www.balet.pl Strona Główna www.balet.pl
forum miłośników tańca

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
tancerz/tancerka - mąż/żona
Autor Wiadomość
Joanna 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
tancerka?
Posty: 2981
Wysłany: Sob Sty 20, 2007 2:41 pm   

Cytat:
A co do związku... moje zdanie jest takie, że potencjał tancerza/tancerki jest zupełnie zmarnowany jeśli dochodzi do związku z osobą nie tyle nie znającą tematyki (bo to zawsze można nadrobić), ale będące tą tematyką zupełnie niezainteresowana. Nie trzeba być super znawcą i absolutnym fanatykiem baletu, ale nie ma nic bardziej de[rymującego niż szybka zmiana tematu przez drugą osobę gdy ty zaczynasz się "zwierzać" ze swoich pasji. np jedna osoba opowiada z oczami wielkimi jak 5 zł. o malarstwie którym się pasjonuje, a na to druga: "a właśnie, oglądałam ostatnio film o jakimś malarzu... a może pójdziemy do kina? Chodzmy do kina! Grają władcę pierścieni!"

Z mojego punktu widzenia, czyli osoby zakochanej w tańcu, aczkolwiek nie tańczącej, związek z tancerką to w zasadzie marzenie, bo wiążesz się z osobą, zajmującą się czymś co cię nieopisanie fascynuje.


Ja sie z tym czesciowo zgadzam. Tzn z ostatnia czescia na pewno - bo to tak naprawde nie chodzi o zawod, a o pasje, no i wzajemne zrozumienie.

Co do pierwszego punktu czesciowo sie zgadzam. Czesciowo dlatego, ze nie chcialabym generalizowac, bo jesli sie kocha te druga osobe, to czasem kocha sie tez jej pasje - nie dla sztuki jako takiej, ale ze wzgledu na druga osobe, bo jest to jakby czesc jej, i sie z nia kojarzy. Ale to bywa roznie, bo i ludzie sa rozni...
Naprawde trudna wydaje mi sie sytuacja, kiedy druga osoba - tak jak Ty to pisales - zupelnie ignoruje te pasje. Tzn wie o niej, zdaje sobie z niej sprawe, ale zupelnie nie wykazuje nawet zwyklego, grzecznosciowego zainteresowania. I w ogole nie rozumie, nie to ze tej pasji, ale zainteresowania nia, i sila rzeczy traktuje to jako fanatyzm. To jest wtedy przykre, bo tak naprawde wtedy dwie osoby, nawet jesli na poczatku cos je laczy, to predzej czy pozniej zaczna sie ze soba rozmijac, czy pojawiaja sie pretensje o 'te trzecia' (bo w koncu to jest pasja, milosc...).
_________________
"Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
 
 
Scarpia 
Adept Baletu


Związek z tańcem:
Scarpia
Posty: 208
Wysłany: Sob Sty 20, 2007 8:03 pm   

Dziękuję Joanno i Pawle za Wasze obszerne wypowiedzi. Z wielkim zainteresowaniem to czytam bo pomaga mi to zrozumieć pewne epizody z mojego życia.

Pasja to pasja. Pasji nie można okiełznać i ja to rozumiem. Jeśli pasja nie jest zła, a pasja tańca i baletu na pewno nie jest zła-to należy ją uszanować, zaakceptować a nawet pokochać, choć można jej do końca nie rozumieć. To nawet sprzyja umacnianiu więzi tancerki/tancerza z kimś spoza środowiska, bo spełnia takie fajne powiedzenie:
„Trzeba być trochę podobnym – aby się rozumieć; i trzeba być trochę innym – aby się pokochać”
Tylko martwi mnie "ten trzeci", Joanno. I to nie jest zazdrość, tylko ustalenie pewnej proporcji. To jest to co nazwałem symetrią i równowagą. Co byś powiedziała gdyby Twój partner powiedział Ci: „Nie jesteś w życiu najważniejsza”? Co byś powiedziała i poczuła gdybyś któregoś dnia chciała ukochana osobę spotkać, choć na chwile przytulić, zamienić choć 2 słowa – a ta druga osoba wiecznie nie ma czasu dla Ciebie, ale wiesz że ma zawsze ten czas dla "tego trzeciego"? Umiałabyś taką dysproporcję zaakceptować? Oj! Zaręczam Ci, że nikt tego nie zniesie na dłuższą metę: ani mężczyzna ani kobieta!

----------------------------

A żeby nieco ująć ciężaru tej ciężkiej gatunkowo dyskusji, zapewnić moja ukochaną symetrie i równowagę między tragedia a komedią tego tematu, a jednocześnie rozładować moje negatywne emocje napiszę tak:
:lol:
Po tej dyskusji napiszę petycję do Sejmu RP z wnioskiem o ustawowe wprowadzenie obowiązkowego celibatu dla tancerek i tancerzy. Zapewni to Wam święty ze strony tych okropnych, niepojętnych osób z zewnątrz, i 100% oddanie tej cholernie pięknej acz piekielnie zaborczej i zazdrosnej sztuce jaką jest taniec! Niech orchestron jak Rubikon dzieli na zawsze tancerzy i widzów. Kto go przekroczy – niechaj cierpi piekielne męki!
:!: Kto za petycją – niech się wpisuje za Scarpią, a uniknie mąk wieczystych! Oby Was nigdy nie spotkała miłość do tancerki i tancerza, ta najgorsza plaga duszy widza! O! :twisted: :wink: :wink: :wink:
 
 
Joanna 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
tancerka?
Posty: 2981
Wysłany: Sob Sty 20, 2007 11:54 pm   

