Nie, to nie jest tak, że "sobie siedzi z założonymi rękami". Przynajmniej nie w mojej szkole, i nie u pani Karpuchiny. Wydaję mi się, że od tego poprawiania to męczy się tak samo jak my... Ale nigdy nie siada sobie, i nie krzyczy poleceń z odległego kąta sali.
Nie jestem w SB, ale mnie się wydaje, że to zalezy od klasy, materiału, który się w danej chwili przerabia... Wiadomo, że na początku trzeba dane ćwiczenie pokazać, a jesli chodzi o najmłodsze dzieci, to u nich dużą rolę odgrywa właśnie naśladowanie nauczyciela. Ale potem często wystarczy powiedzieć, co ma się zrobić, czy ewentualnie zamarkować ćwiczenie, i wszyscy wiedzą, co mają zrobić... I wtedy pedagog może sobie siedzieć na krzesełku...
Bo co to za filozofia zeby zrobić np. dwa echappe, a potem dwa sissony (to tylko przykład, proszę mnie nie strofowac, jesli nietrafiony, bo ja się nie znam ), jak się to robi od codziennie? Po co wtedy ma skakać jeszcze pedagog? Lepiej, żeby skupił się na uczniach, a nie na swoich krokach.
Co innego na współczesnym, kiedy tam często na bieżąco wymyśla się choreografie, i ma tak sztywnych reguł, ale w klasyce, jak sie codziennie przez kilka lat staje do drążka, i cały czas pilnuje tych samych zasad... Więc np. to, że na współczesnym pedagog cały czas sam pokazuje, to akurat norma - tutaj liczy się inna jakość ruchu niż w klasyce, trzeba na bieżąco tłumaczyć, co ma się zdarzyć w danym momencie (bo każda kombinacja jest inna, nie ma stałego 'zestawu' kroków).
_________________ "Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
U mnie jest duży przekrój - od niewstających do niesiadających. Np. moja aktualna nauczycielka baletu właściwie nie siada, pokazuje wszystkie ćwiczenia, a w trakcie chodzi i poprawia. Ale też zdarzają się tacy, które tylko siedzą, dyktują i w trakcie nic nie mówią.
A na modernie to chyba nie ma wyboru - kiedyś nauczycilka (w ramach eksperymentu) zaczęła nam z rzesełka dyktować ćwiczenie. Chyba trzy kroki konkretyzowaliśmy przez ok. 5 minut.
jak Pan Galiński ktory teraz jest w komisji "taniec z gwiazdami" ukladal nam spektakl "być albo brać" to wogole nie mial szacunku do dziewczyn nawet nie powiem jak je ponizal ale szkoda gadac to bylo straszne jak by wogole nie mial szacunku do dziewczyn tnz nie mial
_________________ tu warto zajrzec zapraszam www.ktt.pl (Kielecki Teatr Tanca)
Tylko że teraz nasza dyskusja zaczyna dotyczyć nie tylko szkoły na ul. Łąkowej a spraw ogólniejszych - roli nauczyciela, roli szkoły baletowej, ogólnych celów pedagogicznych itd. Może więc warto przenieść te wypowiedzi do stosownego wątku - do decyzji moderatorów.
Pod listem Wieszczki podpisałbym się jedną i drugą ręką. To wszystko prawda, podba mi się - dzięki za tą wypowiedź! Ale też w tej wypowiedzi jest pewien idealizm, nieco uogólnień a wręcz pretensji (choć ich adresata niektórzy możemy się tylko domyślać) Pozwólcie więc, że sprowokuję dalsze opinie formułując kilka pytań.
W szkole która jest dla dzieci, nauczyciele poświęcają swój czas, wiedzę, umiejętności i ambicje dzieciom. Wszyscy zapewne zgodzą się z tym, że nauczyciel który realizuje swoje osobiste cele kosztem ucziów jest złym pedagogiem. Jak się Wam jednak wydaje - czy lepszym nauczycielem będzie ten u którego takie poświęcenie oznacza ciągłe wyrzekanie się i rezygnowanie z własnych celów i który ciągle cierpi z tego powodu, czy może ten, który przy okazji oddawania się uczniom sam też się spełnia i realizuje również swoje własne ambicje - ale nigdy kosztem uczniów? Który z nich będzie miał lepsze efekty? Czy znacie może takich pedagogów (nie chodzi rzecz jasna o nazwiska)?
