www.balet.pl
forum miłośników tańca

Ludzie baletu - Tancerze i spektakle Opery Paryskiej

Ewa J. - Pią Cze 04, 2010 1:56 pm
Temat postu: Tancerze i spektakle Opery Paryskiej
Uznałam, że bardzo brakuje mi takiego tematu, dlatego zakładam - chociaż to prawda, że tancerze Opery Paryskiej są na naszym forum zdecydowanie mniej popularni, niż ogółem - Rosjanie, zarówno z Maryjskiego, jak i Bolszoj. Ale chyba nie warto zaniedbywać tego teatru, według mnie Opera Paryska jest obecnie najbardziej nowoczesnym ośrodkiem ze wszystkich prestiżowych zespołów baletowych na świecie - oprócz kontynuowania tradycji nienagannego francuskiego stylu i baletu klasycznego, ma w swoim repertuarze różnorodne i ciekawe choreografie współczesnych twórców z różnych stron świata. Śmiem twierdzić, że obecnie żaden inny zespół nie może zaoferować widzowi na tak wysokim poziomie jednocześnie repertuaru: klasycznego i współczesnego.

A na początek, dobra wiadomość - Stéphane Bullion dwa dni temu został mianowany etoile!

http://www.youtube.com/wa...ature=browsetag
http://www.youtube.com/wa...07zPq-9FEQ&NR=1

A więc jednak, wykrakałam - moje gratulacje ;)
I nie tak dawno przypominałam sobie film Dominique'a Delouche'a "Sergiusz Lifar - Musagetе", gdzie młodziutki Stephane przygotowywał się pod okiem niezwykle surowych nauczycieli do "Le Chevalier et la Damoiselle" Lifara. Miał wtedy tylko 16 lat, był jeszcze w szkole, a ponoć już zwracał na siebie uwagę. Poza tym jego Armand Duval w "Damie kameliowej" - uwielbiam.

Gdyby kogoś interesowało, jak udało mu się zadebiutować w tej roli, cytuję samego Bullion:
It was also Brigitte [mój dopis: Brigitte Lefevre - dyrektor artystyczny tańca w Operze Paryskiej] who brought me to the attention of John Neumeier, suggesting I take over the role of Armand, partnering Agnès Letestu in the filmed version of his Dame aux Camélias, when Hervé Moreau was injured. Of course I was worried as I’d never partnered her before nor interpreted the role, but John put me immediately at ease when we went to work with him in Hamburg. All he said was, “Armand is not a prince”. I never thought I had the profile of a prince as, up until then, I tended to be cast as the “villain” in roles like Rothbart or Hilarion.

A tutaj można poczytać więcej: http://www.culturekiosque...Bullion367.html

Joanna Bednarczyk - Pią Cze 04, 2010 8:01 pm

Ja tez się cieszę z nominacji Stephane'a - to jeden z najciekwaszych młodych tancerzy Opery Paryskiej pierwszej lini jego siłą jest osobowość, wrażliwość potrafi być naprawdę róznorodny. O czym można się przekonać na nagraniach ale na zywo robi jeszcze wieksze wrażenie w czym nie mały udział ma jego uroda czasem na scenie jest wręcz "nieznośnie piekny" :)
Choć widziałam kilku Neumeierowskich Armandów jego interpretacja też bardzo, bardzo mi się podoba.

Ewa J. - Nie Cze 06, 2010 3:58 pm

To może Joanno zechcesz zdradzić, w czym na żywo widziałaś Stephane'a? ;) Ja niestety miałam szansę widzieć go tylko na nagraniach ("Proust, czyli bicie serca", "Dama kameliowa", "Siddharta", "MC 14/22", "To jest moje ciało" i jeszcze "W nocy" w II pas de deux), więc jestem bardzo ciekawa wrażeń ze spektaklu na żywo. Co do tego, że na scenie bywa "nieznośnie piękny" muszę się zgodzić - zazwyczaj nie przywiązuję dużej wagi do powierzchowności tancerzy, ale u niego to bardzo duży atut. Może to nie tej klasy tancerz co Laurent Hilaire (on też należy u mnie do tych wyjątków, tancerzy, którzy oprócz swojej niezwykłej osobowości przyciągają uwagę bardzo mocno urodą - szczególnie w "Le parc") , czy Legris, ale tak samo ma w sobie coś nieprzeciętnego. Mam wrażenie, że szczególnie technicznie, jeśli chodzi o różnego rodzaju popisowe elementy nie czuje się w nich najlepiej, ale w końcu nie to jest przecież najważniejsze.

Zmieniałam nazwę tematu na bardziej "uniwersalną" - jeśli zechcesz Joanno kiedyś podzielić się wrażeniami po kolejnej wyprawie do Paryża, kolejnym obejrzanym tam spektaklu ;) to wiedz, że będę czytać z dużą uwagą - mam nadzieję we wrześniu wybrać się na jakąś baletową wycieczkę, Paryż znajduje się w sferze planów (może lepiej powiedzieć: marzeń), dlatego wszystkie opinie, wskazówki byłyby mi bardzo pomocne. I pewnie widziałaś już najnowszą produkcję Preljocaja? Jeśli tak, to jak wrażenia? Nikt tutaj na forum jeszcze o "Siddhartrze" nie pisał, a na mnie to przedstawienie duchowej wędrówki młodego człowieka (bo przecież niekoniecznie o Buddę tu chodzi) zrobiło dość duże wrażenie, chciałabym poznać inne punkty widzenia.

I - wybaczysz to wścibstwo (pewnie bierze się z powodu braku rozmówców na te tematy), czy ulubiony Armand pochodzi też z Paryża, czy z jakiegoś innego zespołu?
Ja jak zwykle nie mam żadnego porównania (no dobrze, jeszcze oprócz tego nagrania z Haydee i Liską, które nie przemawia do mnie jednak tak mocno jak to z Opery Paryskiej). Tak się dopytuję, ponieważ czytałam kiedyś, że wolałabyś nagranie z Paryża z Legris i Dupond. Zastanawiałam się, czy to przez większą sympatię do tych artystów, czy po prostu widziałaś z nimi spektakl i ich wykonanie bardziej przypadło Ci do gustu? ;) Chociaż lubię jedną parę i drugą (z Legris i Dupond widziałam tylko dwa pas de deux z "Damy kameliowej"), to jednak cieszę się, że wyszło dvd z Letestu i Bullion. Skontrastowanie dojrzałości Agnes z jego młodzieńczą świeżością wydało mi się naprawdę ciekawe i odpowiednie w tym właśnie balecie.

Joanna Bednarczyk - Pon Cze 07, 2010 12:34 pm

niestety nic nie moge napisać dłuższego bo wszysko mi wcina juz dwa razy próbowałm, nie wiem czy zmieniły się ustawienia. Chyba że będę dopisywąć na raty :wink:

Laurent to numer jeden w kategorii nieznośnie pięknych, o jego urodzie można napisać dysertacje naukową via malarstwo europejskie :wink: :lol: (A Park to już apogeum dlatego za często nie mogę oglądać)

Manuel Legris to jeszcze inna, oddzielna historia ...... niestety tacy tancerze zdarzają się raz na 30 lat

co do Bulliona to widziałm go w III symfoni Mahlera chor. Neumeiera i Domu Bernardy Matsa Eka gdzie występował również Legris - a więc za jednym zamachem moc wrażeń. Może Stephane faktycznie nie jest absolutnie maksymalnym technikiem ale potrafi znakomicie odnajdywać sie w różnych stylach i konwencjach, łączy delikatność i siłę, wcielając się w jakąś postać nie musi się tak zagrywać aby w pełni wyrazic emocje i charakter swego bohatera.

Dama świetnie ilustruje jego potencjał z Agnes stworzyli wspaniały duet i idealnie pasują do tych ról. Jego Armand jest cudownie zapamiętały i taki seriozny w tym pięknym afekcie pierwszego pas de deux. Dlaczego chciałam Manuela i Aurelie bo uwielbiam ich razem, ich interakcje energie, chemię i sposób w jaki się dopełniają

Jaki jest mój ulubiony Armand - przede wszystkim Neumeier stworzył wspaniałą rolę mężczyzny kochającego miłościa pierwszą i najważniejszą. Z tancerzy których oglądałam kazdy wniósł coś swojego, wyjątkowego. Inny był Legris - pal licho, że wiek się nie zgadza ale Manu wybacze wszystko. :wink: Bardzo podobał mi się Benjamin Pech i Jiri Bubenicek. Ale gdybym miała któregoś wyróznić i stworzyć taką skalę tej roli to Manuel był najbardziej dojrzale przejmujący, a Bullion najbardziej młodzieńczo żarliwy.

Ika - Pon Cze 07, 2010 1:47 pm

mój ulubiony tancerz Opery Paryskiej... serdecznie polecam:
http://www.youtube.com/watch?v=mBirmGosMQw

Ika - Pon Cze 07, 2010 1:48 pm

ooo niezauwazylam ,ze ktos wczesniej juz o nim wspomniał :) w kazdym razie milego ogladania:)
Ika - Pon Cze 07, 2010 1:54 pm

http://www.youtube.com/wa...feature=related
Ewa J. - Pon Cze 07, 2010 2:08 pm

Co do Legris to niestety nigdy na żywo go już nie zobaczę.. zostają, na szczęście, nagrania. Jeśli chodzi o jego duety z Aurelie to zdecydowanie na pierwszym miejscu stawiam genialną "Sylwię". To jest po prostu ich balet, są w tym przez nikogo innego nie do zastąpienia. Manuel w innych duetach; ostatnio podziwiam go w "Romeo
i Julii" oraz jego partnerkę - Monique Loudieres. Mam wrażenie, że jest mniej popularna, niż inne "starsze" tancerki Opery, np. Isabelle Guerin, a po "wgryzieniu" się
w choreografię Nuriejewa i cały spektakl myślę, że jest po prostu genialna w roli Julii. Wielka szkoda, że nie ma z nią innych nagrań, tylko dokumenty. Do tej pory moją ulubienicą była Alessandra, ale teraz, po przemyśleniu, zarówno choreografia Nuriejewa wydaje mi się bardziej dojrzała, niż McMillana, jak i interpretacja Loudieres.
Na początku miałam wrażenie, że Nuriejew ze wszystkiego sobie kpi - w pewnym momencie, że nawet ze śmierci. Konflikt między zwaśnionymi rodzinami wydawał mi się czasem tak groteskowy, że aż śmieszny. Ale chyba właśnie o to chodziło - wszyscy w tej swojej zawziętości mieli być śmieszni, mali, głupi. I co jeszcze mi się podoba; że w tej choreografii-opowieści nie ma żadnych uproszczeń. Jest i Parys w grobowcu kochanków, a później jego trup, dlatego znowu to coś więcej, niż tylko historia miłości
i tragedii zakochanych, tragedia tutaj ma o wiele większy wymiar, niż u McMcMillana. Tak czy inaczej Legris jako Romeo jest nadzwyczajny, właśnie ta interakcja, jaka była widoczna między nim a Loudieres jest naprawdę piorunująca. Nigdy nie zapomnę sceny po śmierci Tybalta, kiedy Julia pojawia się, żeby płakać nad jego ciałem, a później dostrzega zabójcę - Romea. Na początku to wszystko wydawało mi się zbyt monumentalne, ale teraz rozumiem, że to nie jest przerost formy nad treścią, przeciwnie ;) To na razie tyle tytułem moich zachwytów nad artystami Opery, tymi obecnymi i z dawniejszych czasów.. teraz marzę o tym, żeby na mezzo raczyli kiedyś wyemitować starsze nagrania, z lat 80, 90. Przecież tyle tego jest, "Giselle" z Noellą Pontois, "Rajmonda" z nią i Nuriejewem i tyle innych, a wszystko pewnie marnieje w archiwach przykryte grubą warstwą kurzu..

