www.balet.pl
forum miłośników tańca

BALET - Teoria - Taniec - ograniczenie czy wolność?

pelagia - Sob Sty 10, 2009 6:45 pm
Temat postu: Taniec - ograniczenie czy wolność?
Cześć.

Rozmyślam sobie nad pewną sprawą i choć może moje pytanie jest naiwne i nielogiczne, to je zadam.

Otóż
powszechnie mówi się że poprzez taniec wyraża się to czego nie sposób uczynić słowami. Że to piękna forma ekspresji ludzkich uczuć i przeżyć, która ma ( w porównaniu do słowa) " większą rozmaitość form, bogatszą skalę wyrazu i pozwala na nieskończoną ilość odcieni". [słowa Lukiana z Samos;)]

Jednak
[tu posiłkuje się słowami pani Ireny Turskiej]
Ograniczone są możliwości tanecznych środków wyrazu. Tylko najprostsze stany uczuciowe, konflikty i przeżycia dają się bowiem nimi wyrazić: miłość, nienawiść, strach , cierpienie. Wszelkie natomiast subtelne odcienie, powikłania psychologiczne, urojenia, wahania, niedomówienia czy aluzje są właściwie nieprzetłumaczalne na język taneczny, który jest z natury rzeczy bardzo konkretny.

Czy dla Was dwa powyższe cytaty się wykluczają ?

bo mi się nasuwa pytanie czy
Taniec to coś konkretnego czy niedopowiedzianego?


Czy to jest tak ,że poprzez taniec ukazuje się po prostu głębiej te podstawowe uczucia( przy okazji te najważniejsze:), które jest w stanie zrozumieć widz?

Czy taniec pozwala na większą paletę uczuć, czy tylko na różne drogi ich pokazania?

Balety i spektakle taneczne posiłkują się drukowanymi programami by zarysować tylko historię przedstawienia czy po to by naprowadzić na to co czują bohaterowie.?

Czy widzowie spektakli tanecznych bez takich ulotek zrozumieliby , o co chodzi w danym spektaklu?

W balecie klasycznym tancerz ma określone kroki przy danej roli, więc ma nad sobą jakieś ograniczenie, ale "wkłada w nie siebie" i chodzi o to, by wykonał je tak, by stały się jego krokami.

W tańcu współczesnym w improwizacji tancerz najczęściej tańczy siebie, czuje się wolny. Tylko jeśli nikt wokół, albo większość nie pojmuje jego uczuć, stanu, to czy nie jest on więźniem niezrozumienia?

Taniec wolnością dla twórcy, ograniczeniem dla widza? hm..
a w baletach klasycznych ograniczenie dla twórców ( bo nie mogli zbyt skomplikowanych sytuacji wymyślać) i wolność widza?

ups...trochę mi się myśli pomieszały i wyszło więcej pytań niż zamierzałam....ale niech już tak zostanie.
Mam nadzieję że wśród tej plątaniny zdań da się zauważyć zamysł mojej pokręconej i niedoprecyzowanej myśli?

Minarei - Sob Sty 10, 2009 7:26 pm

Według mnie, taniec daje wolność. Ale tu trzeba sprecyzować słowo "taniec". Bo nie wiadomo czy chodzi o taniec w jakimś spektaklu, czy też o taniec "osobisty", wykonany przez siebie i dla siebie. W spektaklu rola jest narzucona, znaczenia wyrażanych gestów raczej nie można zmieniać [na te, które chciałby się wykonać]. A taniec osobisty ? Tu jest, jak dla mnie, duże pole do popisu dla wyrażania uczuć- zarówno tych "prostszych" [miłość, nienawiść etc.], jak i "trudniejszych" [wahania, urojenia etc.]. Zresztą, jak dla mnie nie ma czegoś takiego, jak "emocje łatwiejsze do wyrażenia"- wszystkie mają taki sam stopień trudności, jeśli chodzi o wyrażenie ich.

Taniec to coś konkretnego czy niedopowiedzianego?
To coś konkretnego i niedopowiedzianego zarazem.

Czy taniec pozwala na większą paletę uczuć, czy tylko na różne drogi ich pokazania?
taniec pozwala na wszystko i na nic.

Czy widzowie spektakli tanecznych bez takich ulotek zrozumieliby , o co chodzi w danym spektaklu?
Zrozumieć, zrozumieliby, ale źle.