Co dokłądnie masz na myśli Wieszczko pisząc o traktowaniu dzieci jak śmieci?
Czy "szkoła dla uczniów" oznacza, że uczniowie zawsze dobrze się w niej czują? Zawsze wszystko jest po ich myśli i robione pod ich dyktando? (postawa płacę to wymagam)? Czy zdarzają się sytuacje, w których uczeń chciałby postąpić w określony sposób, ale pedagog wie, że to na dłuższą metę przyniesie mu szkodę a uczeń tego nie rozumie? Znacie takie sytuacje? Ideałem byłoby porozmawiać z uczniem, aby zrozumiał punkt widzenia nauczyciela. Ale czasami jest to niemożliwe, ponieważ uczeń nie ma takiego doświadczenia albo brakuje czasu na dyskusję a decyzję trzeba podjąć szybko.
A może znacie sytuacje, kiedy uczeń czegoś zaniedba albo po prostu mu się nie chce?
Jak powinien wtedy postąpić pedagog? Czy jeżeli postąpi wbrew woli ucznia i sprawi uczniowi przykrość - to znaczy że go nie szanuje, traktuje jak śmiecia? Czy zdarzyło się Wam kiedyś, że ktoś o dużo większym doświadczeniu (np. rodzic gdy byliście dzieckiem) zmusił Was w dobrej wierze do czegoś wbrew waszym marzeniom, wyobrażeniom - cierpieliście, ale potem byliście mu wdzięczni bo po czasie wyszło że miał rację? Czy są na to recepty które działają w każdej sytuacji, czy może jest z tym różnie?
Zapewne wiemy, że podobne konflikty występują też w świecie dorosłych - np. pracownikowi nie pasuje polecenie szefa, rady doświadczonych pracowników nie są brane pod uwagę przez młodszych itp. Czy można określić, kiedy jest to brak szacunku, traktowanie jak gówniarza? To dotyczy większości dziedzin życia a nie tylko pedagogiki baletu Czy byliście świadkami takich konfliktów, może macie jakieś doświadczenia w ich łagodzeniu, rozwiązywaniu, znajdowaniu wspólnego stanowiska?
_________________ you broke my heart cause I couldn't dance
you didn't even want me around
but now I'm back to let you know
I CAN REALLY SHAKE THEM DOWN!!
Powyższy post przeniesiony przez Sisi pasuje lepiej do tego wątku niż do wątku o szkole na Łąkowej, gdzie został napisany. Dotyczy ciekawych zagadnień pedagogiki w szeroki sposób, nie zaś konkretnej szkoły.
Jednak wywodzi się z dyskusji, która była prowadzona właśnie tam i bezpośrednio nawiązuje do jej kontekstu. Jeżeli dyskutanci życzą sobie zapoznać się z tym kontekstem, rozumieć ciągłość dyskusji i mieć jasność co do podstawy pytań które sformułowałem, powinni tam zajrzeć:
Związek z tańcem: Tancerz,choreo,naucz
Wiek: 53 Posty: 538 Skąd: Gdańsk
Wysłany: Nie Kwi 16, 2006 10:19 pm
Nefretete napisał/a:
no tak juz jest. czesto widze lekcje w OSB - i tak to własnie wygląda - pani siedzi i patrzy a dziewczynki tanczą. czy to norma w baletówkach?