PS. Właśnie, ostatnie pas de deux z "Sylwii". Jeśli ogląda się po raz pierwszy, spokojnie można je nazwać "wyciskaczem łez" (może wydaje się, że przesadzam, ale mniej więcej taka właśnie była moja reakcja ;) ) Ale oglądanie akurat tego pas de deux na youtube w takiej jakości to już chyba trochę "zbrodnia" :wink:

Ika - Pon Cze 07, 2010 2:21 pm

zdecydowanie zgadzam się z Twoją opinią....najbardziej w całym genialnym obrazie Sylwii podobała mi się właśnie postać Amintasa,w ktora wcielił się właśnie sam Lergis.
jestem oczarowana .pozdrawiam :)

Joanna Bednarczyk - Pon Cze 07, 2010 2:37 pm

Ewa J. napisał/a:
PS. Właśnie, ostatnie pas de deux z "Sylwii". Jeśli ogląda się po raz pierwszy, spokojnie można je nazwać "wyciskaczem łez" (może wydaje się, że przesadzam, ale mniej więcej taka właśnie była moja reakcja ;)


dokładnie to jest baletowa "Casablanca" :wink: (a wcześniej można i znaleźć nawet pewne aluzje do "Snu nocy letniej ")

Do wersji Nurejewa faktycznie trzeba się przekonać w czym na pewno pomagają krecje Monique i Manuela. Przez lata stanowili wspaniałą sceniczną parę Manuel zawsze podkreslał że to jego ukochana partnerka ... no i oczywiście druga ukochana to Aurelie. Myślę że gdyby kariera tancerzy była z gumy to trzecią ukochana mogła by byc Dorothee Gilbert

z Monique Loudieres pare nagrań by sie jeszcze znalazło ale w tamtych czasach wiele z nich nie wydawano nawet VHS.

Ewa J. - Sro Cze 09, 2010 12:50 pm

Tym bardziej szkoda, że jest z nimi tylko jedno oficjalne nagranie... ostatnio jestem bardzo przywiązana do Loudieres, więc tym boleśniej odczuwam brak spektakli z nią, a nie mogę w końcu bez przerwy oglądać "Romea..". Tutaj jest fantastyczne pas de deux z "Don Kichota" w wykonaniu tej pary: http://www.youtube.com/watch?v=rldWXFcpQ9I
Szczerze mówiąc zdecydowanie wolałabym obejrzeć ten spektakl właśnie w ich interpretacji, czyli Aurelie zamieniłabym na Monique ;) Nie wiedziałam też, że jest jego "ukochaną" partnerką, dlatego wielkie dzięki za informacje, takie ciekawostki zawsze są bardzo interesujące :) Co prawda zauważyłam, że mówi o niej bardzo pozytywnie w tym filmie: http://www.youtube.com/watch?v=E_oMSgmNz7I - ale niestety mało rozumiem.

I rzeczywiście, na pewno jest jeszcze "Pietruszka" z nagrania VHS "Paryż tańczy Diagilewa" (występuje tam też Aurelie Dupont, po dokładnym wpatrzeniu się można ją zobaczyć w I obrazie) i "Kopciuszek" z Guillem, gdzie Loudieres z Guerin tańczą w rolach złych sióstr.. ale to przecież bardzo mało.
Jeszcze a propos nagrań - wczoraj na youtube pojawiły się fragmenty "Giselle" z Legris i Cojocaru zarejestrowane na Światowym Festiwalu Baletu w Tokio w 2006:
http://www.youtube.com/wa...eos=_nsZC9mShgI
http://www.youtube.com/wa...feature=channel

Co prawda już dawniej było pas de deux z II aktu, ale dopiero teraz się dowiedziałam, że tą "Giselle" można było obejrzeć tylko w japońskiej telewizji. Szkoda, bo chociaż "Giselle" z Royal Ballet nie lubię, to tutaj Cojocaru z doskonałym partnerem wypada zupełnie inaczej. Poza tym zawsze zastanawiało mnie to, że w Japonii mają więcej nagrań, niż my, z różnymi europejskimi "gwiazdami" (głównie rosyjskimi). Nie mam pojęcia, czemu tak się dzieje? Co prawda zazwyczaj są to jakieś Don Kichoty
z Zakharovą itp., ale jak widać prawdziwe perełki też się trafiają. I tylko później spróbuj do tego człowieku dotrzeć.. Poza tym przepiękne są fragmenty paryskiej "Giselle"
z tym samym duetem, szczególnie II akt:
http://v.youku.com/v_show/id_XMTExMTc5MzI4.html
http://v.youku.com/v_show/id_XMTExMTc5MzY4.html

I tutaj znowu mam powód do złości, bo zamiast "Giselle" z Pujol i Le Riche, którzy według mnie się zupełnie nie sprawdzili, mogli wydać z Legris i jakąś inną tancerką Opery, chociaż trudno mi teraz wskazać, która byłaby odpowiednia. A właśnie brak mi nagrań z Manuelem w bardziej tradycyjnych, klasycznych rolach amantów,
w których przecież też świetnie się sprawdzał, nawet na tych filmach nie najlepszej jakości widać, że jego Albrecht jest wyjątkowy i nic, tylko na niego patrzeć i patrzeć.

PS. A czy ty Joanno oglądałaś niektóre z tych baletów emitowane w latach 80, 90, czy dostęp do tych wszystkich unikatów był raczej nie do pomyślenia? ;) Dosyć szczegółowa lista tych wszystkich spektakli jest tutaj: http://www.danser-en-fran...heque/video.htm i jak na nią patrzę to już nawet sama nie wiem, czego najbardziej powinnam żałować..

Noella Pontois - Raymonda
Rudolf Noureev - Jean de Brienne
Jean- Guizerix - Abderam
Manuel Legris et Laurent Hilaire - Bernard et Béranger
Monique Loudières – Clémence
Claude de Vulpian - Henriette
Isabelle Guérin et Frédéric Olivieri - les Sarrazins
Françoise Legrée et Patrick Dupond - les Espagnols
Marie-Claude Pietragalla et Fabrice Bourgeois - Czardas
Yvette Chauviré - la Comtesse Doris
Nelly Gorlia - la dame blanche

Chociaż bez wątpienia obsada "Rajmondy" z 1983 mnie.. zabija ;)

Joanna Bednarczyk - Czw Cze 10, 2010 10:14 pm

Ewa J. napisał/a:

PS. A czy ty Joanno oglądałaś niektóre z tych baletów emitowane w latach 80, 90, czy dostęp do tych wszystkich unikatów był raczej nie do pomyślenia


Tak kilka oglądałam np wielką szachownicę Patrick Dupond 1985 i wieczór z Arlesienne gdzie Legris jest assoluto. Był też czas że TVP emitowało sporo francuskich programów o tańcu ze stacji La Sept - wreszcie można było się przekonać że oprócz Rosjan, Francuscy tancerze też coś niecoś potrafią :wink:

Jest jeszcze nagranie Loudieres i Patricka Duponda w spektaklu Alvina Aileya

Chiaranzana - Pią Cze 11, 2010 10:51 am

La Sept miala swego czasu swietne filmy i programy edukacyjne. Pamietam chyba 6 odcinkowy serial o historii tanca w XX wieku, powinno to byc obowiazkowe dla tych wszystkich ktorzy zdaja taniec na maturze jak i dla nauczycieli w komisjach.
Joanna Bednarczyk - Pią Wrz 24, 2010 4:31 pm

Powracając do „Młodzieńca i śmierci” – właściwie to dzieło kolektywne Petita i Cocteau, ten drugi miał duży wpływ szczególnie na jego wymowę ale też i kształt. Jak pisał to nie balet a „mimo-dram bądź pantomima tak przesadna że staje się tańcem”. Kanwą stał się krótki wiersz Cocteau – młody malarz pełen leku oczekuje kogoś, gdy pojawia się młoda kobieta traktuje go brutalnie, ma nad nim władzę, ale czy on chce się od niej uwolnić czy jednak pragnie by została. Właściwie kim ona jest czy klasyczną femme fatale, która sprowadza na niego nieszczęście czy też dosłownie tytułową śmiercią ?. Przyznam, że ja skłaniam się do tego drugiego wariantu bowiem na moją interpretację tego utworu nakłada się późniejsze dzieło Cocteau, a mianowicie jego film „Orfeusz” z 1950 roku. W tej uwspółcześnionej wersji greckiego mitu, pojawia się również postać tajemniczej, pięknej młodej kobiety zwanej Księżniczką, która fascynuje tytułowego bohatera właściwie jest nią opętany, zapomina o swoje żonie Eurydyce. Jak się okazuje Księżniczka jest Śmiercią i to nie figurą uniwersalnej śmierci, tylko własną śmiercią Orfeusza, przysłaną specjalnie dla niego i po niego, bowiem jak sama mówi śmierci są różne – stare, młode. Zresztą ten motyw powraca w pisarstwie Cocteau – naszej prywatnej śmierci, która towarzyszy nam od urodzenia. A i jeszcze ciekawy szczegół wspólny w Młodzieńcu i Śmierci dziewczyna ma żółtą sukienkę a w Orfeuszu żółte są „rękawiczki niewidki” dzięki którym można bezpiecznie zejść do Hadesu.
Ewa J. - Czw Paź 07, 2010 4:01 pm

Joanna Bednarczyk napisał/a:

Tak zdecydowanie to Herve Moreau miał wystąpić w nagraniu, planowanym na początku lipca 2008 "Dama" była wtedy wystawiana prawie przez cały czerwiec bo oni mają jak pewnie zauważyłaś tzw. system stagione, a nie jak nasz repertuarowy gdzie jakiś tytuł jest prezentowany w różne miesiące. Ta intensywność i kumulacja spektakli w jednym czasie sprawia, że tancerze są na dany tytuł, na stałe sparowani. Agnes i Herve, tańczyli razem "Damę Kameliową" już w 2006, a ponieważ Neumeier chciał koniecznie żeby w nagraniu wystąpiła Agnes – żadna inna tylko ona, także automatycznie Moreau miał być jej partnerem, poza tym jako jeden z młodych etoiles nie miał jeszcze nagrania w głównej roli. Ale podczas jednego z pierwszych występów Damy w 2008 Herve podczas przerwy w trakcie rozgrzewki wpadł na reflektor no i kolano odmówiło posłuszeństwa. Natomiast Stephane tańczył wtedy Damę… w obsadzie z Isabelle Ciaravolą także do roli i tańczenia tego baletu był jak najbardziej przygotowany no tyle, że nie z Agnes – drobny szczegół inna partnerka. :wink: Ale efekt tej nieoczekiwanej zmiany miejsc znamy. Mnie osobiście Stephane niesamowicie wzrusza, „dotyka” swoją interpretacją, to właśnie ta szczególna szczerość i właściwa amplituda emocji, melancholijność połączona z żarliwością (wspaniała mieszanka) szalenie mi się u niego podobają, zresztą nie tylko w Damie Kameliowej, plus rzecz jasna jego możliwości i umiejętności taneczne. Co do większego doświadczenia Moreau w tamtym czasie to w sumie nie było ono aż tak bardzo znaczne oprócz różnicy w rangach. Ale premier danseur to jest jednak już bardzo wysoka pozycja w BOP i tancerze, tancerki tej rangi też tańczą główne role danego tytułu, właśnie tak jak w Damie. Od 2007 Stephane miał na swym koncie sporo ważnych ról. Co nie zmienia faktu, że faktycznie Armand był swoistym przełomem w karierze Bulliona, a właściwie powrotem jego świetnie zapowiadającej się kariery na właściwe tory, zmąconej chorobą, chemioterapią.