Jesli chodzi o'ten trzeci element'. Jesli druga osoba rozumie te pasje, a nawet ja podziela, wtedy nie ma tego problemu. POjawia sie on w przypadku przytoczonym przez Pawla - kiedy druga osoba jest zupelnie niezainteresowana nawet proba zrozumiena tego, czemu partner/ partnerka sie az tak poswieca. I on wtedy traktuje to wlasnie jako 'ten trzeci element'. Bo nie rozumie, ze mozna kochac cos jeszcze tak mocno, bo dla niego milosc - nie chce uzyc tu tego slowa, ale musze z braku innego - ogranicza sie tylko do kochania drugiej osoby. (mowiac o'tym trzecim' mam na mysli oczywiscie taniec, badz innego rodzaju sztuke, albo np. sport wyczynowy, bo z tego co sie orientuje to tez bywa to problemem w rodzinach sportowcow).
To, o czym mowisz, jest wlasnie tak trudne dla wielu osob. Coz, nikt nigdy nie powiedzial, ze jesli ktos ma wielka pasje, to mu to pomaga w zyciu spolecznym. Jesli trafi sie na kogos, kto to rozumie, nie ma problemu. Ale jesli nie... Oczywiscie, to jest tylko jednen z mozliwych modeli, bo osobowosci sa rozne, podejscia do tworczosci, w tym wlasnej, rowniez.
_________________
"Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
 
 
Scarpia 
Adept Baletu


Związek z tańcem:
Scarpia
Posty: 208
Wysłany: Nie Sty 21, 2007 1:26 am   

Cóż... przyjmuję Twoje wyjaśnienia. Jakoś nikt inny nie potrafił mi tego lepiej wytłumaczyć. Dziękuję Joanno. Wiem teraz nieco więcej. Tylko to boli... bardzo boli... bo odbiera wszelką nadzieję :cry: Z tego co napisałaś i co sam obserwuję wynika bowiem, że prawdziwy tancerz/tancerka jest pod tak silnym magnetyzmem sztuki jaką uprawia, że nie jest w stanie osiagnąć zdrowego kompromisu w stosunkach miedzyludzkich z kimś "spoza układu". Jest jak wciągnięta/wciągnięty w czarną dziurę w kosmosie, z której nic się nie wydostanie, nawet światło.
Są takie słowa pewnej piosenki "Miłość przychodzi razem z zazdrością, zazdrość odchodzi razem z miłością"
I z Twoich słów wynika, że nawet jeśli by wspiąć się na wyżyny idealnej miłości, która nie zazdrości i nie chce konkurować z pasją tancerki/tancerza to i tak jest się przegranym, bo w decydujacym momencie tancerka/tancerz odda nawet zdrowie za taniec. Na środkach przeciwbólowych wstanie w środku nocy i pojedzie na przedstawienie nocnym pociagiem na drugi koniec Polski czy świata, aby zatańczyć przez 10minut dla bandy ignorantów; ale nie znajdzie czasu i sił by w zmęczeniu spotkać drugą osobę. Przykra prawda i jaka rażąca dysproporcja! Potworne! Nieludzkie wręcz! Ale sama to napisałaś między wierszami tego zdania:

Joanna napisał/a:
(...)Mam na przyklad znajomego, ktory zupelnie nie jest w stanie zrozumiec, jak nie jestem w stanie chodzic z powodu bolu po jakiejs kontuzji, a jestem w stanie z tym tanczyc (...)
 
 
Paweł
Nowicjusz

Posty: 17
Skąd: Kraków
Wysłany: Pon Sty 22, 2007 12:19 pm   

a.k. napisał/a:
wydawało mi się że gdzies to już pisałąm.
Aj sobie wyobrażam związk muzyka z tancerką.
Cudowna sytuacja moim zdaniem............

Ciekawe, czy zgadnę...: Paweł S. ?


Oj nie, nie Paweł S. (z kontekstu wnioskuję, że "niestety" nie Paweł S. :) )

No i nasunął mi się pewien wniosek, portret psychologiczny kandydata na męża dla tancerki:

1. Powinien podzielać jej pasję do tańca, nawet jeśli nie dosłownie będąc tancerzem, to np. malarzem, fotografem, muzykiem, który tworząc swoje dzieła czerpałby natchnienie od swojej żony, która grałaby wówczas rolę: muzy, inspiracji, modelki.

2. Jeśli niefartownie jest jakimś informatykiem, czy kimkolwiek spoza tzw. "świata sztuki", to mimo wszystko powinien okazywać zainteresowanie i zrozumienie dla pasji swojej wybranki.

3. Musi lubić trójkąty. Nie tyle fizyczne, co psychologiczne, bo tancerki nawet gadając z babcią przez telefon zachowują się jakby stały przy drążku na lekcji baletu, albo nawet robiąc kolację kładą nogi na blatach i ladówkach. Chyba można przywyknąć, osobiście uważam że to urocze :)

4. Musi wbić sobie do głowy, że jej zawód jest specyficzny. Zwykła zazdrość... Nie chodzi mi o kwestię zajęć do późnych godzin czy wyjazdów na przedstawienia, ale o takie "drobiazgi" jak to, że często jest "obmacywana" przez partnera. Uda, talia, nawet obejmowanie twarzy/żuchwy (mam nadzieję że każdy wie o co mi chodzi? :S), zazwyczaj zarezerwowane dla sytuacji mniej lub bardziej intymnych, w przedstawieniach baletowych (a zatem i na próbach) jest bardzo powszechne. Trzeba się nauczyć z tym żyć, bo inaczej taki związek nie ma prawa się udać.