To znowu jakiś "stereotyp" nie ma czegoś takiego ,że nauczyciel siedzi na stołku i krzyczy z daleka z uwagami - bo by klasa osiadła totalnie ,gdyby nie było paru innych bodźców ...!!! i motywacji dla uczniów - nie jest łatwo być belfrem - ale miło jest przekazywać swoją wiedzę
A ja znam pewną pedagog, która przy drążku, owszem, jeszcze pokaże ćwiczenia, ale na środku to już tylko od większego dzwonu, kiedy coś z liczeniem trzeba sprawdzić, albo nikt nie łapie, o co chodzi A tak to tylko nazwy lecą. A przy tym jest przemiłą osoba z b. dużym autorytetem, że własciwie do ćwiczeń mobilizuje samo to, że patrzy , bo jakos tak nie głupio nie starać się u niej
_________________ "Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
Związek z tańcem: Tancerz,choreo,naucz
Wiek: 53 Posty: 538 Skąd: Gdańsk
Wysłany: Pon Kwi 17, 2006 11:35 pm
Ja też znam takie osoby ,ale uwierz mi Joasiu ,takie osoby prędzej lub poźniej "przepadną" młodzież jest teraz coraz bardziej leniwa i trzeba taką młodzież więcej motywować - czyli pokazać samemu - co i jak i jescze czasami ich do tego zachęcić i "podkręcać ich słomiany zapał " bo i tak bywa .Czasy się zmieniły - że "MAESTRO SIEDZI NA STOŁKU I MACHA RĘKOMA I ZADAJE ĆWICZENIA "to już mit ....Pozdrawiam
Związek z tańcem: instruktor fitness
Wiek: 34 Posty: 1116 Skąd: Szczecin
Wysłany: Wto Kwi 18, 2006 9:55 am
Jak bym widziała moją nauczycielkę. Dokładnie machca rękoma i zadaje ćwiczenia. Czasem tylko wstanie i coś pokaże "na żywo"
_________________ denerwować się to mścić się na własnym zdrowiu za głupotę innych
Kiedyś tancerka teraz instruktor fitness: w tym też można się spełniać :)
Związek z tańcem: uczeń, fotograf?..
Wiek: 34 Posty: 252 Skąd: zza światów.....
Wysłany: Wto Kwi 18, 2006 12:17 pm
Mój nauczyciel jest wymagający, ale czasami wydaje mi się, że wymaga od nas za mało. Zdaje mi się, że ma pupilki... bleeh. Ogólnie jest z nim świetnie, gdyby nie to, że na każdej lekcji zmienia układy - więc siłą rzeczy - pokazuje co mamy tańczyć.
_________________ STAR WARS
And may the Force be with you.
Ogólnie jest z nim świetnie, gdyby nie to, że na każdej lekcji zmienia układy - więc siłą rzeczy - pokazuje co mamy tańczyć.
No i własnie tutaj dyskusja toczy się o to, że niekoniecznie - robiąc nowy układ też mozna rzucić parę nazw, dodać coś rekami, + parę kroków (bynajmniej nie baletowych, po prostu zwykłych przejść ). A przepraszam, zazwyczaj końcowa poza jest pokazana
Ale tez trudno wymagać, aby każdy pedagog w wieku mniej więcej półwiecznym skakał jak x lat wcześniej. No i lepiej, żeby się skupił na patrzeniu i poprawianiu ćwiczacych.
_________________ "Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
Jeżeli nauczyciel wprowadza nowy element, lub koryguje nieprawidłowo wykonywany gdy uczeń nie czuje ruchowo o co chodzi, to pokazanie jest konieczne. Może to być pokazanie osobiście przez nauczyciela, albo podejście do ucznia i ustawienie jemu np. nogi lub innego elementu ciała - pokazanie ustawienia błędnego i prawidłowego.
Jeżeli uczeń już dobrze rozumie o co chodzi i potrafi przyjąć prawidłowe ustawienie, tylko po prostu nie pamięta o tym żeby dany element wykonywać prawidłowo, to wystarczy zwrócenie uwagi z krzesła - o ile tylko jest pewność, że ta uwaga zostanie prawidłowo zrozumiana i odniesie się do już wcześniej pokazanych rzeczy.
Czasami wystarczy tylko mały skrót myślowy, pewnie każdy nauczyciel ma swoje własne powiedzonka np. "nie czytaj książki", "nie szukaj dolarów na podłodze" oznacza brak pracy głowy, która jest opuszczona w dół, zaniedbana pod kątem uwagi gdy uczeń skupia się nad innymi aspektami techniki tańca.