A co do nagrania z Manuelem i Aurelie jak wiesz Ewo bardzo chciałam i chciałabym żeby takowe istniało. Są takie pary, o których można powiedzieć, że przeżywają swego rodzaju romans sceniczny no i to się wspaniale ogląda. Jak kiedyś pisałam widziałam Manuela Legrisa w Damie Kameliowej ale z Delphine Moussin bo wtedy Aurelie była w ciąży. Przyznam że początkowo był to lekki zawód choć Moussin to wspaniała, świadoma artystka. Właściwie zawód pomieszany z radością ze względu na Manuela. Tak jak piszesz wbrew pozorom nie zawsze dojrzałym tancerzom udaje się jeszcze zachować ten rodzaj wrażliwości czy świeżości, które pozwalają im kreować przekonująco młodzieńcze postacie, a niewątpliwie Armand do takich należy. Natomiast w przypadku Manuela i Delphine zupełnie nie miało znaczenia, że metrykalnie są dużo starsi niż ich bohaterowie.


Cytuję tutaj cały post Joanny z tematu: Kolekcja Agory "Balet i taniec", bo pomyślałam że lepiej będzie jeśli odpowiem tu, mam nadzieję że tym samym nie wprowadzam zbyt dużego chaosu ;)
Może to trochę temat poboczny, bo związany z prywatnym życiem tancerza, ale zawsze zastanawiało mnie: jak psychiczne Bullion znosił tą ciężką chorobę, jak potem wracał na scenę? Wiem oczywiście o tym, że chorował na raka i że to było dla niego najcięższe doświadczenie, jakie tylko można sobie wyobrazić, ale niestety nie znam szczegółów.. Zazwyczaj oddzielam wyraźnie życie prywatne tancerzy od ich życia zawodowego, nie zajmuję się raczej szukaniem plotek i smaczków o małżeństwie Aurelie Dupont i Jeremie'ego Belingarda itp, ale w przypadku Stephane'a to trochę inna rzecz. Jestem ciekawa, jak to wpłynęło na jego karierę - być może źle szukałam kiedyś informacji na ten temat, a możne po prostu w internecie brak materiałów w języku angielskim, bo z francuskim u mnie już gorzej. Jeśli uznasz Joanno, że ten wątek z życia prywatnego da się podciągnąć do dyskusji tutaj - ze względu na jego niewątpliwe oddziaływanie na życie zawodowe tancerza - to chętnie dowiedziałabym się coś więcej. Nie tylko ze względu na samego Stephane'a , ale też chęć dowiedzenia się jak tancerz prestiżowego teatru na wysokiej pozycji może być kształtowany przez taką skrajnie ekstremalną sytuację życiową. Już wiem jak mogą wyglądać losy tancerzy chorujących psychicznie, ale co w przypadku, gdy zostaje pełna świadomość, a wali się to co jest dla artysty całym życiem - fizyczność, zdrowie. Nie wiem, ale gdybym miała obstawiać na ślepo, to zdaje mi się że ta choroba mogła mieć także częściowy wpływ na ukształtowanie się tej jego specyficznej, dużej wrażliwości i dojrzałości..

A wracając do Manuela i po części Damy: widziałam z nim tylko czarne pas de deux, ale wydaje mi się, że jestem w stanie wyobrazić go sobie w całym spektaklu. Z czasem uświadomiłam sobie, że to co w jego kreacjach podoba mi się najbardziej, to taka ogromna dawka.. człowieczeństwa. Może to niezbyt fortunne określenie, ale nie wiem jak to inaczej nazwać. Nie jest modelowo piękny, przynajmniej jeśli chodzi o powierzchowność (nie mówię tutaj o ciele), jest w każdej z ról niezwykle szczery (co za każdym razem uderza mnie przede wszystkim przy oglądaniu Sylwii) i całkiem oddany postaci, którą kreuje, nigdy nie zauważyłam, żeby tańczył pragnąc przypodobać się publiczności, nawet w baletach zdaje się do tego stworzonych - takich jak Śpiąca królewna, czy Don Kichot. Ale klasykę może lepiej zostawić. Kiedy myślę o roli Armanda to "na zdrowy rozum" i oczywiście zgodnie z założeniami bardziej pasuje do tej roli Bullion - młody, bardzo przystojny, w dodatku idealny interpretator. Ale z drugiej strony, paradoksalnie, to Legris jakoś bardziej wzrusza mnie w czarnym pas de deux, wydaje mi się jeszcze bardziej szczery i prawdziwy. Oglądam wtedy twarz nie tak piękną i w dodatku nie młodzieńca, ale za każdym razem uderza mnie w niej po prostu ludzkość i prawdziwość - wtedy jestem pewna, że Legris to także jeden z najbardziej wytrawnych aktorów, a nawet myślę sobie, że w tym wypadku słowo "aktor" nie jest całkiem trafne..

Joanna Bednarczyk - Czw Paź 07, 2010 7:20 pm

Ostatnio ukazało się sporo wywiadów z Bullionem zarówno w internecie i w magazynach tanecznych, kwestia choroby pobrzmiewa w nich, ale ani dziennikarze ani on sam nie rozwodzą się nad tym. Może wynika to z tego, że jak sam mówi jest nieśmiały i skryty. ale lubi opowiadać o swojej pozatanecznej pasji - fotografii. Najbardziej mnie ujęła jego odpowiedź na pytanie: Co najbardziej lubisz w swojej pracy? poranne ćwiczenia i najwspanialsze jest poczucie, że mam siłę na codzienną pracę przy drążku. Przyznam że generalnie z wypowiedzi prasowych i telewizyjnych jawi się jako bardzo sympatyczny i faktycznie skromny i nieśmiały człowiek, który niesamowicie docenia nie tyle splendor tytułu etoile, ale że udało mu się powrócić do tańca.

Co do określenia "człowieczeństwa" – może w języku polskim mamy wrażenie, że to pojęcie naznaczone jest patosem ale w języku francuskim czy włoskim często się go używa i brzmi bardzo a propos, myślę że dla Manuela to piękny komplement. W jego interpretacjach ja najbardziej cenie oczywiście jego czucie ale też myślenie. Są tacy tancerze, których sposób ekspresji określam jako inteligentny. A mówiąc inaczej nie ma w jego emocjonalności sztampy takich „wyświechtanych” min, spojrzeń czy gestów. Manuel potrafi być przejmujący czasem wręcz rozdzierający i trafia w punkt bez fałszywego tonu a jednocześnie „prosty”, naturalny bez sztucznej przesady, emfazy, manieryzmu – zresztą te jakości generalnie cenię u tancerzy francuskich choć oczywiście nie wszyscy potrafią sięgnąć tak głęboko i dotknąć tak mocno jak Manu.

A co do urody to dla mnie jednak jest on również bardzo ciekawym mężczyzną :smile:

Ewa J. - Pon Paź 11, 2010 1:01 pm

To ciekawe, bo ja też mam zawsze podobne odczucia i często przy ocenie kreacji tancerza, sposobu oddawania przez niego emocji i uczuć, używam tego samego przymiotnika. Bo można, tak jak mówisz, oddać je właśnie inteligentnie, ale można też pójść na łatwiznę i zrobić to w sposób sztampowy. Chociaż tutaj, to oczywiście kwestia nie tylko intelektu jako takiego, danej osoby, ale też kształcenia. Według mnie, gdyby przeprowadzono kiedyś badania na współczynnik inteligencji emocjonalnej wśród tancerzy w różnych znanych teatrach (której stopień nie jest przecież uwarunkowany genetycznie, tak jak IQ, ale nabyty w procesie wychowania, kształcenia) to najwyższe wyniki osiągnęliby właśnie tancerze Opery Paryskiej. To sprawa kształcenia, tego do jakich wartości przykłada się największą wagę. Dlatego z jednej strony Manuel jak najbardziej tak, jako przykład jednostki wybitnej - co do tego nie mam wątpliwości, z drugiej strony mam wrażenie, że w szkole baletowej przy Operze do takiego "inteligentnego" interpretowania ról przygotowuje się wszytkach młodych tancerzy, co jest wynikiem zwracania uwagi nie tylko na fizyczność w tańcu;) No dobrze, przepraszam za to rozwodzenie się, a co do urody Manuela to dla mnie jest również bardzo ciekawym mężczyzną - nie chciałabym, żeby wyglądał inaczej. Przez porównanie ze Stephane'm chciałam raczej podkreślić to, że nie ma takich subtelnych, klasycznych rysów, które najłatwiej uznać za modelowe i doskonałe, ale przecież koniec końców ideał urody (czy to męskiej, czy kobiecej) dla każdego może być inny :) Już nie wspominając o tym, że często nawet nienaganne rysy potrafią sprawić, że ktoś wydaje się prędzej nudny, niż piękny ;)

A tak a propos ja też najbardziej cenię Operę Paryską za te wartości, które wymieniłaś i dlatego na pewno pozostanę jej wierna:)

Joanna Bednarczyk - Wto Paź 12, 2010 12:49 pm

Ewa J. napisał/a:
A tak a propos ja też najbardziej cenię Operę Paryską za te wartości, które wymieniłaś i dlatego między innymi cenię ją najbardziej ze wszystkich zespołów baletowych:)


No to jest nas dwie :wink:

Plus szeroki zakres repertuaru, choć podobno to ma swoje minusy. Często o tym problemie mówi właśnie Legris, że takie nieustanne przechodzenie z techniki w technikę czy z jednego stylu w drugi jak to ma miejsce w tym maison jest jednak bardzo wymagające dla ciał tancerzy i niestety kontuzjogenne.

Sama byłabym ciekawa wyników tych badań :wink: , masz rację niewątpliwie edukacja ma podstawowe znaczenie – a jakości o jakich pisałam, które nam obu tak pasują, szczególnie odpowiadają mi właśnie w męskim tańcu.

Co do rozwodzenia się o urodzie tancerzy czy tancerek to w sumie nie ma nic w tym złego, abstrahując od prywatnych zauroczeń - na naszym forum i tak trzymamy się w ryzach w porównaniu z tym co czytam gdzieniegdzie, wyznania typu "Stephane kochamy twoje loki" :lol:
ale określona fizyczność i cielesność jest również istotnym znakiem w sztuce wizualnej : malarstwie, kinie, tańcu wpisanym w szeroki kontekst kulturowy - inaczej nie mielibyśmy takie naturanego skojarzenia że np. Bulllion idelnie wpisuje się w ikoniczne wyobrazenie 19 - wiecznego, romantycznego bohatera, co w "Damie" rzecz jasna zostało to odpowiednio podkreślone.