W tańcu współczesnym w improwizacji tancerz najczęściej tańczy siebie, czuje się wolny. Tylko jeśli nikt wokół, albo większość nie pojmuje jego uczuć, stanu, to czy nie jest on więźniem niezrozumienia?
Tak naprawdę to nikt siebie nawzajem nie rozumie. Nawet ja Ciebie :D

Joanna - Sob Sty 10, 2009 7:59 pm

Taniec chyba daje wolność w tym, że pozwala 'ominąć' pewien proces nazywania rzeczy (stanów, emocji, przeżyć, doświadczeń), nie trzeba ich ubierać w słowa konkretnego języka, czyli też omija się niektóre naleciałości kulturowe (oczywiście, nie wszystkie - nawet pewnie nie większość... ale nie o tym temat).

Wyrażanie poprzez ciało daje możliwość przekazania istoty rzeczy, jej esencji. Z tego też względu można przyjąć, że coś na takiej wypowiedzi się traci, jako że sama 'nadbudowa' (mam tutaj w tym przypadku na myśli wszystko to, co taniec pomija), może być ciekawa i wartościowa. Ale też zarówno jak forma słowa może być ciekawa zarówno ze względu na swoją formę, jak i cały szerszy kontekst (kulturowy, sytuacyjny), tak i forma ruchu również może być ciekawa, być wartością samą w sobie (co akurat jest w tańcu klasycznym bardzo widoczne, stanowiące wręcz o jego istocie).

Skodyfikowany system ruchowy z całą pewnością daje pewne ograniczenia. Ale też jeśli zastanowić się, co nam - jako ludziom - daje prawdziwą wolność może okazać się, że nie ogranicza nas to aż tak bardzo, jak w pierwszej chwili mogłoby się wydawać. Jeśli np. wolność jest dla nas tożsama z wyrażaniem się, swoich emocji, i znajdziemy drogę na ujawnienie tych emocji w tańcu, wtedy okaże się, że nawet tak usystematyzowana technika tańca daje nam wolność, której np. nie doświadczamy na co dzień w życiu społecznym. To oczywiście tylko luźne założenie - sądzę, że nasze definicje wolności są różne, ponadto każdy z nas ma inną potrzebę dążenia do niej.

Koniecznie w tym miejscu wypada mi wspomnieć o tańcu współczesnym i teatrze tańca. Akurat tutaj właśnie założenie wolności -i to pod różnymi aspektami - jest kluczowe. W zależności od przyjętej metody pracy, mamy wolność choreografa (pełniącego rozmaite funkcje, daleko bardziej wykraczające poza samo 'układanie kroków pod muzykę'), wykonawcy (w budowaniu swojej postaci w fazie prób, i/ lub samej kreacji na scenie, itp.), oraz innych osób biorących udział w tworzeniu spektaklu: kompozytorów, scenografów, itd.
Istotą tańca współczesnego jako techniki też jest w dużym stopniu wolność - zarówno wolność mentalna (w wyrażaniu emocji, kreowaniu postaci, byciu na scenie - nie istnieje np. jeden model gry aktorskiej czy obecności na scenie w teatrze tańca), jak i wolność ciała, które nie musi być podporządkowane tak sztywnym regułom i zasadom, jak w tańcu klasycznym, a także wolność choreograficzną - możliwy jest każdy dowolny ruch, na ile jest on oczywiście możliwy fizycznie do wykonania przez tancerza, a nie tylko pewna określona sekwencja klasycznych pas.
Wszystko to po to, aby właśnie umożliwić twórcy pełnię wolności w wyrażaniu myśli ruchem, tańcem, itp.
Piszę o tym, ponieważ ładnie obrazuje to temat, przy tym dając jednocześnie pewien obraz kierunku ewolucji tańca w XX-tym wieku.

Chciałam wspomnieć o jeszcze jednej kwestii, zazwyczaj pomijanej przy np. fachowych opracowaniach. Mam na myśli mianowicie talent. Są osoby, które są niejako predestynowane do tego, aby wyrażać się poprzez ruch, taniec, lepiej czy pełniej, niż poprzez np. słowa. Wtedy nawet skodyfikowany układ nie jest tak ogromną przeszkodą.