Z drugiej strony jeżeli nauczyciel jest młody i ma możliwości aby wykonać każde ćwiczenie razem z uczniami którzy je znają i nie potrzebują już dokładnego pokazywania, to rzeczywiście działa bardziej mobilizująco, choć na dłuższą metę przyzwyczaja do podglądania i oducza pamiętania ćwiczeń.
Można ewentualnie na trzy etapy:
1) powiedzieć ćwiczenie słowami ewentualnie markując dla lepszego zobrazowania, przypomnieć na jakie aspekty ćwiczenia uczniowie powinni zwrócić baczną uwagę tym razem
2) nauczyciel wykonuje sam na full przy muzyce gdy uczniowie patrzą
3) uczniowie robią a nauczyciel nie, jedynie kontroluje
To dosyć dokładna metoda, niestety czasochłonna i ćwiczenia przy drążku mogą zająć godzinę zamiast 30 min.
_________________ Gdyby kózka nie skakała, to by nóżki nie złamała. Kózka skacze, kózka meczy, mówi czasem mądre rzeczy.
do ćwiczeń mobilizuje samo to, że patrzy , bo jakos tak nie głupio nie starać się u niej
u nas jest pdobnie. nasza nauczycielka często robi kombinacje razem z nami - po pierwsze po to, aby pokazać elementy, a potem zeby nauczyć "co jest po czym", bo prawie nigdy nie mamy dwóch takich samych kombinacji z lekcji na lekcje. czasem jednak, gdy już lepeij znamy układ, siada na ławce i tylko patrzy (i nic nie mówi). muszę przyznać, ze bywa to bardzo stresujące, bo mam wrażenie ze dokładnie mnie sonduje i widzi każdy najmniejszy błąd. tym bardziej, ze moje miejsce jest w pierwszym rzędzie na samym środeczku, tuż przed jej nosem bodziec, zeby się starać jest naprawdę ogromny, ale też to dość stresująca częsc lekcji.
_________________ you broke my heart cause I couldn't dance
you didn't even want me around
but now I'm back to let you know
I CAN REALLY SHAKE THEM DOWN!!
Jeżeli nauczyciel wprowadza nowy element, lub koryguje nieprawidłowo wykonywany gdy uczeń nie czuje ruchowo o co chodzi, to pokazanie jest konieczne. Może to być pokazanie osobiście przez nauczyciela, albo podejście do ucznia i ustawienie jemu np. nogi lub innego elementu ciała - pokazanie ustawienia błędnego i prawidłowego
.
Ale nie chodzi o takie rozdrabnianie się. Wiadomo, że nowy element trzeba pokazać, bo z nieba nikt sobie nie wymyśli. Chodzi tylko o generalny sposób prowadzenia lekcji. Wiadomo, że skrajnosci - że ktoś cały czas wszystko ćwiczy, albo że tylko i wyłącznie siedzi i wstaje tylko po to, aby wyjść z sali - nie zdarzają się raczej zbyt często
sisi - a mówisz o współczesnym czy o klasyce? Bo np. na współczesnym trzeba najpierw pokazać układ, i raczej trudno tu markować. A w klasyce czasem wystarcza rzucić parę nazw, zamarkować całosć - połowę nogami, połowę rękami , i już wszyscy wiedzą o co chodzi. Muzycznie tez nie ma takiego problemu, bo nie ma żadnych nieregularnych rytmów, ani specjalnych udziwnień.
Czasami dobrze jest, jak nauczyciel robi cwiczenie z uczniami, jeśli kombinacja jest nowa, chociaż równie dobrze może po prostu podpowiadać w trakcie. Ale generalnie pedagog tańczy razem z uczniami, to wtedy nie zwraca na nich takiej uwagi, jaką mógłby im poswięcić /i poprawić ich/. Przy tym nie mówie tutaj o dzieciach, które najwięcej uczą się z patrzenia, bo o tym zresztą wspominałam już kilka postów wyżej.[/quote]
_________________ "Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
chyba najlepszym rozwiązaniem jest wypośrodkowanie wszystkiego, czyli przez pewnien czas tańczenie z uczniami, zwłaszcza, kiedy choreografia jest nowa, a później już tylko korygowanie błędów.