Ewa J. - Wto Paź 12, 2010 5:34 pm

Ojej, przepraszam za to masło maślane, zauważyłam, że odkąd chodzę na studia zaczynam bredzić coraz bardziej - to zdanie, które zacytowałaś z mojego postu jest tego najlepszym przykładem. W tej drugiej części chciałam chyba dodać, że właśnie dlatego pozostanę Operze Paryskiej wierna, ale na swoje usprawiedliwienie powiem, że to z przemęczenia spowodowanego rozpoczęciem studiów - tak to jest kiedy z czteromiesięcznej laby i nic nierobienia trzeba znowu przestawić się na rytm "harówki" ;)

Joanna Bednarczyk napisał/a:

Co do rozwodzenia się o urodzie tancerzy czy tancerek to w sumie nie ma nic w tym złego, abstrahując od prywatnych zauroczeń - na naszym forum i tak trzymamy się w ryzach w porównaniu z tym co czytam gdzieniegdzie, wyznania typu "Stephane kochamy twoje loki" :lol:

Hm, no tak, to pewnie na jakimś francuskim forum? ;) Loki niewątpliwie dodają mu wiele czaru i wdzięku, dzięki nim aura romantycznego kochanka przybiera na sile, ale również jestem za powstrzymywaniem się od tego typu wyznań na forach związanych szerzej z tańcem - chociaż od czasu do czasu to może być jakieś urozmaicenie i atrakcja, byle nie za często. Dobrze, że, jak mówisz, Stephane jest taki skromny, bo jeszcze nieborak stałby się próżny, gdyby zaczął czytać pochwały nie tylko na temat swojego tańca, ale też loków, a może i oczu, ust, nosa itd. - a nie wątpię, że to prawdopodobne - w końcu najbardziej zagorzałe fanki nie powinny pomijać najmniejszych detali:)
Jak będę miała trochę czasu to muszę się zabrać za poczytanie jakichś wywiadów z nim, bo do tej pory miałam większe szczęście trafiać przede wszystkim na różne francuskie teksty, ale tym razem poszukam dokładniej;) I, nadrabiając te zaległości, zajmę się jeszcze bardziej szczegółowym dowiadywaniem co słychać u Manuela, który od tego roku sprawdza się przecież w nowej roli.

Ewa J. - Pon Mar 21, 2011 3:01 pm

Wszystkim wielbicielom tego zespołu polecam bardzo kanał użytkownika cyrcatfran na youtube: http://www.youtube.com/user/cyrcatfran

Śledzę go niemal od początku, od kiedy tylko zamieszczone były pierwsze filmy, ale ostatnio nie nadążam z oglądaniem, bo prawie każdego dnia pojawia się coś nowego; tak czy inaczej to prawdziwy zbiór skarbów dla każdego fana Opery Paryskiej - można tam znaleźć duże fragmenty spektakli z różnych lat, z największymi i najważniejszymi tancerzami Opery.

Miałabym wielką chęć niemal o wszystkim coś napisać, ale po raz kolejny przytłoczona nawałem kolokwiów nie mam zupełnie czasu ;) Więc wspomnę tylko o tym, co mnie ostatnio najbardziej zdziwiło, zaskoczyło, olśniło.

Po pierwsze to zachwyciłam się "Les Mirages" Lifara z Dupont, Legris, Ciaravollą. Chociaż tak naprawdę nowością tutaj był duet Isabelle i Manu, bo taniec Aurelie już kiedyś można było oglądać na youtube (zanim skasowali konto użytkownika SeejayLurtzmann) to mogłam się przekonać jak mniej więcej może wyglądać balet jako całość:
http://www.youtube.com/wa...nel_video_title
http://www.youtube.com/wa...n_order&list=UL

Nie mniej jednak to wciąż tylko fragmenty, ale naprawdę piękne i dla mnie - zupełnie nowe i fascynujące ;)

To teraz o największym zaskoczeniu (pozytywnym). Powiem krótko: Leatita Pujol jako Kitri w "Don Kichocie". Leatitię w całości widziałam do tej pory tylko w "Giselle". Mogę dodać, że od tego czasu straciłam do niej resztki sympatii, tak bardzo mi się w tym balecie nie podobała i zniechęciła mnie do siebie zupełnie, nigdy też nie mogłam do końca zrozumieć, czemu w ogóle została etoile. I chyba ostatnią rolą, w jakiej mogłabym sobie ją wyobrazić była właśnie partia Kitri. Tymczasem obejrzałam ją właśnie przed chwilą w "Don Kichocie" i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona - to dla mnie najlepsza Kitri z Opery, jaką dotychczas widziałam! A na porównanie mam Dupont, Loudieres, Ould-Braham i od wczoraj Gillot (te dwie ostatnie po dużych fragmentach spektaklu, ale jednak dających niemal całościowy obraz ich interpretacji).
Tajemnica jej powodzenia? Chyba jej największy atut, jaki ma do dyspozycji, czyli naturalność. Poza tym elegancja i wdzięk, bo żeby była wirtuozką i techniczką tego o niej chyba nigdy nie można było powiedzieć ;) Bardzo ładnie partnerował jej Benjamin Pech i chociaż on też nie jest jakimś fajerwerkiem jeśli chodzi o całokształt jego scenicznej prezencji to razem tworzyli bardzo zgraną, dobrze dopasowaną parę. Poza tym podobał mi się w wariacjach, szczególnie w I akcie i w duecie z 2 tancerkami, widać, że potrafi czasem ujawnić w swoim tańcu jakąś dużą spontaniczność i niewymuszoność, co jest jak najbardziej na plus i co korespondowało z interpretacją jego partnerki. Więcej nic nie mogę dodać, w całości widziałam go wcześniej tylko w "Romeo i Julii" z Elizabeth Maurin dlatego ten tancerz nadal jest dla mnie w jakiś sposób zagadką - po prostu zbyt dobrze go nie znam.

Wracając do Pujol - wszędzie mi się podobała, w I, II i III akcie. Nie spodziewałam się, że potrafi wykazać taką energię w tańcu, myślałam, że jako tancerka jest zdecydowanie bardziej flegmatyczna i.. po prostu nudna. Dlatego bardzo się cieszę, że mogłam na nią spojrzeć teraz z innej strony.. sprawdziła się jako temperamentna i pełna wdzięku trzpiotka, jako elegancka Dulcynea (bardzo piękna i bardzo naturalna) i na koniec jak dumna, weselna Kitri, ale - znowu bardzo naturalna, dlatego nawet to, że w Grand pas nie olśniewała techniką, kiedy tancerki zazwyczaj z dumą prezentują swoje aplomb, zupełnie mi nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Słowem - piękna i godna polecenia interpretacja :)

http://www.youtube.com/wa...n_order&list=UL - pierwszy akt
http://www.youtube.com/wa...n_order&list=UL - drugi akt
(Isabelle Ciaravola jako Królowa i Myriam Ould-Braham jako Amorek)
http://www.youtube.com/wa...n_order&list=UL - Grand pas

Joanna Bednarczyk - Wto Mar 22, 2011 4:04 pm

Benjamin Pech jest tancerzem, który chyba najlepiej prezentuje się w choreografiach współczesnych. Choć jak piszesz może bez fajerwerków ale wypada w Don Kichocie bardzo przyzwoicie, co prawda nie jestem pasjonatką akurat tego tytułu jako wersji klasycznych podobnie jak Korsarza, Sylwii , Córki faraona więc tez nie mam jakiś swoich preferencji wykonawczych. Pecha widziałam na żywo w trzech choreografiach i najbardziej mi się podobał w Genus Mcgregora. Zresztą ma on i współczesną urodę i wrażliwość, która pasuje to tego typu estetyki. Odebrałam go pozytywnie również w „Damie”ale może też dlatego ,że tańczył z Eleonorą Abbagnato, którą bardzo lubię i tworzyli zgrany duet. Choc nie był to Armand tej klasy co Bubenicka, Legis czy Bulliona. Bardzo podoba mi się w nagraniu „In the night” Robbinsa w pas de deux z Ostą. Odnośnie Pujol to faktyczne też nie wzbudza we mnie zbyt wielkich emocji, ale może dlatego, że za mało się ja ogląda w różnych kreacjach. Ale w Giselle zdecydowanie mnie nie porywa.

Oczywiście pojęcia typu bardzo przyzwoity odnoszę do wysokiego standardu jaki zazwyczaj stawia się tancerzom z tak prestiżowych zespołów , porównując ich do wybitnych indywidualności typu Legris, Le Riche, Hilaire, Platel, Guerin, Letestu, Dupont w tym sensie Pech podobnie jak Paquette i Belingard z kobiet Pujol i Cozette nie mają dla mnie w stosunku do pozycji jaką zajmują prawdziwej qualite de etoile – ale oczywiście daj Boże oglądać tancerzy na takim poziomie na co dzień w Polsce i nie tylko. :wink:

Nagash - Wto Lip 26, 2011 7:51 pm

Że się tak zapytam - czy Laetitia Pujol to nie ma założonego tematu czy ja znowu jak zwykle nie mogę znaleźć? :wink:

a swoją drogą fantastyczna muzyka

http://www.youtube.com/wa...feature=related

Sagittaire - Sro Lip 27, 2011 10:03 pm

O ile się nie mylę, to tematu nie ma, więc jeżeli masz coś do napisania, to śmiało zakładaj nowy (najwyżej się scali ;)) .

Wzmiankowo była o tym mowa tutaj:

http://www.balet.pl/forum...=laetitia+pujol
+ w Yczy x

Nagash - Sob Lip 30, 2011 10:23 pm

No to trudne będzie bo to ja właśnie sie chciałem o niej dowiedzieć czegoś więcej niz te strzępki informacji co można znaleźć :D :P (a strasznie biedne to info w internecie o niej)
Sagittaire - Nie Lip 31, 2011 10:55 am

A to widziałeś?? :)
Cinderella:
http://balletoman.com/201...lla-nureev.html

Giselle:
http://balletoman.com/201...iche-pujol.html

Gala:
http://balletoman.com/201...allet-gala.html

Ewa J. - Pon Sie 01, 2011 2:31 pm

Jeśli chodzi o Kopciuszka to jest akurat z Agnes Letestu a nie z Pujol.
Nagash - Pon Sie 01, 2011 3:19 pm

Ale Pujol też występuje :D
Ewa J. - Sob Sie 20, 2011 7:55 pm

10 wariacji z I aktu Giselle - 2x Elizabeth Maurin, Isabelle Guerin, Elizabeth Platel, Svetlana Zakharova, Melanie Hurel, Alina Cojocaru, Sylvie Guillem, Agnes Letestu,Aurelie Dupont. I przy okazji przegląd poprzednich inscenizacji Opery:
http://www.youtube.com/wa...w&feature=feedu

Mi najbardziej podobały się Guerin, Hurel i Dupont, a z gości Cojocaru;) Wykonanie Sylvie Guilllem też mi odpowiada, ale jej pokaźny wzrost gryzie się nieco z moim wyobrażeniem kruchej chociaż energicznej wieśniaczki:)

I jeszcze:

http://www.youtube.com/wa...CNCjMhFGbw&NR=1 - Aurelie Dupont w Romeo i Julii w Maryjskim

Noella Pontois i Barysznikow w Giselle (słyszałam już o tym nagraniu aż w końcu na nie trafiłam):
http://www.youtube.com/wa...n_order&list=UL

Pontois jest chyba najbardziej elegancką, czy wręcz dystyngowaną tancerką jaką widziałam, dlatego trudno mi było wyobrazić ją sobie jako Giselle, a tu proszę, bardzo piękne wykonanie, i nie tylko to - również w Córce źle strzeżonej jest świetna.