A z perspektywy widza? Uważam, że właśnie taniec daje widzowi dużo wolności w interpretowaniu (czy po prostu przyjmowaniu) tego, co się dzieje na scenie. Jeśli zaś chodzi o programy, wyjaśniania szczegółów akcji dramatycznej - to jest właśnie kwestia tego, co przyjmiemy za 'naszą' wolność. Czy jest to wolność w interpretowaniu, odbieraniu czegoś na poziomie pozawerbalnym, a intuicyjnym, emocjonalnym, ale też i intelektualnym, itp., czy po prostu czytelność obserwowanej akcji?

Agnes - Sob Sty 10, 2009 8:16 pm

Taniec daje nam wolność w wyrażaniu uczuć. W życiu codziennym sprawia nam to trudność, bo jesteśmy ograniczani w jakimś stopniu przez otoczenie, przez innych ludzi, i ogólnie trudno nam jest uczucia wyrażać słowami. W tańcu jest to dużo prostsze.

A sposobów wyrażania danego uczucia tańcem jest chyba tyle samo co ludzi. :)

Father - Sob Sty 10, 2009 8:30 pm

To ja wtrącę swoje 3 grosze. Na wstępie powiem, że taniec, nie to zaduże słowo, niech bedzie ruch ciała byl pierwszym jezykiem istot żywych . Zreszta jeszcze teraz jest gdy mamy trudnosci językowe i wtedy ręce nas bolą.
Wydaje mi się, ze taniec jest jezykiem w zasadzie takim samym jak języki fonetyczne lub nawet matematyka. A więc jest to umowa, konwenans. Wolność interpretacji jest w każdej umowie nawet prawnej z czego wynikaja spory i procesy.
Ja jako widz staram się rozumieć czyli czytac ruchy tancerzy odgadując ich uczucia. wszystko zależy od mojego wyrobienia tanecznego w sensie biernym. Czy daje mi to dużo wolności w interpretacji? Hmmm, tak oczywiście i to tyle samo ile wolności w swoim dziele ma tancerz. Rodzi sie pytanie. Czy sie nie rozminiemy w rozumieniu wzajemnym? I tutaj niezbędny jest talent tancerza ktory nawet zwiazany konwenansami tańca klasycznego potrafi przemycić coś swojego. Zaryzykował bym twierdzenie iż tyle jest wolności w tancu ile talentu u tancerzy.

dobinski - Nie Sty 11, 2009 1:58 pm

taniec to dar od boga
Siunia - Pon Sty 12, 2009 2:31 pm

Agnes napisał/a:
Taniec daje nam wolność w wyrażaniu uczuć. W życiu codziennym sprawia nam to trudność, bo jesteśmy ograniczani w jakimś stopniu przez otoczenie, przez innych ludzi, i ogólnie trudno nam jest uczucia wyrażać słowami. W tańcu jest to dużo prostsze.


Agnes, bardzo mądre słowa. Przy tym temacie można posiłkować się cytatem: "Tylko w tańcu można sobie pozwolić na luksus bycia sobą". Niektórzy powiedzą: ale ja jestem sobą wszędzie. Ale tak nie jest. Istnieje wielka różnica w zachowaniu człowieka w miejscu publicznym, a zachowaniu we własnym pokoju. W miejscach publicznych staramy się wręcz nie okazywać swoich uczuć: powstrzymujemy płacz, nie drzemy się na całe gardło, że ktoś jest idiotą (no dobra- z małymi wyjątkami). A w zaciszu swojego pokoju te krzyki przechodzą przez gardło, a łzy przez oczy. A przy tym nie raz tańczymy. Bo taniec pozwala wyrzyczeć wszystko, nie zdzierając sobie przy tym gardła. I tylko w tańcu zachowujemy się naprawdę tak, jak się czujemy. To jest w tańcu cudowne- można w nim zatonąć, zpominając o smutkach. I w tańcu super jest też to, że w przeciwieństkie do książki nie tżeba się na nim skupiać- nogi same tańczą w rytm muzyki.
Tak więc taniec daje wolność. Ale warte zaznaczenia jest to, że ten taniec nie zawsze jest perfekcyjny- kiedy ktoś jest wściekły, raczej nie zwraca uwagi na to, czy poprawie wykonuje dane elementy.

To odemnie na razie tyle.
Pozdrawiam :)

wiolcia - Sob Sty 24, 2009 6:09 pm

Taniec to zdecydowanie woslość. Tańcem możesz pokazac wszystko. Każde uczucie, każdy gest. Jest poprostu najwspanialszą rzeczą na świecie. Poprzez taniec można wyrazić siebie.
M. - Pon Sty 26, 2009 6:01 pm

Dużo pytań, ale i ja zdecydowałam się opowiedzieć o wszystkich myślach jakie mi się nasuwają.

Taniec ograniczenie czy wolność? Oczywiście jeśli myślimy ogólnie o wszelkich przejawach tańca, bez myślenia o konkretnej technice - wtedy zdaje się, że jest dozwolone wszystko na co tylko pozwala nam nasze ciało. Wtedy jedyną ograniczeniem zdaje się być jedynie płynna granica pomiędzy tańcem a tylko bezsensownym ruchem, która jak wiem z moich dotychczasowych doświadczeń może być różnie rozumiana przez twórcę i odbiorcę - co może prowadzić do pewnych nieporozumień... Z resztą gdy wszystko jest dozwolone to jest bałagan, bardziej samowolka niż wolność i bylejakość... ja tam mam inne poglądy na wolność, chyba bardziej związaną z wyborami, odpowiedzialnością za nie i zasadami :)

Wolę rozpatrywać taniec w kategorii konkretnej techniki, która rządzi się określonymi zasadami i daje do wyboru konkretne "środki" - choćby kroki i gesty - język, w granicy którego należy się zmieścić (być może w klasyce bardziej zdefiniowane niż w sztuce współczesnej, ale i ta druga powinna się jednak w określonych ramach mieścić). Teoretycznie jest to pewne ograniczenie. Natomiast ja jestem nauczona czegoś takiego, o czym napisałam wyżej a co wydaje się z pozoru paradoksem - nie ma wolności bez zasad (ogólnie w życiu ;) ). Na coś się decydujemy i na tym polega nasza wolność - w tym wypadku na wypowiedź językiem powiedzmy klasyki i to jest nasz świadomy wybór, potem mamy kolejne, bo w granicach tej opcji, którą wybraliśmy mamy własne pole działania zgodnie z prawami, którymi ta technika się rządzi.

Nie musimy rozpatrywać tańca w kategorii wolność/ograniczenie - myślę, że można go też spokojnie traktować jako poprostu inny język. Być może czasem on ogranicza nam pole działania w kategorii tego co i w jaki sposób chcemy powiedzieć (tu klasyczne, konkretne gesty :"kocham Cię", "giń") a czasem daje możliwość powiedzenia więcej i piękniej, niż dałoby się powiedzieć słowami - rzeczywiście, tu na myśl przychodzą mi najbardziej same emocje, nastroje, barwy - które bywają często dość abstrakcyjne. Zdaje mi się, że język słów i język tańca nie zawsze muszą być i chyba raczej nie powinny być dosłownie tłumaczone na siebie nawzajem - to są po prostu dwa różne światy, obydwa posiadają swoje ograniczenia, ale i obydwa potrafią nas wyjątkowo zachwycić i być odpowiednim sposobem do przekazania tego co mamy do powiedzenia - trzeba tylko dobrze wybierać, który sposób/język/technika nadaje się najlepiej do przekazania tego co mamy na myśli ;) Nie zatańczę Ci nazw aminokwasów egzogennych, natomiast z tego jak się czuję student podczas sesji - można by stworzyć piękną poruszającą choreografię ;)

Odnośnie interpretacji i nadinterpretacji chyba sprawa jest prosta. Nikt nie jest niczyim więźniem - twórca ma coś do powiedzenia i musi zrobić to w taki sposób aby widz to zrozumiał, na relacji widownia-scena polega sztuka teatru. Oceniamy tylko to co zostało powiedziane i z tym na ile możemy szaleć z interpretacją sprawa wydaje się zawsze intuinicyjnie wyczuwalna - w zależności od tego czy dzieło jest konkretne czy zostawia niedopowiedzenia, czy odnosi się do innych dzieł, czy może jest czystą abstrakcją... ale zawsze jest konkretna relacja jeśli autor chce powiedzieć jedno, mówi co innego a widz jeszcze rozumie to jak sobie tylko chce - to jest to nieporozumienie a nie sztuka.

Tyle ode mnie :)

nin(j)a - Pią Mar 20, 2009 9:12 pm

taniec to wolnośc ograniczona ruchami...( :D co ja piszę?)





ps wiolcia fajny obrazek :wink:

Skyscraper - Pon Mar 05, 2012 3:31 pm

Taniec to wolność.
lailana - Pią Mar 09, 2012 9:11 pm

taniec to wolność, ale i ograniczenie, często finansowe ale czasem i niestety "kontuzjowe"
Father - Sob Mar 10, 2012 8:02 am

lailana napisał/a:
często finansowe

To można wieloznacznie rozumieć i nijak sie to ma do definicji tańca. Ja rozumiem co masz na myśli ale zważ, że w tańcu jest jeszcze duch czyli pierwiastek niematerialny :smile:

Chiaranzana - Sob Mar 10, 2012 12:59 pm

Taniec ogranicza dobre jedzenie
lailana - Sob Mar 10, 2012 3:24 pm

Father napisał/a:
lailana napisał/a:
często finansowe

To można wieloznacznie rozumieć i nijak sie to ma do definicji tańca. Ja rozumiem co masz na myśli ale zważ, że w tańcu jest jeszcze duch czyli pierwiastek niematerialny :smile:


całkowicie się z Tobą zgadzam, ale powiedzmy sobie szczerze bez kasy nie uczęszczasz na zajęcia, nie pupujesz stroju czy obuwia - bez tego daleko nie zajdziesz...

ale zgadzam się że duch w tańcu jest najważniejszy

Father - Sob Mar 10, 2012 7:56 pm

Chiaranzana napisał/a:
Taniec ogranicza dobre jedzenie

Ha! Czyżby? Im wiecej tańczysz tym lepiej musisz jeść :smile:

Chiaranzana - Nie Mar 11, 2012 12:48 pm

Tluste kielbaski, bigosiki i ogorki?
Father - Nie Mar 11, 2012 5:57 pm

Chiaranzana napisał/a:
Tluste kielbaski, bigosiki i ogorki?

Jeśli bilans energetyczny organizmu na to pozwoli to czemu nie? Dorzucilbym jeszcze jajecznicę na boczku z tłustym zóltym serem. Spożywam to od lat i nie moge przytyć.
Ale po tym jaka sie ma werwę w tancu na łyzwach a i bez lyżew też. :smile:

wukaesiak - Sob Sty 19, 2013 2:03 pm

Moi kochani! Wszystko, co tu piszecie jest z jednej strony jakąś słuszną intuicją, która jednak napotyka na spore bariery. Myśleniu o tańcu bardzo szkodzi podzielane przez Was (czasem niepostrzeżenie) przekonanie, że działania artystyczne i "uczucia" łączy stosunek odpowiedniości w skali 1:1.

Jest jak jest: żyjemy po przewrocie hermeutycznym, zwrocie lingwistycznym i w epoce ponowoczesności (to ciągle bardzo mgliste słówko, zdaję sobie z tego sprawę). Wszystkie te wydarzenia wpłynęły przede wszystkim na nasze rozumienie rozumienia. Przez XX wiek i ten kawałeczek XXI wieku niesamowicie zmieniło się postrzeganie sensu. Chodzi tu nie tylko o sens języka, ale o wszystko, co może znaczyć. Sprawy czy jest to rozwój czy regresja nie chcę tu poruszać. Sam nie umiałbym nawet zabrać mocnego głosu na ten temat. Niemniej musimy sobie zdawać sprawę, że pora już odejść od takiego "szkolnego" patrzenia na proces znaczenia. To się odbywa w sposób dalece bardziej subtelny!

Czy nie uważacie, że właśnie w obliczu takiego stanu rzeczy, balet i jego specyficzna semantyka pokazuje się w pełni swoich sił? Mnie urzeka właśnie to, że nie muszę zgadywać które machnięcie nóżką znaczy którą z emocji. Do baletu ciągnie mnie właśnie cały, by tak rzec, ocean niedopowiedzenia. Delikatność ruchów tancerzy jest dla mnie oznaką jakiejś potężnej tkliwości, której świat, jak pokazuje balet, ma jeszcze całe mnóstwo.

Chiaranzana - Sob Sty 19, 2013 9:43 pm

Eeee, za stara jestem za takie semantyki, nic nie kumam w tym tekscie. :shock:
Balet to balet i basta a niech inni szukaja w tym problemu.

martini_rosso - Sob Sty 19, 2013 10:05 pm

Wukaesiak, prawdę mówiąc nigdy nie połączyłabym przewrotu hermeneutycznego z baletem, zwłaszcza klasycznym. Przeciętny widz może mieć w nosie hermeneutykę czy jakąkolwiek inną humanistyczną teorię. Tak naprawdę to nigdy nie musiałeś szukać sensu w każdym ruchu, geście tancerza (ktokolwiek tego wymaga od anonimowego widza XXI wieku?), ale jaki ma sens oglądanie np. "Romea i Julii" czy "Jeziora łabędziego" bez świadomości historii, jakie te przedstawienia mają opowiedzieć? Prawdziwa sztuka chyba zawsze rozpina się między emocjami a niedopowiedzieniem, i to od widza zależy, ile sam zobaczy, a ile dopowie. I sądzę, że ani Gadamer, ani Derrida, ani Barthes nie są nam potrzebni do oglądania i przeżywania tańca, wydaje mi sie, że większość z tysiąca widzów nigdy o żadnym z powyższych nie słyszał i prawdę mówiąc, w kontekście czerpania radości z obcowaniem ze sztuką tańca wiele nie stracił. A trzymając się ściślej tematu - dla mnie taniec to wolność, przede wszystkim wolność wyboru - tego, że tańczę, albo że na taniec patrzę. Jeśli coś ogranicza - na przykład estetyka, technika tańca, granice, których moje ciało albo umysł nie mogą przekroczyć, to są to moje własne ograniczenia, nie zaś ograniczenia samego tańca. A jak już napisano: balet to balet, taniec to taniec. Język tańca nie jest językiem w rozumieniu lingwistycznym, bo sam w sobie zawiera zbyt wiele niedopowiedzeń. W tym tkwi jego siła i jego piękno. W moim przekonaniu balet nie potrzebuje aż takiej dawki teorii.
wukaesiak - Pon Sty 21, 2013 7:49 pm

Gwoli ścisłości: różne zjawisko filozoficzne, o których napomknąłem to jedynie próby opisu czegoś, co jest przez nas uchwytne bez żadnego opisu.

W gruncie rzeczy podpisuję się pod Waszym stwierdzeniem:
balet to balet! :)

Grunt, żeby nie stracić poczucia niedopowiedzenia.

Alice.99 - Sob Mar 30, 2013 4:08 pm

Taniec to wolność sama w sobie, jeśli sie to kocha - nie ma ognaniczeń.
Jeśli mowa o wyrażaniu uczuć to w tańcu przekazujemy swoje odczucia, a jak je zinterpretuje widz, to juz nie zalezy od nas. W każdej sztuce, do której przecież należy taniec, musi być element niedopowiedzenia. Wtedy człowiek zaczyna się zastanawiać: a może chodzi o to?, a może to jest tak, a to jeszcze inaczej? Dobrze jest jeśli człowiek się zastanawia, to znaczy, że praca nie poszła na marne. Sztuka nie jest jak seriale w telewizji. W nich (oczywiście nie chcę ich obrazić, bo sama je przecież oglądam) wszystko podane jest jak na tacy, a wtedy wyłącamy myślenie i poprostu patrzymy.

Midnight - Sob Lut 01, 2014 11:59 pm

Taniec to wolność!(wg. Mnie)

A wg. Mnie tancerze powinni grać tak, żeby mniej więcej wiadomo było oco chodzi.

Father - Sob Lut 08, 2014 7:06 pm

wukaesiak napisał/a:
Jest jak jest: żyjemy po przewrocie hermeutycznym, zwrocie lingwistycznym i w epoce ponowoczesności
Baaardzo to lubię a jeszcze lepiej rozumiem. Ciesze sie, ze moge należeć do takiej elity posługujaca sie tak rzadkim językiem :lol:
Spidi - Nie Mar 02, 2014 11:51 am