_________________
- A sztuka? - zapytał.
- Jest chorobą.
sisi - a mówisz o współczesnym czy o klasyce? Bo np. na współczesnym trzeba najpierw pokazać układ, i raczej trudno tu markować. A w klasyce czasem wystarcza rzucić parę nazw, zamarkować całosć - połowę nogami, połowę rękami , i już wszyscy wiedzą o co chodzi. Muzycznie tez nie ma takiego problemu, bo nie ma żadnych nieregularnych rytmów, ani specjalnych udziwnień.
tu akurat pisałam o nauczycielce od współczesnego. Jesli chodzi o klasyke to chyba normalne ze nauczyciel nie robi z uczniami drązka prawda? przynajmniej nie wyobrażam sobie tego bardzo odpowiada mi ze w tym czasie nauczyciel podchodzi do mnie i poprawia, pokazuje jak ponosić wyżej nogi itp.... Jesli zaś chodzi o kombinacje... nie zgadzam się ze wystarczy rzucić hasłem. przecież ważne są też kierunki, a nie zawsze chodzi tylko o lewy diagonal czy prawą przekątną. oczywiscie masz racje ze tego pokazywania jest znacznie mniej - ale nadal... no chyba ze klasa ćwiczy przez cały rok jedną kombinację
_________________ you broke my heart cause I couldn't dance
you didn't even want me around
but now I'm back to let you know
I CAN REALLY SHAKE THEM DOWN!!
Znam takie, co to i drążek robią Np. stają na środku z krzesłem, albo przy jakimś widocznym drążku i robią. Ale zwykle nie dochodzą do drugiej nogi
A jeśli chodzi o werjsę 'krzesełkową' lub 'chodzoną' - przy pokazywaniu układu wystarczy sie po prostu przejść kawałek po sali w jedną i drugą stronę rzucając parę nazw . Poza tym ile tych kierunków w balecie jest? Eface, croise, ecarte, en face, + tył w sumie 8 punktów. Czasami można mieć wątpliwości, czy noga się zmienia czy nie, bo inaczej nie wyjdzie, a tak to co tu jest do pokazywania?
_________________ "Plié is the first thing you learn and the last thing you master" Suzanne Farrell
masz rację, wystarczy ze się nauczyciel "przejdzie" - przynajmniej na pewnym etapie nauki. to jednak i tak więcej niż tylko rzucanie nazw z krzesełka, co wg mnie przynosi mniejsze efekty niż pokazanie od razu o co chodzi (zeby nie było wątpliwosci). co oczywiscie nie oznacza ze nauczyciel ma biegać w poitach każdą kombinację w każdej grupie
_________________ you broke my heart cause I couldn't dance
you didn't even want me around
but now I'm back to let you know
I CAN REALLY SHAKE THEM DOWN!!
Np. w Teatrze jest tak, że p.dyrektor (prowadząća lekcję) staje do drążka i pokazuje ćwiczenie w szybkim tempie. Potem po prsotu pokazuje rękoma i podaje tempo. I każdy wie o co chodzi. Oczywiście podczas ćwiczenia rzuca jeszcze nazwami. I po prsotu siedzi, albo jeśli widzi, że jakaś tancerka robi błąd (chcoaiż jest to rzadko) to po prsotu podchodzi i co nieco poprawi. A tak to tylko siedzi i obserwuje. I bardzo podoba mi się zwyczaj, że po lekcji zawsze się klaszcze!!