Joanna Bednarczyk - Sro Sie 24, 2011 8:56 pm

Postanowiłam wkleić mimo, że jakość fatalna i ledwo widać, dzwięk trzeszczy ale i tak prawdziwe piękno przeziera przez to nagranie. Jak tańczyć Robbinsa to tylko w ten sposób. :wink: Przy okazji warto wspomnieć, że bohater tego pas de deux Laurent Hilaire został nowym naczelnym baletmistrzem BOP, a dokładnie Maitre du ballet associe a la Direction de la danse, zastępując na tym prestiżowym stanowisku Patrice’a Barta, który sprawował tę funkcję od 1990. A więc nowe rozdanie i w jakiś stopniu nowy etap rozwoju paryskiego zespołu bo przecież naczelny baletmistrz nie tylko odpowiada za poziom techniczny i jakość spektakli ale wyznacza kierunek tego rozwoju.

http://www.youtube.com/watch?v=OhlZydrscwo

Ewa J. - Czw Sie 25, 2011 11:39 am

Pas de deux rzeczywiście piękne, ja zawsze mam niedosyt spektakli z Hilaire, jeśli się nie mylę są z nim cztery oficjalne nagrania (niestety, "Dziadek.." wydany tylko na VHS) i mimo że to nie tak źle, bo przypada na czasy kiedy Opera nie wypuszczała ich tyle na rynek, to jednak dla mnie wciąż mało:) Wydaje mi się że to zasłużony awans - może chodzi nie tyle o to, żeby był zasłużony, ale żeby nowo nominowany dobrze się przysłużył zespołowi i udźwignął zadanie. Mogę oceniać tylko na podstawie dokumentu "La dane", w którym było sporo scen z Hilaire, i wydawał się trzymać mocno w ryzach zarówno cały zespół (były zdaje się fragmenty prób do "Jeziora", "Paquity"), jak i pojedynczych solistów.. Pamiętam, że kiedy coś tłumaczył, korygował bardzo starannie zarówno w warstwie technicznej, jak i pomagał zrozumieć w warstwie ideowej (w tym wypadku np. Emilie Cozette jej rolę w "Śnie Medei"). Do mnie trafiało wszystko co mówił, myślę, że do tancerzy tym bardziej ;)

A czy może Joanno uszczknęłaś coś z minionego sezonu? Jeśli czegoś nie pomieszałam to wiem że chyba byłaś zainteresowana premierą "L'Anatomie De La Sensation" McGregora;)

Joanna Bednarczyk - Pią Sie 26, 2011 10:30 am

Ah Ewo nie przypominaj mi o niedosycie Hilaire'a (ale nie będę się tu zbytnio obnażać) ;) , co prawda miałam okazje, dosłownie ostatnim rzutem na taśmę zobaczyć go dwukrotnie na żywo choć paradoksalnie w dwóch męskich pas de deux (Un trait d'union Preljocaja i Chant du ... z Legris) ale i tak to ciągle mało. Co do jego kompetencji jako baletmistrza trudno oczywiście przesądzać na podstawie filmu dokumentalnego ale mnie jego sposób prowadzenia prób zachwycił szczególnie te, o których wspomniałaś z Emilie Cozette - czasem nasza zgodność mnie przeraża :wink: :lol: . Moja znajoma byla na otwartej próbie Giselle dla publiczności, prowadzonej przez niego i twierdzi, że skupia na sobie uwagę podobnie jak na scenie, a jego charyzma, autorytet, plastyczność i precyzyjność przekazywanych doświadczeń, jak również poczucie humoru są fascynujące. Własciwie to mały teatr.

Niestety nic nie uszczknęłam z tegorocznego sezonu BOP, skupiłam się na rodzimych wydarzeniach: ŁSB, premiera Święta i jeszcze Pina Bausch we wrześniu to sporo jak na polskie realia. Niestety sezon 11/12 nie zapowiada się u nas zbyt rewelacyjnie więc może czas się gdzieś wybrać. Czekam raczej na 12/13 - nie wiem czy czytałaś o planach wystawieniu "Snu...." Neumeiera w TW-ON.

PS. masz dobrą pamięć - ochotę na obejrzenie spektaklu Mcgregora zadeklarowałam kilka dobrych miesięcy temu, juz nawet z rok upłynął.

Ewa J. - Sob Sie 27, 2011 8:45 pm

A jeśli powiem, że nie tylko nie widziałam ani razu Hilaire'a na żywo, ani nawet Manu, to chyba cię Joanno pocieszy? Słowem; stracone i już nie do odrobienia. Chociaż może niekoniecznie, bo jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia :) On mi się podoba i wydaje bardzo interesujący nie tylko jako tancerz - sza, już nie rozwijam niewłaściwego wątku;) - więc moja chęć zobaczenia go czy na scenie (co już nie wchodzi w rachubę) czy podczas pracy jest bardzo silna. Tym samym masz już kogoś kto zazdrości nawet tych dwóch razów, a koleżance próby otwartej;) Co do Chant widziałam, właściwie nie ma się czym chwalić, jest (a przynajmniej na pewno było) na youtube, ale oglądanie akurat tego w internecie, w kawałkach i w takiej jakości zupełnie mija się z celem.. jak znajdę jakiegoś sensownego kompana podróży to na pewno nie będę dłużej zwlekać, do tej pory przeraża mnie mit Francuza, który nie mówi w żadnym innym ludzkim języku poza swoim własnym, no, ale może to jednak przesada.
Joanna Bednarczyk napisał/a:
Moja znajoma byla na otwartej próbie Giselle dla publiczności, prowadzonej przez niego i twierdzi, że skupia na sobie uwagę podobnie jak na scenie, a jego charyzma, autorytet, plastyczność i precyzyjność przekazywanych doświadczeń, jak również poczucie humoru są fascynujące. Własciwie to mały teatr.

To jest to, nie mówię, że mam doświadczenie ani solidne podstawy do oceny akurat jego, ale jasne że nawet jeśli tancerz jest super charyzmatyczny i fascynujący na scenie, nie znaczy to wcale że musi być taki również w życiu prywatnym (już się kiedyś nieźle poślizgnęłam i zawiodłam przeciwnie rozumując).. a Laurent nawet poza sceną przyciąga i pociąga bardzo.. mocno:)

To po tym niezwykle poruszającym temacie wracam na ziemie :) Plany wystawienia Neumeiera, jak łatwo się domyślić bardzo mnie cieszą, ale słyszę o tym od dawna (prawdę mówiąc nie wiem od kiedy dokładnie, ale dla mnie wszystko co zasłyszane a jeszcze nie zrealizowane to tyle samo co dawno), a Snu tym bardziej, bo całości nigdy nie widziałam. Ty Joanno na pewno masz wyrobione zdanie i wiesz, czy mamy tancerzy którzy się w tym sprawdzą i czy dadzą radę, bo o ile Sylwii czy Damy u nas nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co do Snu nie mam pojęcia, właśnie dlatego że nie znam całości i nie wiem jakiego potencjału ludzkiego tam trzeba. Na pewno dużego - co do wysokiego postawienia poprzeczki nie wątpię i już to wywołuje u mnie sceptyczne nastawienie, ale na pewno mierzyć się warto, inaczej zamiast rozwoju będziemy mieli gnuśność, impas i zastój;)

O McGregora zapytałam jak zawsze z ciekawości (czy z moja pamięcią jest tak dobrze to nie wiem, zazwyczaj słyszę że mam ją nie do tego co trzeba:), bardzo chętnie czytam wszelkie relacje, a już szczególnie ze spektakli o których z góry wiem, że szybko na nie trafię..
Lubię go i chciałabym wiedzieć jak wyglądają jego prace dla Opery, są na pewno inne niż te dla ROH, kiedyś nawet się zastanawiałam, czy Francuzi nie chcieliby wystawić czegoś z tej części jego dorobku, ale raz, że większy prestiż, kiedy się wystawi coś zrobionego specjalnie pod swój zespół, dwa - po przemyśleniu sprawy nie byłam pewna, czy POB czułoby się dobrze w pracach przygotowanych dla Brytyjczyków. Jestem ciekawa, co Joanno o tym myślisz? Na początku byłam pewna, że tak, a później zaczęłam się wahać.. Weźmy np. Infrę - bardzo mi się podoba wrażliwość społeczna i socjologiczna McGregora, jaka się tam odsłania, wg mnie poruszył problem bardzo na czasie (chociaż od razu powiem, ze Infra nie jest moim nr 1 z tych trzech baletów znanych mi z DVD), ale mimo wszystkich zalet tego spektaklu nie wiem czy to jest coś, w czym dobrze czuliby się etoiles z Paryża. Czasem mam wrażenie, że nie o wszystkim lubią mówić tak wprost i dosłownie - a tutaj, min ten problem samotności w tłumie, tym bardziej okrutnym, że obojętnym, jest mniej więcej w ten sposób podany i zarysowany. Nie jest to oczywiście zarzut z mojej strony, tylko wydaje mi się, że wersja dla POB być może wyglądałaby nieco inaczej.. Zdaje mi się, że oni cenią sobie dość mocno pewien rodzaj powściągliwości, ale nie wiem, może przekombinowałam w tym wszystkich wnioskach, a nawet na pewno;) Jedno jest pewne: teraz strasznie namotałam, a wniosek stąd prosty że człowiek zmęczony o nie najświeższym umyśle nie powinien siadać do komputera i się zabierać do takich wywodów, ale cóż, za późno:)

PS. Jestem ciekawa ile Laurent mógł mieć tutaj lat, ale na żadnym innym filmie nie widziałam go w tak młodym wieku jak tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=g_jsR-ea0CU

Joanna Bednarczyk - Pon Sie 29, 2011 6:13 pm

Film Leloucha „Przypadek lub zbiegi okoliczności” jest z 1997 roku więc Laurent rocznik 1962 ma tu lat 35. Jak widzisz raczej w kwiecie wieku, w kwiecie urody. :) Najmłodszy jest jednak w „Dziadku”.
Odnoście Mcgregora porównując choreografie stworzone dla ROH i swojego zespołu z choreografią dla BOP, którą widziałam czyli Genus to przyznam, że mam podobne wrażenie co ty pisząc o większej dosłowności, w ujęciu tematu wiodącego ale zastanawiam się czy to też nie jest kwestia wykonania. BOP nadał w moim odczuciu większej finezji, jego naukowości . W sumie to mimo, że postrzegam Mcgregora jako bardzo ciekawego twórcę to brakuje mi w całości jego spektakli dawki szaleństwa, irracjonalności , czy błyskotliwości w łączeniu pozornie niepasujących do siebie wątków tak jak u Forsythe’a. U Mcgregora na poziomie idei wszystko jest takie poukładane, uporządkowane, racjonalne -anglosaskie, a nawet nieco przewidywalne – mimo, że na poziomie formy jest "delikatniejszy" niż Forsythe. Z drugiej strony BOP dobrze się odnajduje w bardzo teatralnych, usianych szczegółami, narracyjnych baletach jak Manon MacMillana czy Dama, Dziadek Neumiera.

No i a propos N. i jego Snu w potencjalnym wykonaniu PBN to najtrudniejsza jest część fantastyczna dziejąca się w lesie miedzy Tytanią i Oberonem ich pas de deux jest bardzo trudne, gimnastyczne, śmiałe, dużo podnoszeń mało komfortowych – jak to u Neumeiera układy wymagają umiejętności ale przede wszystkim niesamowitego zestrojenia, jakiegoś wyważenia między partnerami takiej powtarzalności pracy ze sobą – trochę przeraża mnie ta cześć czy dadzą radę.

Myślę, że tak czy tak we Francji dałabyś sobie radę fakt ,że mówiąc po francusku nawet słabo sprawiasz im przyjemność. Ale we wszystkich usługach dogadasz się po angielsku natomiast generalnie to jest tak jak w Polsce też teoretycznie uczymy się w szkołach obowiązkowo dwóch obcych języków nowożytnych, a w praktyce ….. ? Niechęć do angielskiego w jakimś stopniu nie jest tylko stereotypem. Na pewno francuzowi łatwiej jest, jak już nauczyć się włoskiego ,który jest bardzo podobny, a jednocześnie mniej zawiły gramatycznie. Poza tym co im się dziwić w historii nowożytnej Europy rządziły trzy języki : łacina, francuski od XVII do końca XIX wieku i od XX wieku angielski. Utrata tej pozycji jest ciągle żywa plus długa tradycja rywalizacji o wpływy w Europie.

Ewa J. - Sro Sie 31, 2011 1:24 pm

Joanna Bednarczyk napisał/a:
Film Leloucha „Przypadki i zbiegi okoliczności” jest z 1997 roku więc Laurent rocznik 1962 ma tu lat 35. Jak widzisz raczej w kwiecie wieku, w kwiecie urody. :) Najmłodszy jest jednak w „Dziadku”.

No, zdecydowanie (oj, coś czuję że już się ze mnie Joanno śmiejesz po cichu w duchu jak z fanek Bullion'a :) ), ale chociaż rzeczywiście nagranie wyglądało mi na lata 90, nie wiem dlaczego - wydawało mi się że jest jednak dużo młodszy, może przez kontrast z Parc (wydane w 1999r.) gdzie, mam wrażenie, jest o kilka lat, nawet z górą starszy - bo poważniejszy, dojrzalszy, bardziej skupiony w sobie. Chociaż raz, to może wynikać ze specyfiki roli (ale też nie do końca, prawie zawsze kiedy go słucham lub oglądam mam wrażenie że dojrzałość, tak samo jak wrodzoną godność, ma we krwi), dwa, zazwyczaj pudłuję w trafnej ocenie czyjegoś wieku więc pewnie ten czynnik tutaj zaważył;)

I wielkie dzięki bo przy okazji dowiedziałam się czegoś nowego. Co prawda jakiegoś ogromu informacji nt tego filmu nie znalazłam, ale zaciekawiło mnie, że Laurent ma tam ponoć rolę.. niemą. Czy to prawda? Nie znam zamysłu reżysera, może to rozwiązanie ma sens dlatego nie sposób go kwestionować tym bardziej, że nie widziałam filmu i nie chcę z góry stwierdzić, że to dyskryminacja tancerza, ale strasznie szkoda, jeśli rzeczywiście odebrali mu głos. Tym bardziej, że przykuwa uwagę - już nawet wyłączając to co mówi - a biorąc pod uwagę takie aspekty jak tembr, barwa, wyrazistość; tak czy inaczej chciałabym go nie tylko zobaczyć, ale też usłyszeć.

A tutaj ostatni fragment "Dziadka.." jaki się jeszcze zachował na youtube:
http://www.youtube.com/wa...nel_video_title

Joanna Bednarczyk - Czw Wrz 08, 2011 4:26 pm

Ewa J. napisał/a:
Joanna Bednarczyk napisał/a:
Film Leloucha „Przypadki i zbiegi okoliczności” jest z 1997 roku więc Laurent rocznik 1962 ma tu lat 35. Jak widzisz raczej w kwiecie wieku, w kwiecie urody. :) Najmłodszy jest jednak w „Dziadku”.

No, zdecydowanie (oj, coś czuję że już się ze mnie Joanno śmiejesz po cichu w duchu jak z fanek Bullion'a :)

Ależ Ewo urodę Laurenta traktuję śmiertelnie poważnie :wink: A co do Bulliona to wiesz, też nie ma żartów :wink: :wink:

Ale do rzeczy. Zgadza się Laurent w tym filmie nie mówi, w sumie występuje tylko w kilku scenach na początku filmu, we wspomnieniach głównej bohaterki jako jej mąż i partner taneczny. Także ich związek został zredukowany w retrospekcji prawie tylko do scen tańca i nawet gdy bohaterka wspomina ich rozstanie, które ma miejsce w restauracji to Laurent odchodzi tańcząc - co jest całkiem zabawne biorąc pod uwagę otoczenie i kontekst, bowiem jednocześnie jest to scena z filmu, w którym razem grają. Podobnie jego zdrada, właściwie preludium niewierności (przyczyna rozstania)też ma miejsce w sali prób, a wiec taki chwyt ścisłego przenikania się życia i sztuki. Myślę że zarzut dyskryminacji tancerza byłby przesadą. Jakby niebyło odtwórczyni głównej roli Alessandra Martines jest byłą tancerką, jest też scena z innym znanym włoskim tancerzem niegdysiejszą gwiazdą Baletu Marsylskiego Luigi Bonino, który ma rolę mówioną, ale faktycznie głęboki głos Laurenta jest bardzo charakterystyczny i fajnie byłoby go usłyszeć :) A w ogóle Lelouch powinien tylko z nim nakręcić ten film :lol:

Ewa J. - Nie Wrz 25, 2011 2:36 pm

Było już o niezwykle zdolnych, wrażliwych i pięknych ;) ale teraz do listy zachwytów muszę dopisać kolejne nazwisko i tancerza który jak najbardziej podpada pod te kryteria - Mathieu Ganio. Od dawna go doceniałam, mimo że jest tak młody, ale w pewnym stopniu był i nadal jest dla mnie zagadką, za mało go znam. Właściwie to do pewnego czasu traktowałam go nieco jednowymiarowo - przede wszystkim jako marzyciela Jamesa z Sylfidy zakochanego w swoim wymyślonym, nieosiągalnym ideale, wizji, którą nawet próbuje w sobie zwalczyć, ale nie jest w stanie, jako ujmującego, jeszcze młodziutkiego tancerza-wrażliwca, który ani bez patosu, ani egzaltacji mówi prosto i szczerze, że swoją rolą był tak przejęty, że drżał i prawie płakał. Właściwie ten obraz jest wciąż żywy, bo Mathieu do tej pory nie oglądałam we współczesnych spektaklach (powiedzmy, że od tego co z nim widziałam wyraźniej odcina się tylko Proust, ale czekam chociażby na zobaczenie baletu jak Genus), ale rzecz w tym, że przejęło mnie to, jak szybko zaczął emocjonalnie dojrzewać. Zauważyłam to już w Giselle, ale cała pełnia tych przemian stała się dla mnie jasna po obejrzeniu "Damy kameliowej". Jestem jeszcze całkiem na świeżo, dlatego postaram się hamować żeby nie powstał tutaj jakiś dyletancki poemat na temat Mathieu albo jeszcze coś gorszego ;) ale stworzył naprawdę doskonały, przejmujący portret Armanda, syntezę wrażliwości, młodzieńczego zaangażowania, liryzmu, subtelności, dojrzałości i szczerości. Wiem że określenia młodzieńcze zaangażowanie i dojrzałość zestawione w jednej charakterystyce wydają się oksymoronicznym połączeniem, ale w przypadku Mathieu ten paradoks naprawdę się zdarzył. Był pierwszym tak zakochanym Armandem jakiego widziałam, pierwszą miłością krystalicznie czystą i niewinną - w pozostałych przypadkach, jak u Bulliona, to również była pierwsza miłość, jedyna, największa i na całe życie, ale zawsze był widoczny choćby najdrobniejszy pierwiastek pożądania, zaborczości, zachłanności, za to Mathieu był całkiem oddany ale przy tym pozbawiony tych cech. Nie znaczy to jednak, żeby to było uczucie papierowe i sentymentalne, tj. nierealne jak w Sylfidzie. Kiedy było trzeba Mathieu był niczym rozżarzone węgle i tym również zaskakiwał - a przede wszystkim pełną naturalnością, szczerością i bezpretensjonalnością, jaką również przy tej okazji demonstrował. Całkiem odmienny w tym konkretnym podejściu od innych Armandów, nie znaczy to, żeby reszta pod tym względem wg mnie spudłowała w swoich interpretacjach, ale on był po prostu doskonały.
Dodam jeszcze, że na tym tle niedostatki Bulliona zarysowały się bardzo jaskrawo - zaczęłam je dostrzegać już wcześniej, np. przy okazji porównania z Lloydem Rigginsem, który również bardzo mi się podobał, a kiedy dodałam do tego kreację Mathieu lista moich zarzutów jeszcze się powiększyła. Nikogo nie będę tutaj zamęczać tymi obserwacjami, ale chętnie wezmę pod lupę chociaż jedną scenę - za długo i nudno byłoby rozkładać którekolwiek pas de deux na czynniki pierwsze, dlatego wybrałam scenę z kokietką. Bullion był w niej dla mnie trochę nieokreślony - jak gdyby sam nie wiedział dokładnie, czy chce się zemścić tym flirtowaniem na oczach Małgorzaty, czy odreagować, Riggins zagrał tę scenę po mistrzowsku, wspaniale i w sposób niezapomniany - jak u Neumeiera mamy teatr w teatrze to tu był aktor w aktorze;) - nie mścił się, ale próbował poruszyć serce tej która go porzuciła i wzbudzić trochę żalu, zazdrości.. odegrał na jej oczach spektakl, podczas którego z werwą, nieco amerykańską wesołością zalecał się do Olimpii, jednocześnie pilnie obserwując reakcję ukochanej. Z kolei Mathieu ugryzł tę scenę od całkiem innej strony, zgodnie ze swoją osobowością (każdy z nich "wybrnął" na swój sposób świetnie). Co prawda wchodzi w grę i flirt, ale namacalnie i podskórnie wyczuwalne jest tak głębokie, utajone cierpienie, że przebija z każdego jego ruchu i gestu, nawet muśnięcia policzka Olimpii i niewyraźnego uśmiechu, który ma imitować równowagę, albo raczej maskować rozpacz. Słowem - był niezapomniany i dojrzały nie tylko jak na swoje wtedy 25 lat, ale był po prostu Armandem doskonałym. Tak czy inaczej Bullion w mojej ocenie wypadł przy nim blado i zdecydowanie mniej dojrzało nie tylko w tej scenie, ale i w całym spektaklu. Tyle wrażeń na teraz, mam nadzieję że tym razem za mocno nie trąciłam panegirykiem a nawet jeśli - nie bez powodu:)

Joanna Bednarczyk - Pon Wrz 26, 2011 2:39 pm

Ewo nie jesteś pierwszą osobą, którą zachwycił Ganio jako Armand sporo się nasłuchałam pochwał o jego interpretacji i przyznam, że ogromnie żałowałam, że w czasie gdy oglądałam „Damę” w Paryżu nie udało mi się trafić na obsadę z nim i z Ostą. Ale ponoć nie można mieć wszystkiego. :wink: W związku z tym nie mogę go porównać z Bullionem, którego interpretacja mi bardzo odpowiada i myślę że jego propozycja na długo będzie jedna z ulubionych, co nieznaczy, że nie jestem otwarta na inne. Ale w przypadku tej roli lubię po pierwsze jak tancerze bardziej „są” Armandem niż „grają” Armanda. Odpowiada mi ten sposób scenicznej obecności Bulliona taki prosty i szczery bo to najlepsza droga do wiarygodnego pokazania prostolinijnego chłopaka, który zupełnie gubi się w tych wszystkich salonowych gierkach, towarzyskich maskach, układach i własnych emocjach, a jego romantyczny afekt miesza się z niedojrzałością, pożadanie z wydealizowanym wyobrażeniem ukochanej. Dla mnie bardziej logiczne są takie wahania niż "krystalicznie czyste" uczucie, niedojrzałość Armanda niż dojrzałość - jak inaczej wytłumaczyć słynną scene z pieniędzmi gdyby kierowały nim tylko pozytywne uczucia. Stąd też te momenty gwałtowności czy jak to trafnie ujełaś zaborczości, one wyróżniają tę interpretacje dla mnie na plus, oddają specyfike tego związku a wspomniane „niedookreślenia” też mają dla mnie swoją logikę i są kosewkwencją postępowania Małgorzaty, którego Armand nie rozumie i swiadczą o jego bezradności i zagubieniu. Snucie przez niego jakis wytrawnych teatralnych strategii mogłoby być dla mnie nieco fałszywe . Powtarzam się trochę ale Dama to mój balet fetysz i chyba już przywykłyśmy do maglowania go na wszystkie strony :wink: . Ale ......skoro wywołałaś Lloyda Rigginsa to przyznam się, że widziałam go w trzech pas de deux na gali w Hamburgu – więc oczywiście to nie to samo co cały spektakl i biorę poprawkę, na to, że w tym zapisie, który widziałaś mógł być nieco inny ale jego interpretacja nie podobała mi się tak bardzo, że nawet spuściłam na nią zasłonę milczenia , uznając że obsadzenie go w tej roli było wielką pomyłką. Cenie go w innych kreacjach ale on ze swoją powierzchownością i osobowością jest dla mnie anty –Armandem, właśnie dlatego, że jego gra jest zbyt dosadna, tu niepotrzebnie zakcentowana i zdobiona aktorsko i w zestawieniu z Marguerite nie było między nimi różnicy, a jednak to postacie z „innych światów", dobrze to jakoś zaznaczyć. Poza tym jego Armand, a właściwie postać, którą wykreował przypominała mi bardziej Newlanda Archera – bohatera „Wieku niewinności” bądź mężczyzn portretowanych w książkach E.M Forstera, a później przeniesionych na ekran przez Jamesa Yvory’ego– Anglosasów skrępowanych gorsetem 19 - wiecznych konwenansów, urzędników średniego bądź wysokiego szczebla, nagle obudzonych z uczuciowej martwoty, ale jednocześnie gdzieś w głębi ducha ciągle kwestionujących czy mają do tego prawo – może to było nawet ciekawe ale bardzo dalekie od powieści Dumasa i w sumie baletu Neumeiera. Wówczas amerykańskiej wesołości w tych scenach nie zobaczyłam może pojawia się w tej scenie, o której piszesz ale jakoś nie bierze mnie taka wizja Armanda :wink: Liska jest już baaardzo pogodny.

Natomiast Ganio jestem bardzo ciekawa. Z tego co piszesz był bliżej interpretacji Jiriego Bubenicka ( którą zanaczam również bardzo lubię i zaliczam do tych "niezagranych" :wink: ) i tak go sobie wyobrażałam biorąc pod uwagę jego wrazliwosć i liryczny potencjał, niesamowita wypadkowa jego talentu i rodziców. :wink:

Ewa J. - Pon Wrz 26, 2011 9:22 pm

To ciekawe, co mówisz, ja się przyznam że byłam Rigginsem ogromnie zaskoczona (a trudno było inaczej skoro wcześniej widziałam go jedynie w "Śmierci w Wenecji") - myślę że najłatwiej byłoby nam skonfrontować poglądy gdybym mogła zobaczyć go w tych pas co Ty, a gdybyś z kolei Ty zobaczyła ten spektakl który ja widziałam.. teraz pewnie trudno nam będzie dojść, w jakim stopniu był w nich podobny, a w jakim to możliwe, że przeszedł kompletną metamorfozę. Jest to tym bardziej interesujące, że - niewykluczone, że to różnica punktów widzenia - ale to jak opisujesz jego Armanda, którego widziałaś i kreację zbliżoną do 19 - wiecznych Anglosasów usztywnionych gorsetem konwenansów, nie pokrywa się do końca z tym co ja zobaczyłam - albo raczej z tym co ja percypowałam oglądając go, bo teraz trudno ustalić, czy widziałyśmy z jego strony dwie zbieżne interpretacje, czy mocno się różniące. Dodam, że to nagranie, które znam jest sprzed 10 lat, trudno dostrzec mi w nim nawet cień rysów (czy to osobowości, czy powierzchowności) jakie ujawniły się w jego przedstawieniu Aschenbacha; właściwie gdybym opierała się tylko na Śmierci w Wenecji nigdy nie uwierzyłabym, że ten tancerz może stworzyć jakąkolwiek, nawet najbardziej kulawą interpretację Armanda.
Tymczasem na początku był nieco nieśmiały, później trochę obrażalski, a zaraz potem pozwalał sobie na coraz więcej co też podciągnęłabym pod młodzieńczą niekonsekwencję w zachowaniu. Był też spontaniczny i porywczy - podczas pierwszego spotkania odchodził i wracał nie wiedząc co robić, wreszcie uśmiechał się promiennie - rozanielony zajmował miejsce na krześle obok Małgorzaty, a zaraz potem, po okrutnym psikusie cały zawstydzony odbiegał i siadał jak najdalej od miejsca upokorzenia, miotał się, aż w końcu chwytał za palto i zabierał nogi za pas do ucieczki. A powierzchowność - wtedy jeszcze dosłownie anielska, rysy łagodne, słowem żadnych punktów wspólnych z rozgoryczonym i zagubionym Gustawem. Zastanawia mnie tylko, że jedno nagranie i drugie dzieli tylko kilka lat różnicy.. nie wiem, czy w tak krótkim czasie tak bardzo można się zmienić (ale z drugiej strony, żeby to były tylko maski zmieniane odpowiednio do roli? do tak różnych ról?) Odebrałam go jako pogodnego, ale zarazem wrażliwego i uczuciowego - szczególnie w II pas de deux. No nic, jak na razie pozostają domysły, chyba że jakoś telepatycznie uzgodnimy między sobą to co było nam dane zobaczyć:)
Nie wiem, czy to rozjaśni sprawę - ale o ile Bubenicek zachwycał mnie w jednym pas de deux z Heather Jurgensen (znam w całości tylko pierwsze pas i jakieś śmiesznie małe fragmenty z ostatniego), to kiedy oglądałam Damę z nim i z Aurelie miałam cały czas wrażenie dziwnego niezgrania tej pary. Aurelie uwielbiam i Bubenicka tak samo darzę ogromną sympatią, ale nie dało się ukryć, że coś między nimi mocno zgrzytało i miało się wrażenie, jakby jedno działało usztywniająco na drugie, zakładało pewną blokadę. Zdaje mi się, że gdybym widziała go w duecie z Jurgensen, albo jakąś inną tancerką, skala moich wrażeń byłaby całkiem inna. Mimo to Bubenicka cenię bardzo wysoko w tej roli, tylko chciałabym teraz zobaczyć go z inną partnerką. A Ganio - trudno mi go porównywać do któregokolwiek z nich - szczery, uczuciowy i bez wątpienia (używając twoich słów) - niezagrany. Tutaj wracam jeszcze do tego na co wielokrotnie kładłaś nacisk; czyli że lubisz Armandów, którzy bardziej są, niż grają i że takim właśnie Armandem jest Bullion. Oczywiście zgadzam się z tym, a gdybym miała porównać dwóch tancerzy: Stephane'a i Mathieu to bez wątpienia ten pierwszy bardziej jest, niż gra, za to Mathieu (rzecz jasna wg moich obserwacji) ma częściej tendencję do kreowania (ale to bardzo subtelne i wyrafinowane aktorstwo), a zatem bardziej gra, niż jest ;) Uf, mam nadzieję że nie ugrzęzłam w tych abstrakcyjnych porównaniach po uszy.. w każdym razie, jeśli to możliwe, że Joanno masz podobne spostrzeżenia, czego nie wiem, to wtedy tym bardziej powinnam zaznaczyć wcześniej, że Mathieu w Damie z tej tendencji do kreowania wg mnie się wyzwolił i otrząsnął, co w tym spektaklu wyszło tylko na dobre. Żeby nie było wątpliwości - może niezbyt precyzyjnie ujęłam to, co pokazał, albo raczej spłaszczyłam przez skupianie się na wybranych aspektach jego roli. Chyba używając słowa "dojrzałość" chciałam podkreślić znaczącą i jednocześnie subtelną różnicę między nim a Bullionem, ale nie wyszło mi to najlepiej - cały czas się waham, jak to lepiej oddać. Skupiłam się rzeczywiście na pozytywnych uczuciach, ale Armand Mathieu tak samo jest brutalny wobec Małgorzaty na ostatnim balu, szarpie nią, nachalnie całuje, wreszcie oddaje kopertę z pieniędzmi. I jest w tym wszystkim autentyczny i przekonywający od stóp do głów. Od Bulliona również się nie odwracam, bo w końcu wyjdzie tak, że wylałam na niego trochę jadu, ale co tu dużo mówić.. Mathieu podbił mnie tą rolą, bez reszty, tak bardzo że z tego wszystkiego zapomniałam o Clairemarie. A jej Małgorzata jest jedną z lepszych, które widziałam. Filigranowa, ale nawet w partiach solowych nie brakuje jej charyzmy, czego z początku się obawiałam.
A co do rodziców Mathieu to fakt, rodzina gwiazd:) Bardzo chciałabym zobaczyć dokument Marlene Ionesco "Comme un reve", którego bohaterami są matka i syn: Dominique Khalfouni i Mathieu Ganio (nie wiem tylko, czemu taty brak ;) ). Ale tutaj znowu złośliwa przeszkoda: na japońskich amazonach dokument jest w sprzedaży, w Europie - oczywiście nie. A zapowiada się interesująco, wnioskując po opisie i trailerze:
http://www.marleneionesco...xt_english.html

Joanna Bednarczyk - Wto Wrz 27, 2011 3:56 pm

Ewa J. napisał/a:
Mathieu podbił mnie tą rolą, bez reszty


Pamiętam jak kiedyś napisałas, że szukasz "idealnego " Armanda ( jakkolwiek to dwuznacznie brzmi) :wink: mając w pamieci peany i opisy jego interpretacji utrzymane absolutnie w duchu twojego postu, a przekazane mi przez paryskich znajomych, to pomyślałam czy przypadkiem Mathieu nie spełniłby twoich oczekiwań no i voila :)

Lloyda Rigginsa widziałam w 2002 więc wówczas faktycznie wyglądał młodziej, delikatniej i jeszcze miał pełniejszą czupryną niż w Śmierci w Wenecji ale mimo wszystko nie pasował mi do tej roli. Co do recepcji jego tańca, można założyć, że trzy pas de deux wyjęte z kontekstu całego spektaklu mogły mu podyktować inne rozwiązania interpretacyjne, może eksperymentował albo coś lub ktoś (tańczył z Azzoni) go usztywnił, jeszcze jest wariant, że po Bubenicku, którego widziałam wcześniej w całym przedstawieniu wydawał mi się za mało młodzieńczy, spontaniczny albo jak to już się przyjęło za bardzo ” grał”. :wink: (wybacz tę skomplikowana teorię scenicznej obecności choć czuję, że i tak wiesz o co mi chodzi ale też nie chce żeby to brzmiało jak jakaś ortodoksja, śmiem przypuszczać, że Ganio mógłby zrobić na mnie niemniejsze wrażenie, czy zdyskontowałby Bulliona ?.....no może się kiedyś przekonam)

Co do dokumentu to wydaje mi się że gdzies go jeszcze widziałam, poszukam i dam znać.

Ewa J. - Czw Wrz 29, 2011 8:27 pm

Joanna Bednarczyk napisał/a:
śmiem przypuszczać, że Ganio mógłby zrobić na mnie niemniejsze wrażenie, czy zdyskontowałby Bulliona ?.....no może się kiedyś przekonam)

Jeśli Joanno będziesz chciała sobie odpowiedzieć na to pytanie sama wiesz ;) A więc interpretację Rigginsa znamy mniej więcej z tego samego okresu, reszta ewentualnych czynników, które mogły wpłynąć na jej modyfikację poza inną partnerką (ja go widziałam z Polikarpovą) i tym, że wchodził w grę odbiór całego spektaklu i trzech pas de deux, pewnie na razie nie wyjdzie na wierzch.. z tą amerykańską wesołością może nieco przesadziłam, Liska to fakt, też jest jednym z pogodniejszych Armandów chociaż pewnie sama nie umiałabym ich osadzić na skali wg tego, który był bardziej, a który mniej pogodny, bo u każdego z nich wyglądało tu zupełnie inaczej. Może rzeczywiście Riggins jest jednym z tych Armandów, którzy więcej grają, ale gdybym miała wytłumaczyć czym mnie dokładnie ujął to pewnie powtórzyłabym to o czym pisałam wcześniej;) Co do Azzoni to widziałam z nią ostatnie pas de deux i wydaje mi się że jestem w stanie sobie wyobrazić tę parę w ujęciu mniej oddającym realia powieści Dumasa, a bardziej odzwierciedlającym wspomniane przez ciebie konwencje.. ale to znowu tylko domysły;)

A ja na razie postanowiłam lepiej poznać Mathieu (na ile to możliwe i na ile uda się coś nowego zobaczyć), a skoro pisałam już trochę o walorach artystycznych jego tańca to teraz dodam, że z elementów technicznych zawsze duże wrażenie robią na mnie jego skoki - jest w nich niesłychanie czarujący i elegancki.
I niezależnie od tego jak się przedstawia jako całość spektakl "Enfants du paradis" zależy mi bardzo na tym, żeby go w tym zobaczyć - właściwie to przez sentyment do filmu ale nie tylko. Kiedy patrzę na Mathieu łatwo mi w nim dostrzec wiecznego marzyciela i romantyka Baptiste'a, niezmiennie zakochanego po uszy w swojej Garance. Pas de deux z Ciaravolą z tego baletu jest chyba jednym z fragmentów w których Mathieu zdaje mi się najmniej grać, a najwięcej być (sobą). To subiektywne odczucie i może być nawet bardzo dalekie od rzeczywistości, ale mam nadzieję że z czasem też jeszcze się przekonam:)

Ewa J. - Sob Lis 12, 2011 1:20 pm

Trudno w to uwierzyć, że balet, który niedawno miał premierę w Operze Paryskiej pojawia się - a właściwie, że w ogóle się pojawia - w internecie i to w jakości profesjonalnej.
Na osłodę dla tych, którzy żałują że baletów z POB nie można oglądać w kinach w Polsce, w tym sezonie można odbić sobie przynajmniej La Source Jean'a-Guillaume'a Barta:

http://www.youtube.com/watch?v=fI6EbkNlJb4

W obsadzie Isabelle Ciaravola, Karl Paquette, Christophe Duquenne, Ludmila Pagliero i Mathias Heymann.

Materiałów filmowych zresztą dostatek, kto jest szczęśliwym posiadaczem France 3 mógł sobie obejrzeć nawet dokument: http://www.youtube.com/wa...feature=related

Jeszcze tylko niech dodadzą do tego w przyszłości "Romeo i Julię" Waltz i wszystko będzie odrobione (chociaż racja, że obraz kinowy to inna rzecz, ale koniec końców - w tym wypadku nagranie można posiąść na własność :)

kaarolinka - Czw Mar 08, 2012 1:31 pm

Wczoraj po Bajaderze Josua Hoffalt został mianowany Danseur Etoile
http://www.youtube.com/wa...eature=youtu.be

Ewa J. - Pon Mar 26, 2012 2:01 pm

I nie tylko on, bo jeden z kolejnych marcowych spektakli przyniósł nominację Ludmily Pagliero ;)

Być może bardziej zdziwiła mnie ta druga nominacja, chociaż Hofflata widziałam wcześniej tylko jako Leńskiego w Onieginie i w L'anatomie de la sensation, to zwróciło moją uwagę, że McGregor wypowiadał się o nim (i Alice Renevand) jako swoich ulubionych tancerzach. Ale wszystkiego nie można mierzyć jedną miarą, bo wiadomo, że jego styl wiąże się ze specyficznymi wymaganiami i specyficzną estetyką, chociaż Hoffalt faktycznie jest dobry technicznie. W Bajaderze podobał mi się również aktorsko, stworzył oddanego Solora, ale niezdolnego do podjęcia właściwej decyzji. O aktorstwie Pagliero również nie mogę powiedzieć nic złego, bo była bardzo przekonująca - a jej scena konfrontacji z Nikiją (Aurelie Dupont) była najlepszą, jaką widziałam, niesłychanie prawdziwa.
Jedyny problem polega na tym, że obojgu czegoś brakuje - to "coś", albo raczej ta jakość, jeśli chodzi o ruch, sposób bycia, osobowość sceniczną właściwe pokoleniu etoiles, które powoli odchodzi w cień i którego stopniowe usuwanie się ja datuję od zniknięcia ze sceny POB niezapomnianego Manuela Legris.
Może podchodzę do tego zbyt sentymentalnie, ale z racji na mój wiek przeżywam pierwszą taką "zmianę warty", która mnie dotyka, w najbliższych 3 latach odejdą Nicolas le Riche, Agnes Letestu, Clairamarie Osta i w końcu w 2015 Aurelie Dupont. Oczywiście nie tylko oni, ale wymieniłam nazwiska tych, których utrata będzie dla mnie taką (subiektywną, rzecz jasna) linią graniczną pomiędzy pewną starą, a nową erą w operze. Chyba nie przesadzam, bo chodzą pogłoski, że w 2015 roku ma odejść również Brigitte Lefevre... po Lifarze byłaby drugą, najdłużej kierującą tym zespołem osobą, właśnie za 3 lata upłynie równo 20 lat. Trudno mi sobie wyobrazić ten zespół bez niej, biorąc pod uwagę to, ile jej zawdzięcza i ile wysiłku włożyła w jego rozwój i wzrastanie do tego punktu, w którym znajduje się teraz.
Trudno mi to sobie wszystko wyobrazić, no ale cóż, trzeba się będzie z tym kiedyś pogodzić :wink: Chociaż wcześniej takie nostalgiczne nastroje związane ze zmianą pokoleniową na deskach POB były mi znane tylko z filmów, np. Tout près des étoiles, gdzie zarejestrowano pożegnanie Elisabeth Platel i jej refleksje związane z całokształtem kariery, wówczas to co mówiła również dało mi sporo do myślenia. Ale wtedy wokół niej widziałam tancerzy, którzy ciągle byli przyszłością POB, a teraz sami się "rozpłynęli", albo znikną w najbliższym czasie.
No, kończę już z tym roztkliwaniem się, jakoś nie mogłam się powstrzymać.
A wracając do Bajadery, zamieszczę może kilka fragmentów:
I akt:
http://www.youtube.com/wa...feature=channel - pojawienie się Nikii
http://www.youtube.com/wa...feature=channel - pas de deux przed światynią
II akt:
http://www.youtube.com/wa...feature=channel - spotkanie Nikii z Gamzatti
http://www.youtube.com/wa...feature=channel - grand pas de deux
http://www.youtube.com/wa...feature=channel - wariacja z koszykiem kwiatów

III akt:
http://www.youtube.com/wa...feature=channel
http://www.youtube.com/wa...feature=channel

W porównaniu do wersji zarejestrowanej w 1994r. widać trochę zmian - chociażby oświetlenie w III akcie, kostiumy (chociaż są to najczęściej drobiazgi, jak np. zmiana szala, koloru gorsetu w kostiumie, inny wzór na stroju Solora - w zasadzie nie wiem, czy ten "dół" nazywać trykotami, czy szarawarami, bo nie jest ani obcisły jak klasyczne trykoty, ani tak luźny jak szarawary). I na pewno rzuca się w oczy nie tylko cyfrowa jakość obrazu, ale tez inny, o niebo lepszy i bardziej przemyślany sposób filmowania - chociaż to wersja kręcona na żywo i przeznaczona do emitowania w kinach.
Warto dodać, że ukaże się także na DVD, ale z Dorothee Gilbert jako Gamzatti co mnie bardzo cieszy.
I najważniejsze ze zmian - wydaje mi się, że pantomima wysubtelniała, to znowu niuanse, drobiazgi, zwał jak zwał, ale bardzo ważne. Poza tym nie chce tworzyć jakichś zbyt ogólnych teorii, ale estetyka ruchu (jeśli chodzi o choreografię) również została dopieszczona, POB idzie teraz, tak jak dawniej, ale coraz bardziej świadomie, w wyznaczonym sobie kierunku.
Mogę powiedzieć, że chyba dopiero po obejrzeniu tego spektaklu naprawdę pokochałam Bajaderę - to było wreszcie coś, co chciałam zobaczyć. I ostatni punkt, czyli Aurelie. Mam wrażenie, że znajduje się teraz u szczytu, to co teraz można zaobserwować w jej tańcu to apogeum jej artystycznych i aktorskich zdolności. Jako Nikija jest wspaniała - może daruję już sobie próby opisu, żeby nie rzucać byle jakimi frazesami, ale napiszę tylko, że zauważyłam w niej pewną zmianę. I na pewno po raz pierwszy wyraźnie odczułam ją w Onieginie, gdzie tańczyła z McKie, bo właśnie tam w pełni dała upust swojej wrażliwości artystycznej (to prawda, że nie po raz pierwszy), ale wtedy, i teraz w Bajaderze - mam wrażenie - że całkiem się otworzyła, pokazała swoje pełne, bardziej osobiste ja, tzn. że jej osoba była ponad konwencją ruchu i to ona nadawała mu formę, a nie na odwrót.
Tak czy inaczej wszyscy wielbiciele Aurelie (ale nie tylko) powinni ten spektakl obejrzeć ;)

Zapomniałam jeszcze dodać, że orkiestra zagrała fantastycznie - i chociaż ta partytura, i w ogóle muzyka Minkusa spływają po mnie jak woda po kaczce :wink: w tym wypadku było inaczej.

kaarolinka - Wto Cze 19, 2012 9:20 am

I mamy kolejną Gwiazdę!
Myriam Ould-Braham została mianowana Etoile 18 czerwca po Córce źle strzeżonej.
https://lh3.googleusercontent.com/-jrXfM_K2tjU/T9-vhI7794I/AAAAAAAAHKo/nZ2rMZKmcUA/s640/nomination_ob_1.jpg
https://lh4.googleusercontent.com/-dp0svJz3Xy8/T9-vhau7eWI/AAAAAAAAHKs/JXbkb2tOSgs/s800/nomination_ob_2.jpg

Ewa J. - Pią Mar 29, 2013 6:13 pm

Dobra wiadomość - tancerką etoile została Eleonora Abbagnato! O ile ostatnie nominacje mogły budzić różne reakcje, co do tej trudno mieć wątpliwości, że jest w pełni zasłużona. Nagrania z wieczoru nominacji pokazują, że Abbagnato wróciła już do formy po urodzeniu dziecka:
https://www.youtube.com/watch?v=GApE4jiKQc0 - pas de deux z Carmen (partneruje jej Nicolas Le Riche)
https://www.youtube.com/w...ature=endscreen
https://www.youtube.com/watch?v=iKM8PBEHXtw
http://www.operadeparis.f...danseuse-etoile


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group