5. Jeśli nie ma ciała tancerza musi pogodzić się z tym, że żona nie raz wprowadzi go w kompleksy :)

6. No i najważniejsze! MUSI MIEĆ DŁUGIE WŁOSY I TATUAŻ! W zasadzie jeśli ma to, to punkty od 1 do 5 nie mają już takiego znaczenia ;)

Pozdrawiam
 
 
makova_panienka 
Solista Baletu

Związek z tańcem:
uczennica
Wiek: 33
Posty: 1073
Skąd: z łąki
Wysłany: Pon Sty 22, 2007 12:27 pm   

Paweł napisał/a:
4. Musi wbić sobie do głowy, że jej zawód jest specyficzny. Zwykła zazdrość... Nie chodzi mi o kwestię zajęć do późnych godzin czy wyjazdów na przedstawienia, ale o takie "drobiazgi" jak to, że często jest "obmacywana" przez partnera. Uda, talia, nawet obejmowanie twarzy/żuchwy (mam nadzieję że każdy wie o co mi chodzi? :S), zazwyczaj zarezerwowane dla sytuacji mniej lub bardziej intymnych, w przedstawieniach baletowych (a zatem i na próbach) jest bardzo powszechne. Trzeba się nauczyć z tym żyć, bo inaczej taki związek nie ma prawa się udać.

5. Jeśli nie ma ciała tancerza musi pogodzić się z tym, że żona nie raz wprowadzi go w kompleksy :)

6. No i najważniejsze! MUSI MIEĆ DŁUGIE WŁOSY I TATUAŻ! W zasadzie jeśli ma to, to punkty od 1 do 5 nie mają już takiego znaczenia ;)

Pozdrawiam


brawo dla pana :wink:
_________________
wild thing,
you make my heart sing,
you make everything groovy,
wild thing!!!

 
 
 
Joanna 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
tancerka?
Posty: 2981
Wysłany: Pon Sty 22, 2007 1:04 pm   

Scarpia, przyznaję, że w tym miejscu przestaję Cię całkowicie rozumieć. Jaka dysproporcja? To chyba normalne, jak ktoś kocha taniec. Dlaczego uważasz, że na taniec poświęca się więcej czasu niż drugiej osobie? Inaczej na pewno się to okazuje, bo jest to żywy człowiek, ale nie powiedziałabym, że 'kradnie' się czas tej osoby.
To, że się tańczy nierzadko kosztem zdrowia wie każdy tancerz już od początku.
Ale większość osób nie jest w stanie tego zrozumieć, jak wymieniony wcześniej kolega. Bo dla niego ważniejsze jest, żeby w życiu było wygodniej, to znaczy trochę zarobić, jak najmniej się przy tym męcząc oczywiście, kiedyś założyć jakąś rodzinę, itd.

Nie wiem, dla mnie to co Ty podajesz, te przykłady jak to nazywasz 'dysproporcji', itd. to te Twoje posty to jest właśnie przykład osoby, która nie jest w stanie zrozumieć, że można się poświęcić czemuś, jakiejś sztuce w takim stopniu, jak drugiemu człowiekowi. Jeśli dla Ciebie najwyższą formą miłości jest ta wobec drugiej osoby (abstrahując od Boga, bo nie wiem, czy jesteś wierzący, w tej dyskusji to zresztą nieistotne) to ok, ale pamiętaj że są na świecie ludzie, którzy będą kochać na równi np. sztukę, nie możesz im tego odebrać.
Chciałbyś chyba, żeby tancerz (tancerka) najlepiej kochał swoją pracę w pracy, ideałem przez ustawowe 8 godzin dziennie, a potem odkładał ją na drugi tor i zajmował się rodziną. Tak jak robi większość normalnych ludzi w normalnych zawodach. Ale tak nie jest, i tak się nie da zrobić. Nie da się tańca czy teatru odłożyć na bok. Pamiętam swoją nauczycielkę, która mówiąc co prawda o aktorstwie, mówiła że w tym zawodzie piękne jest to, że myśli się o nim myjąc zęby, jadąc autobusem, ale to też czasem przeraża - kiedy gdzieś na plaży zgubiła z oczu swojego małego synka to owszem, zaczęła się bać o niego i go szukać, wiadomo jak to matkas, ale jednocześnie - i z pełną świadomością tego - zaczęła analizować te swoje emocje z punktu widzenia aktorki!!

Ja z tego co piszesz nie widzę tej 'dysproporcji', 'braku równowagi'. Widzę normalne poświęcenie dla sztuki, z którym na pewno każdy co jakiś czas ma do czynienia. Przecież nikt nigdy nie ustalił gdzie przebiega ta granica 'normalności', z której zresztą artyści nigdy nic sobie nie robili, i śmiało żyli tak jak czuli, a że czasem jest to inaczej od przeciętnego wzorca społecznego? Cóż tak też bywa.
Kto niby ma ustalać ten 'zdrowy kompromis'? Nie obraź się, ale z to wymysł czysto filisterski, bo obiektywnie rzecz biorąc czegoś takiego nie ma - może niby jeszcze miałby o tym decydować człowiek, albo np. prawo? Nonsens.

Widzisz, jeśli zbierze się dwóch z takich wolnych, artystycznych zawodów, to u nich tego tematu, o którym rozmawiamy, właściwie w ogóle nie ma, bo dla nich pewne sytuacje, zachowania, wybory, są oczywiste. Nie jest to dla nich jak mówisz żadna 'dysproporcja', bo przecież to normalne.

A, jeszcze jedno. Jeśli uważasz, że jest to tak rażąca dysproporcja, to chyba nie rozumiesz, ile tancerzowi może dać taniec, tu nie chodzi o czysto estetyczną przyjemność widza, tylko o coś dużo więcej.
Przypomniała mi się jeszcze pewna anegdota, opowiadał ją znajomy reżyser teatralny. Otóż dotyczy ona pewnej śpiewaczki operowej, która wspominając swoje życie w którymś momencie stwierdziła, że najwięcej przyjemności to dla niej było stanie na scenie i śpiewanie, że to, co ona czuła, tę koncentrację setki czy tysiący słuchaczy, i ten jej wibrujący głos, i to było tak niesamowite, że z tym żaden orgazm nie mógł się nawet w połowie równać (to jej słowa, nawiasem mówiąc, ciekawe co na to jej mąż ;) ).
_________________
"Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
 
 
Kasia G 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
krytyk
Wiek: 47
Posty: 4412
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Sty 22, 2007 1:23 pm   

no i jak zwykle i jednak "strona" i druga ma rację :)
Tematem nie jest tu bowiem czy i na ile tancerz/tancerka powinien kochac swoją pracę, ale na ile bedzie kochany/rozumiany przez swojego partnera. Jesli kogoś kochasz to razem z jego pracą, pasją, poswięceniem dla niej, znajdujesz w tym zyciu swoje miejsce. Jesli nie mozesz zaakceptowac, ze dla kogoś powiedzmy balet (ale moze coś innego) jest az tak wielka pasją i miłoscią to nie decydujesz sie na zwiazek z tą osobą, bo chcesz być na pierwszym miejscu, bo będziesz zawsze zazdrosny o pasję. To tak jak z kochaniem zalet, ale i wad partnera, bo ich suma składa się na takiego a nie innego człowieka.

Z drugiej strony od dorosłych ludzi wymagało by się szczerego wyłuszczenia a przede wszystkim uświadomienia swoich potrzeb i dojścia do porozumienia (owego enigmatycznego "zdrowego kompromisu"). Na zasadzie : chce być z Tobą, mimo ze mozesz mi poswięcić tylko 3 godziny dziennie i w ich trakcie będziesz gadać tylko o balecie. Albo: chce byc z Tobą, ale musisz wiedziec ze nie potrafię dłużej niż pół godziny nie myślec o balecie (oczywiscie żartuję, ale zasada pozostaje ta sama). Nie mówię, ze to jest proste, ale u podstaw każdej międzyludzkiej realcji powinna leżeć szczerość i akceptacja.

No a jesli ktoś nie ma zamiaru, nie czuje potrzeby bycia z kimś na stałe, zakładania rodziny itd to jest zupełnie inny przypadek i nic tu sie poradzić nie da. Jak to zawsze powtarzam "każdy ma swoje priorytety" i sam decyduje co stawia na pierwszym miejscu podporządkowując temu zycie. Zawsze artyści decydowali się "poświęcić sztuce", "zaślubić muzę" etc i taki wybór tez jest zrozumiały - byle swiadomy
_________________
Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
 
 
 
baletnica86
Adept Baletu


Posty: 69
Skąd: Poz, Waw
Wysłany: Pon Sty 22, 2007 8:01 pm   

jedno wam powiem z kobietą jest ciężko :wink: a z kobietą tancerką jeszcze gorzej :D ale wszystko to kwestia kompromisu czego sobie i innym życzę :)
_________________
taniec jest the best ;)hehe
 
 
Lupus 
Adept Baletu


Posty: 124
Wysłany: Pon Sty 22, 2007 11:16 pm   

a.k. napisał/a:
Aj sobie wyobrażam związk muzyka z tancerką.
Cudowna sytuacja moim zdaniem......

Powiadasz? Interesujące.
baletnica86 napisał/a:
jedno wam powiem z kobietą jest ciężko a z kobietą tancerką jeszcze gorzej

Znalazłbym kilka "cięższych" (dla mężczyzny) damskich zawodów :wink:
_________________
Mea mihi constientia pluris est, quam omnium sermo
 
 
Kasia G 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
krytyk
Wiek: 47
Posty: 4412
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Sty 22, 2007 11:59 pm   

Lupus napisał/a:
a.k. napisał/a:
Aj sobie wyobrażam związk muzyka z tancerką.
Cudowna sytuacja moim zdaniem......

Powiadasz? Interesujące:


no, na to akurat jest kilka przykładów - spiewak z tancerką, muzyk z tancerka, dyrygent z tancerką....(ale pozwole sobie bez nazwisk )
_________________
Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
 
 
 
Paweł
Nowicjusz

Posty: 17
Skąd: Kraków
Wysłany: Wto Sty 23, 2007 5:20 pm   

Trochę zmartwił mnie ten topic, bo znalazło potwierdzenie to co mówiłem.

"Ja, ja, ja"

Zauważyłyście/iliście, że w wypowiedziach pojawiają się wymagania stawiane partnerowi życia? "jestem tancerką więc musisz to, musisz tamto, powinieneś to, powinienieś tamto". Nie dopatrzyłem się natomiast nic w rodzaju "w zamian ja się odwdzięczę w ten sposób, że", albo "ja mogę iść na takie ustępstwa:". Trochę to załamujące, bo (nikogo nie obrażając, taka myśl mi się po prostu nasunęła!) wygląda na to że małżeństwo z tancerką samo w sobie jest synonimem złapania Boga za nogi.

W małżeństwie kompromisy to chleb powszedni, z tematu wnioskuję natomiast że małżeństwo to ciągłe ustępstwa osoby nietańczącej. To chyba nie do końca przemyślany przepis na udane małżeństwo?

Mam szczerą nadzieję że się mylę sromotnie ;)

Pozdrawiam
 
 
Scarpia 
Adept Baletu


Związek z tańcem:
Scarpia
Posty: 208
Wysłany: Wto Sty 23, 2007 6:18 pm   

Joanna napisał/a:

Scarpia, przyznaję, że w tym miejscu przestaję Cię całkowicie rozumieć.

A ja wręcz przeciwnie – rozumiem coraz bardziej Twoje wypowiedzi. Są klarowne. Ale pamiętaj proszę, że jest wielka różnica pomiędzy ‘rozumieć’ a ‘zaakceptować’.

Joanna napisał/a:

dla mnie to co Ty podajesz, te przykłady jak to nazywasz 'dysproporcji', itd. to te Twoje posty to jest właśnie przykład osoby, która nie jest w stanie zrozumieć, że można się poświęcić czemuś, jakiejś sztuce w takim stopniu, jak drugiemu człowiekowi

Te przykłady "dysproporcji" wymieniłem aby z uznaniem pokazać do jak wielkiego poświęcenia i uczucia zdolna/-y jest prawdziwa/-y tancerka/tancerz . I to czyni sprawę właśnie gorszą! Wiecie jak to jest: na przykład jak wiecie, że tancerz jest mierny – to nie wymaga się od niego zabójczego tour-de-force. Ale jak wiecie że tancerz jest wysokiej klasy i zdolny do ekstremalnych popisów – to nikt nie zadowoli się już przeciętnym występem - każdy oczekuje "fajerwerków" (a już nie daj Boże słabego występu). I tu jest tak samo: Skoro np. wie się do jak wielkiego oddania i poświęcenia zdolna/-y jest tancerka/tancerz dla ukochanej przez nią/niego sztuki, to jak bardzo niemożliwym do zaakceptowania wydawać się musi dla jej/jego partnera/partnerki jakieś mierne i w porównaniu z tymi pierwszymi zdawkowe wyrazy uczucia.
Ja nie jestem tancerzem, więc nigdy nie poczuję tego, co prawdziwa tancerka/tancerz w objęciach Terpsychory. Fakt. Ale i vice versa- tancerka/tancerz nigdy nie poczuje tego, co będzie czuł widz w momencie gdy będzie patrzył na jej/jego występ. Formułowanie z tego zarzutu jest więc niepoprawne, bo to tak samo jakby zarzucić że słoń myśli jak słoń a nie jak mrówka. Słoń nigdy nie będzie mrówką, choć... :lol: jedno może być zafascynowane drugim. To był tylko przykład.

Joanna napisał/a:

Kto niby ma ustalać ten 'zdrowy kompromis'? Nie obraź się, ale z to wymysł czysto filisterski, bo obiektywnie rzecz biorąc czegoś takiego nie ma - może niby jeszcze miałby o tym decydować człowiek, albo np. prawo? Nonsens.

A to już moim zdaniem :evil: ikonoklastyka+bluźnierstwo. ‘zdrowy kompromis’ obiektywnie i subiektywnie istnieje, jest w każdym układzie różny i ustalany wspólnie poprzez obie strony. Przez ‘zdrowy kompromis’ rozumiem stan, którym obie strony ze względu na siebie nawzajem z czegoś rezygnują, aby uczynić przestrzeń koło siebie dla drugiego, zachowując przy tym swoją osobowość i indywidualność. Gdyby jak piszesz ‘zdrowy kompromis’ nie istniał to ograniczając się tylko do tematu tego forum wszystkie pary małżeńskie musiałyby się pozabijać nawzajem, bo każdy żądałby tyle przestrzeni dla siebie, że na potrzeby i bliskość drugiego nie byłoby miejsca. Tak jak na scenie! Tancerze i tancerki muszą osiągnąć ‘zdrowy kompromis’ na ograniczonej przestrzeni sceny zbiorowej aby tańczyć mogli i soliści i koryfeje i corps-de-ballet. Pewnie, każdy by chciał mieć jak najwięcej miejsca do tańca. I jakie można by wtedy wykonywać nie-filisterskie górnolotne fantazje! Ach! Cuda-nie-widy! Ale… co wtedy z kolegami i koleżankami? Gdzie ich potrzeba tańca? A więc zapatrzeni w ten szlachetny odruch każdy na tej scenie ogranicza się choć trochę, aby obok mógł stanąć drugi, nieraz kompletnie inny człowiek i tez się zrealizować. I o to mi chodzi.


Kasia G napisał/a:

Z drugiej strony od dorosłych ludzi wymagało by się szczerego wyłuszczenia a przede wszystkim uświadomienia swoich potrzeb i dojścia do porozumienia (owego enigmatycznego "zdrowego kompromisu"). Na zasadzie : chce być z Tobą, mimo ze mozesz mi poswięcić tylko 3 godziny dziennie i w ich trakcie będziesz gadać tylko o balecie.

O tak, tak! Yes, yes! Ja, ja! Si, si! Da,da! O to mi właśnie chodzi! :D (Dziękuję za przetłumaczenie moich słów z dialektu marsjańskiego na wenusjański)

Paweł napisał/a:

bo tancerki nawet gadając z babcią przez telefon zachowują się jakby stały przy drążku na lekcji baletu, albo nawet robiąc kolację kładą nogi na blatach i lodówkach. Chyba można przywyknąć, osobiście uważam że to urocze

hehehe.. ja tam wręcz uwielbiam takie widoki! Mogę się gapić i gapić…. :wink:

baletnica86 napisał/a:

jedno wam powiem z kobietą jest ciężko a z kobietą tancerką jeszcze gorzej ale wszystko to kwestia kompromisu czego sobie i innym życzę

Znakomita kwintesencja! AMEN! :D
 
 
Sagittaire 
Pierwszy Solista

Wiek: 41
Posty: 2809
Wysłany: Pią Lip 06, 2007 11:51 am   

myślę, że żeby wytrwać długo w każdym związku czy z tancerzem czy nie liczy się przede wszystkim jedno- trzeba się oswoić ze sztuką kompromisu.
Można się zachwycać , że jest tancerką, ma grację i jest b ładna itd ale jeżeli nie umie chodzić na kompromisy to jak minie zafascynowanie -zostanie uraz.
Choćby bowiem udało się przeczesać cały świat nigdy nie spotka się człowieka z którym nie trzeba się dotrzeć i w którym nic nie denerwuje.
Myślę, że nie powinno się wnikać, analizować każdej głupoty i słowa, za to należy nauczyć się szybko przebaczać rzeczy małe i większe i trzeba umieć ustępować nawet wbrew sobie.
Taka jest moja recepta.
Pozdrawiam
 
 
Father 
Solista Baletu


Wiek: 75
Posty: 1604
Skąd: ze Szczecina
Wysłany: Czw Lip 12, 2007 10:03 am   

Tak,tak Ag111111111111! To jest truizm obowiązujacy w każdym związku.
Nie tylko tancerki i tancerze sa wyjatkowi.Kazdy człowiek ogarniety jakąs pasja jest wyjątkowy i związek z takim czlowiekiem jest wyjatkowo trudny a na dłuzszą metę bardzo często niemożliwy. Historia daje wiele przykladow takich ludzi nie mieszczacych się mentalnie w pojeciach przeciętnych ludzi.Bardzo często spotykam się z opinią,że to egoiści.Zgoda-egoiści.Ale jaki swiat bez nich byłby nieciekawy?A czy w ogóle by był?
_________________
To mnie przerasta!
Ale da sie udżwignąć
 
 
Joanna 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
tancerka?
Posty: 2981
Wysłany: Czw Lip 12, 2007 1:34 pm   

Poza tym mnie bez sensu wydaje się podejście, że kogoś ktoś fascynuje jako osoba w relacji damsko - męskiej tylko z faktu, że jest tancerzem/ tancerką. Przecież to jest taki sam człowiek jak inni, i naprawdę nie powinno się liczyć to, jak giętkie ktoś ma ciało i ile wdzięku w ruchach, jeśli jest to główny powód fascynacji, bo to jest po prostu część pracy. A liczą się przecież de facto te wszystkie cechy, co przypadku osoby o każdej innej profesji - czyli wzajemne dopasowanie, charakter, itp.

A związek generalnie z artystą, na pewno nie należy do łatwych, ale to chyba oczywiste. Tzn chodzi o to, że przeciętni ludzie nie mają aż tak silnych pasji zazwyczaj, albo na co dzień nie pracują w sposób, który co chwilę dotyka ich emocjonalności, ciągłej pracy nad sobą, nad swoją osobowością, charakterem, itd. - a taki rodzaj pracy nie zostaje bez echa, i nie jest to praca od 8 do 16, tylko wymagająca znacznie więcej zaangażowania. No i zwykle jest to też ogromna pasja (chociaż bywa, że nie zawsze...). I to dla wielu nie związanych ze sztuką osób jest trudne do zrozumienia. Inna sprawa to inne priorytety - większość ludzi jednak na pierwszym miejscu stawia ustabilizowanie się, rodzinę, zdobywa sobie spokojnie wykształcenie, idzie do racy, itd.; w przypadku zajmowania się jakąś dziedziną sztuki po pierwsze brak tej stabilizowacji (w zależności od profesji jest ona mniejsza club większa, wiadomo np. etat daje większe poczucie bezpieczeństwa, ale też nigdy nie wiadomo jak się trafi np. kontuzja), poza tym wiele osób tam ma po prostu inne priorytety.

Widza może fascynować tancerka, czy aktor, itd., tyle że tryb życia i priorytety życiowe wielu widzów często nie pokrywają się z trybem życia artystów.
Są ludzie, którzy dla rodziny dopasowywują się, swój czas, swoją pracę, itd., a są też tacy, którzy swoją rodzinę dopasowywują do swojej pracy (nie mówię, że świadomie; po prostu niektóre zawody angażują na maxa, nie tylko fizycznie ale również psychicznie i emocjonalnie).
Ja np. mam wielu znajomych, którzy pracę traktują tylko jako środek do zdobycia pieniędzy, a nawet traktują ją jako 'zło konieczne' (mam na myśli sytuację kiedy chodzi o pracę dającą niezłą kasę, i wymagającą wykształcenia, przygotowania; a nie typu kasjerka, bo to wiadomo że to nie jest dla nikogo wymarzone), a ważniejsze dla nich jest np. pojechanie na fajne wakacje, oraz bardziej doraźnie np. kupienie modnej kiecki (tzn mam na myśli sytuacje, kiedy to jedyne poza związkiem zainteresowania tych ludzi). Ja osobiście tego nie rozumiem, ale widać 80% społeczeństwa jakoś sobie tak radzi i im to wystarcza ;)

Chociaż to oczywiście nie zawsze jest dobre, bo np. wiele aktorek na starość mówi, że teraz żałują, że nie zdecydowały się nigdy na rodzinę czy dziecko, kosztem kilku ról (które wtedy wydawały się niezmiernie ważne, a z perspektywy czasu...). Podobnie jest z tancerkami. Chociaż dzisiaj i tak częściej mają rodziny i dzieci, niż kiedyś, i to w młodym wieku.
_________________
"Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
 
 
Father 
Solista Baletu


Wiek: 75
Posty: 1604
Skąd: ze Szczecina
Wysłany: Czw Lip 12, 2007 2:47 pm   

Tak żle i tak niedobrze.Ja znam wielu ludzi którzy żałują ,że przestali kultywować swoje pasje z młodości.Maja dzieci a nawet wnuki i czują niespelnieni i niepotrzebni.
Ta aktorka żałuje,że nie załozyła rodziny ale dała ludziom wspaniałe role, poprostu dała siebie. Nie da sie wszystkich srok złapać za ogon.
W tym momencie przypomina mi się piosenka Eddit Piaf-"Niczego nie żałuję"
_________________
To mnie przerasta!
Ale da sie udżwignąć
 
 
Torin 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
miłośnik baletu :)
Wiek: 57
Posty: 1577
Skąd: ja się tu wziąłem ??
Wysłany: Czw Lip 12, 2007 3:15 pm   

Father napisał/a:
Tak żle i tak niedobrze.Ja znam wielu ludzi którzy żałują ,że przestali kultywować swoje pasje z młodości.Maja dzieci a nawet wnuki i czują niespelnieni i niepotrzebni.
Ta aktorka żałuje,że nie załozyła rodziny ale dała ludziom wspaniałe role, poprostu dała siebie. Nie da sie wszystkich srok złapać za ogon.
W tym momencie przypomina mi się piosenka Eddit Piaf-"Niczego nie żałuję"


Oj to nie jest takie proste, tu nie ma NIGDY prostych recept.
Zawsze jest to wybór którego w przyszłości można żałować.
Jak juz jedziemy przysłowiami to myślę że równie adekwatne jest "wszędzie dobrze gdzie nas niema" i ono czasem jest kluczem do żałowania minionego czasu. Takie rozważania to IMHO ślepy zaułek.
Kolejny truizm - czasu nie cofniemy - trzeba tylko umieć zapamiętać to co było piękne a nie to co mogło by być piękne (czy by było nie dowiemy sie przecież nigdy !!! ...)

Pozdrawiam
Torin
vel "zagoniony jak ...."
 
 
 
Father 
Solista Baletu


Wiek: 75
Posty: 1604
Skąd: ze Szczecina
Wysłany: Czw Lip 12, 2007 8:41 pm   

Dobrze! Nie licytujmy się truizmami bo i tak bedziemy żałować.
_________________
To mnie przerasta!
Ale da sie udżwignąć
 
 
Joanna 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
tancerka?
Posty: 2981
Wysłany: Nie Lip 22, 2007 11:47 pm   

Father napisał/a:
Tak żle i tak niedobrze.Ja znam wielu ludzi którzy żałują ,że przestali kultywować swoje pasje z młodości.Maja dzieci a nawet wnuki i czują niespelnieni i niepotrzebni.
Ta aktorka żałuje,że nie załozyła rodziny ale dała ludziom wspaniałe role, poprostu dała siebie. Nie da sie wszystkich srok złapać za ogon.
W tym momencie przypomina mi się piosenka Eddit Piaf-"Niczego nie żałuję"


Ale sprobuj spojrz4ec na to z drugiej strony. Zwykle jest tak, ze jak sie cos ma, to to wydaje sie oczywiste, i zaczyna nam brakowac to, czego nie mamy. Nie patrzy sie na to, ile rol dalo sie ludziom, tylko ze nie ma kto na starosc herbaty zrobic. Zreszta, z ta scena to jest taka troche pulapka, bo daje sie tak naprawde duzo wiecej, niz sie otrzymuje.
I nie pisalam o jednej, konkretnej aktorce, ale o problemie ktory dotyczy wielu artystow, 'wolnych zawodow'. Teraz jest troche inaczej niz kiedys, tzn latwiej, wiecej artystow zaklada rodziny, albo ma dzieci, itd., nie ma juz tak sztywnych wzorow instytucji spolecznych (jaka np. jest rodzina) jak kiedys.
_________________
"Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
 
 
Sagittaire 
Pierwszy Solista

Wiek: 41
Posty: 2809
Wysłany: Pon Lip 23, 2007 12:25 pm   

tak, to prawda, że nie ma łatwych recept na życie.
I też fakt, że jeżeli na starość nie ma kto zrobić herbaty to nie myśli się -nie mam siły iść do kuchni- ale dobrze mi bo zagrałam rolę taką i taką.

ja myślę, że w życiu trzeba byłoby w pewnym momencie "wejść w siebie" i porządnie się poznać: swoje prawdziwe pragnienia, cele, marzenia.
A odpowiedż można znaleźć -trzeba tylko uważnie słuchać siebie, i podpowiedzi jakie się znajduje a które wynikają z okoliczności itd.
Jeżeli tak się podejmuje decyzje a nie na oślep to się nie żałuje - mówię to z siebie z mojego doświadczenia.
Pozdrawiam . Agnieszka
 
 
Father 
Solista Baletu


Wiek: 75
Posty: 1604
Skąd: ze Szczecina
Wysłany: Pon Lip 23, 2007 6:03 pm   

Ag111111111111111! Nie bardzo sie z Tobą zgadzam. Wybitni ludzie są tak pochłonięci tworzeniem,że nie mają ani chwili czasu ani chęci na wsłuchiwanie sie w siebie.Całe ich jestestwo to przedmiot tworzenia. Dotyczy to zarówno wybitnego inżyniera jak i tancerza. Temu pierwszemu łatwiej bo jego dzieło chcąc niechcąc łaczy się z otrzymywaniem sporych pieniędzy(ale obciążone jest ryzykiem innych osób).Prawdziwym ich celem jest doskonałość tworzonego dzieła.Gdy przychodzi starość jednym sie poprostu udaje a drugim nie ale zarowno jedni jak i drudzy podjęli to samo ryzyko.
w historii mamy mnóstwo takich przypadków. Np:Norwidowi starość się nie udała natomiast Słowacki umarł w dobrobycie.
_________________
To mnie przerasta!
Ale da sie udżwignąć
 