_________________ Klawisze pianina są czarne i białe, ale grają niczym milion kolorów w Twojej podświadomości.
Związek z tańcem: Instruktor/Tancerz
Wiek: 35 Posty: 71 Skąd: Lublin / Warszawa
Wysłany: Sro Sie 23, 2006 11:10 am
Te bardziej skomplikowane oczywiście, ale z czasem wszystkie nazwy wpadają w ucho, osłuchujemy się i sami, bez pomocy instruktora potrafimy wykonać. Chociaż i te proste ćwiczenia czasem wymagają dokładnej prezentacji instruktorskiej, żeby nie było wątpliwości gdzie robimy błędy.
_________________ Taniec to druga najlepsza metoda porozumiewania się bez słów. Some things never die. They just go quiet for a time but never go die...
moim zdaniem nawet ktos kto jest swietnym tancerzem i ma swietna technike nie musi byc dobrym nauczycielem do tego potrzebna jest cierpliwosc i wyrozumialosc i umiejetnosc pokazania bledow w taki sposob by zachecic ucznia do pracy przedewszystkim do systematycznosci i musi on nauczyc ucznia ze kazdy moze popelniac bledy. Nawet nauczyciel. nie wolno powtarzac uczniowi w kolko ze jest zle ale trzeba mu cierpliwie tlumaczyc co zrobic zeby bylo lepiej i isc razem z jego tokiem myslenia. znam nauczycielke ktora jest swietna technicznie ale jej lekcja to istny rezim wiecej sie zmeczysz i zestresujesz niz zrobisz postepy jej tekst z serii: " chcesz zebym ci powiedziała co jest zle?! wszystko jest zle !" i jak w taki sposob cos poprawic jak sie nie dostalo konkretnej uwagi? ta dziewczyna po serii takich tekstow stwierdzila ze odejdzie ze szkoly choc jest jedna z lepszych osob w klasie. zero motywacji i wyczucia bo na kazdego ucznia dzialaja inne metody wiec sposob karania i nagradzania trzeba indywidualnie dostosowac do osoby. ja takze udzielalam korepetycji z baletu dla kuzynki i bardzo balam sie ze nie bede umiala jej odpowiednio przygotowac i psychicznie i fizycznie do szkoly. ale po 5 lekcjach ( z ktorej 3 trwaly bite szesc godzin) i nie polegaly na cwiczeniach silowych tylko ogolnego poznania na czym polega balet zdala do trzeciej klasy baletowej choc jeszcze nie jest oficjalnie przyjeta do klasy ale juz cwiczy razem z klasa. po dwuch tygodniach jest moze nie naj lepsza ale radzi sobie z cwiczeniami i stoi jako nie liczna na pionie . (nie poza noga oporna) taki eksperyment z uczeniem mi takze duzo dal wiecej bledow zaczynam wylapywac u siebie.
Związek z tańcem: uczeń, miłośnik
Wiek: 29 Posty: 164 Skąd: Wrocław
Wysłany: Pon Lut 23, 2009 6:17 pm
Na chwilę obecną uczę się według mnie u najwspanialszych pedagogów. Są niesamowici. Potrafią krzyknąc, ale jakimi tancerzami są ich uczniowie! Niesamowite. Pani chodzi, poprawia, tłumaczy, pomaga. Pan tak samo. Są świetni. Ale dyscyplina musi byc. Nie ma gadania, śmiechów czy braku zainteresowania lekcją. I mimo, iż jest to prywatna SB to czuję się w niej jak w prawdziwej OSB, gdzie wszystko jest takie profesjonalne, gdzie każdy wkłada całe serce w taniec. Miałam także stycznośc z pedagogiem, który zajmował się tylko jedną osobą...Nie zwracał większej uwagi na wiele ważnych szczegółów i naprawdę teraz nie rozumiem jak mógł mnie nie poprawic, kiedy tyle cwiczeń nie robiłam tak jak trzeba. No i mówił do mnie na pani SB, do której teraz chodzę jest dla mnie szczególnym miejscem, w którym mogłabym przebywac dzień i noc...
_________________ "Podczas każdego tańca, któremu oddajemy się z radością, umysł traci swoją zdolność kontroli, a ciałem zaczyna kierować serce."
Paulo Coelho
Nena, MissAloha, JustDance dziękuję;) I buziak dla Was;*
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach