zaraz wziąć za grzech śmiertelny i niewybaczalny.
Ale to o czym mówisz, to jest akurat bardzo zdrowe podejście, bo gdybyśmy nagle doznali "olśnienia" - skoro było już tyle mistrzów, to znaczy że teraz wystarczy tylko w kółko i na okrągło wznawiać ich prace, nie robiąc przy tym nic nowego, trafilibyśmy w końcu w ślepy zaułek. To by było ze szkodą nie tylko dla współczesnych choreografów, którym związanoby ręce, ale też dla krytyków i miłośników tańca.
Skoro już wymieniasz Forsythe'a to wydaje mi się, że masz na myśli wielkich II poł XX wieku, tych, którzy stworzyli swoje wielkie, autorskie wizje, czyli oprócz wspominanego już nazwiska chociażby Kyliana, Bejarta, Neumeiera (oczywiście nie tylko). Przyznaję, że do tej pory nie prowadziłam tej dyskusji z myślą o nich, bo w moim osobistym panteonie stoją na samym szczycie (tj. jako najwięksi z największych) i dlatego też dla mnie stanowią temat na odrębną dyskusję ;)
_________________
"Tańczcie głową." A. Pawłowa
 
     
Ali 
Koryfej


Posty: 845
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 20, 2012 10:55 pm   

Cytat:
..nie sądzę, że piszesz to na poważnie...

Droga Ewo J., piszę z zasady poważnie, tylko czasem prowokuję, co słusznie zauważyła nasza urocza Sagittaire. Poruszyłaś sporo wątków, więc nie będę się rozpisywał. Jednak na początek przypomnę Ci jednak, że to Ty napisałaś wcześniej: "ostatnia część była zdecydowanie najlepsza". I to mnie włąśnie poruszyło. Teraz lepiej rozumiem Twoje stanowisko. Wybacz więc tę "głupawość" i dzięki za doprecyzowanie.

Cytat:
...wiele dzieł, które w danym czasie odcisnęły piętno na danej epoce, były nawet rewolucyjne w swoim czasie, a jednak dzisiaj często trafiają do lamusa...

To oczywiste, ale błagam - nie porównuj choreografii Serge'a Lifara do dorobku George'a Balanchine'a. Lifar był gwiazdą swoich lat, ale nie pozostawił po sobie nic ponadczasowego, nawet jego najlepsza "Suite en blanc" była moim zdaniem bardzo konwencjonalna w gruncie rzeczy. Nic więc dziwnego, że - poza Francją może - jego choreografie poszły w zapomnienie.

Cytat:
ja akurat w pełni uznaję, że Balanchine był (i jest) wielkim choreografem, ale naprawdę nikt nie jest zobligowany do podzielania takiego poglądu, no chyba, że pod sankcją uznania tego kogoś przez Ciebie np. za bezguście

Nie za "bezguście", raczej za nieuka, ale to w dziedzinie baletu zdarza się u nas niestety bardzo często..

Cytat:
Sądzę (a nawet jestem pewna), że taka sytuacja, którą uznajesz za niemożliwą jest jak najbardziej możliwa...

To także smutne i prawdziwe niestety. Ale my się chyba do nich nie zaliczamy Ewo J., więc pracujmy wytrwale, aby poszerzać naszego grono...
_________________
Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż... cokolwiek, i rzadko zawodzi.
 
     
Ali 
Koryfej


Posty: 845
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 20, 2012 11:02 pm   

Ewa J. napisał/a:
Balanchine, Bejart, Neumeier, Kyliana, Forsythe...

Wielcy także dla mnie. Widzę Ewo J., że mamy tych samych idoli... Nie tylko my zresztą!
_________________
Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż... cokolwiek, i rzadko zawodzi.
 
     
Ali 
Koryfej


Posty: 845
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pią Kwi 27, 2012 9:01 pm   

Dziś znalazł się w sieci jeszcze jeden tekst o "Marnotrawnym" i innych "Opowieściach", godzien uważnego przestudiowania, nawet jeśli ktoś nie zgadza się z nim w szczegółach. Polecam:
http://tygodnik.onet.pl/3...ki,artykul.html
_________________
Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż... cokolwiek, i rzadko zawodzi.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   

Odpowiedz do tematu Dodaj do serwisow: Bookmark and Share
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,13 sekundy. Zapytań do SQL: 12