 
Kasia G 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
krytyk
Wiek: 47
Posty: 4412
Skąd: Warszawa
Wysłany: Pon Lip 23, 2007 6:14 pm   

a ja się nie zgodze - to nie kwestia wybitnosci czy talentu ale pewnego rodzaju inteligencji i osobowosci która decyduje czy człowiek "wsłuchuje sie w siebie" czy jest refleksyjny. Myślę też ze troche innym artysta jest twórca, a innym (bez urazy) odtwórca tak jak tancerz czy aktor. Oczywiscie on tez daje wiele z siebie i jest "twórcą: ale taki Słowacki czy Bejart to twórca dzieła od poczatku, od samych podstaw, od koncepcji - zapewne bardziej refleksyjny. Co nie znaczy że wartosciuję siłę i wagę tworzenia jednych i drugich - bo jedni bez drugich nie mogli by istnieć. Wracając do tematu mąż/zona to myślę ze jednak to po prostu kwestia "tak sie zycie ułożyło" oraz kwestia priorytetów. A ze dla kogos refleksja nad samotnoscią moze przyjsc zbyt późno... doskonale mozgę sobie wyobrazić zadowolonego z zycia i otoczonego ludzmi, przyjaciółmi i znajomymi tancerza, który dopiero na emeryturze, kiedy juz nic "nie znaczy", nie bywa i nie kreuje staje sie samotny i wtedy to zauważa.... takie sceniariusze pisze życie a trudno na "zimno" myśleć - no, tak, teraz mam wielu przyjaciół, ale musze sobie poszukac zony bo jak będe stary to kto mi poda szklankę wody... (żartuję oczywosćie)
_________________
Niech pamięta elita, że każda śmietanka na deser jest bita.
Lec
 
 
 
carewna
Adept Baletu


Posty: 182
Wysłany: Pon Lip 23, 2007 8:43 pm   

Brawo Kasiu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Juz od dluzszego czasu zerkam na ten watek i szczerze odrzucal mnie jakos.
Mysle ze na bycie z kims kazdy ma swoj czas i nie o to tu chodzi by chciec miec kogos, juz tu/teraz/natychmiast, bo chce , tylko to trzeba poczuc!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
No to chyba na tyle
a reszta aluzji czy ktos ma czy nie ma czasu to bzdura, jak juz to nie czuje takowej potrzeby!
A to wszytko do czasu.
Trzeba poczuc ze to cos(mowie o zwiazku) ma dalej,glebiej,szerzej,wyzej...
_________________
Nie można iść do przodu patrząc w tył...

carewna.bloog.pl
 
 
 
Joanna 
ADMINISTRATOR


Związek z tańcem:
tancerka?
Posty: 2981
Wysłany: Pon Lip 23, 2007 9:44 pm   

Kasia G napisał/a:
a ja się nie zgodze - to nie kwestia wybitnosci czy talentu ale pewnego rodzaju inteligencji i osobowosci która decyduje czy człowiek "wsłuchuje sie w siebie" czy jest refleksyjny. Myślę też ze troche innym artysta jest twórca, a innym (bez urazy) odtwórca tak jak tancerz czy aktor. Oczywiscie on tez daje wiele z siebie i jest "twórcą: ale taki Słowacki czy Bejart to twórca dzieła od poczatku, od samych podstaw, od koncepcji - zapewne bardziej refleksyjny. Co nie znaczy że wartosciuję siłę i wagę tworzenia jednych i drugich - bo jedni bez drugich nie mogli by istnieć. Wracając do tematu mąż/zona to myślę ze jednak to po prostu kwestia "tak sie zycie ułożyło" oraz kwestia priorytetów. A ze dla kogos refleksja nad samotnoscią moze przyjsc zbyt późno... doskonale mozgę sobie wyobrazić zadowolonego z zycia i otoczonego ludzmi, przyjaciółmi i znajomymi tancerza, który dopiero na emeryturze, kiedy juz nic "nie znaczy", nie bywa i nie kreuje staje sie samotny i wtedy to zauważa.... takie sceniariusze pisze życie a trudno na "zimno" myśleć - no, tak, teraz mam wielu przyjaciół, ale musze sobie poszukac zony bo jak będe stary to kto mi poda szklankę wody... (żartuję oczywosćie)


Ja sie troche nie zgodze z tym 'odtworca' w przypadku tancerza, przynajmniej jesli chodzi o np. kategorie tanca wspolczesnego, gdzie wlasnie liczy sie dojrzalosc, wsluchanie sie w siebie, znajmosc siebie i swiata, osobowosc, no i kreatywnosc - bez tego nie ma tancerza wspolczesnego.
A zarowno taki rezyser czy choreograf moze byc bardzo odtworczy, kiedy np. niby sklada jakies wyrazy z alfabetu, ale na zasadzie kalek, wykorzystywania czyichs wczesniejszych rzeczy na zasadzie 'ladnie wyglada' (mimo iz to nie jest jego wlasny, 'organiczny' jezyk, itd.).
Wiec raczej do takiego podzialu bym sie przyczepila.

I odwrotnie niz Ag1111 - mysle, ze wlasnie na starosc sie mysli "nie mam sily dojsc do kuchni", a nie "och, jak to zagralam 40 lat temu!" - po prostu to, co juz osiagnelismy n ie wydaje nam sie az takie fascynujace, a doskwiera nam to, czego nam brakuje. Zwlaszcza ze sztuka bywa troche zwodnicza. Ale tez nie kazdy na to zwroci uwage, wiec tez bylanbym daleka od generalizowania. Po prostu nie ma jednego idealnego rozwiazania w przypadku osob, ktore w jakis sposob wylamuja sie z tradycyjnego (kulturowego) modelu zycia, pracy, rodziny, itd.


PS. Chyba nam sie w tym temacie zrobil offtop, ale dosc ciekawy imho. Postaram sie go wydzielic, jak bede miala chwile czasu.
_________________
"Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   

Odpowiedz do tematu Dodaj do serwisow: Bookmark and Share
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,37 sekundy. Zapytań do SQL: 13