Chyba moja wiadomosc nie bedzie w stu procentach na temat,a juz zupelnie nie bedzie odpowiedzia na pytania zadane w pierwszym poscie, ale czuje potrzebe wylania swoich gorzkich zalow.
Dla mnie taniec stal sie okrutnym ograniczeniem.Zamiast skupic sie na swoim rozwoju w dziedzienie,w jakiej mam jakiekolwiek szanse na powodzenie-biegne za tanecznymi mrzonkami.Wydaje pieniadze na lekcje ktore nic wymiernego mi nie daja, dodatkowo po wiekszej czesci z zajec jestem mocno zdolowana swoim beznadziejnym poziomem,tym, ze w domu nic ze swoim opornym cialem nie robie, tym, ze innym dziewczynom na zajeciach znacznie lepiej idzie, ze ja jestem najgorsza. Z drugiej strony zachowuje sie skrajnie idiotycznie-przegladam zdjecia pieknych balerin, po kilka razy na dzien odpalam ulubione filmiki, w drodze na uczelnie/gdziekolwiek wyobrazam sobie, ze to ja tak potrafie.Albo katuje sie mysleniem 'co by bylo gdybym od dziecka chodzila na zajecia'. Kupilam sobie nie wiadomo po co paczke cwiczebna i lezy w szafie-a ja wiem,ze nigdy w niej nie zatancze :neutral: Najchetniej rzucilabym to wszystko w diably, bo to mnie wykancza -nawet teraz siedze tu,pisze tego psta i placze. Balet mnie ograniczyl, bo zamaist isc dalej w zyciu,w swoich innych pasjach,ja stoje i drepcze w miejscu. Boze, to okropne,ale przez balet jestem nieszczesliwa.

Lorenzo - Nie Mar 02, 2014 1:35 pm

Spidi, polecam:
https://www.youtube.com/watch?v=SNlJVj6xaCQ

Może profesjonalną tancerką już nie zostaniesz, ALE zawsze jest możliwość realizacji swoich marzeń, szczególnie teraz, w XXI wieku. Jeśli będziesz szukać to na pewno znajdziesz możliwość połączenia swojego życia z tańcem.
Jeśli to jest to, co kochasz robić to nie możesz powiedzieć, że marnujesz na to czas i pieniądze.

Też miałam takie momenty kiedy byłam nieszczęśliwa przez balet, nadal czasami wpadam w jakąś frustracje itd. bo nie mam łatwo, ale w tej profesji NIKT nie ma łatwo, chociaż często wydaje się, że inni mają to i tamto lepsze, łatwiejsze etc.

Oczywiście nie można życia ograniczać jedynie do baletu, bo to jest już obsesja.
Ja uważam, ze jeśli człowiek jest szczęśliwy w życiu to wszystko przeniesie się na taniec.

martini_rosso - Nie Mar 02, 2014 7:36 pm

Oj Spidi, jak ja Cię dobrze rozumiem... Też jestem chyba najgorsza w grupie, wydaje mi się, że mam więcej "antypredyspozycji" do tańca niż predyspozycji. Mam słabą pamięć ruchową, beznadziejne wykręcenie. Mogłabym wyliczać. Kiedyś do tej litanii dodałabym jeszcze słabe stopy, ale to na szczęście się zmieniło, i marzę, że więcej moich "antypredyspozycji" może jeszcze diametralnie się zmienić.

Nie sądzę jednak, że balet, taniec w jakikolwiek sposób ogranicza. Nietrudno jest dobrze radzić sobie się w tym, co przychodzi nam łatwo - to żadna sztuka! To pójście na łatwiznę jest ograniczeniem, bo oznacza brak rozwoju. Wybór trudniejszej drogi zawsze będzie gwarantował rozwój, bez względu na to, jak szybko będziemy sobie z tymi trudnościami radzić. A taniec klasyczny jest, według mnie przynajmniej, najtrudniejszym tańcem - wymaga bardzo silnego, a zarazem gibkiego ciała, koordynacji, idealnej znajomości wszystkich pas, zachowania nienagannych linii, i przede wszystkim wymaga pełnej, całkowitej, absolutnej kontroli nad ciałem, a wszystko po to, aby wreszcie z baletowych ruchów wykrzesać artyzm. Nic dziwnego, że dorosłym amatorom tak wiele trudności sprawia nauka baletu, ale przyznaj, Spidi, umiałabyś żyć bez tego trudu, bez ćwiczeń, bez marzeń? Też kilka razy chciałam porzucić naukę baletu, też mam swoje ulubione baletowe filmy i też marzę o tym, że może kiedyś coś uda mi się naprawdę zatańczyć... Zobacz, Ty przynajmniej masz już paczkę :) I pewnie w końcu w niej zatańczysz.

Rozumiem Cię, bo balet faktycznie daje czasem wiele cierpienia i bywa źródłem rozczarowań... ale gdyby był prosty, na pewno nie byłby tak piękny! Balet jest też ciężką pracą i bardzo długo każe czekać na wymierne efekty i widoczne postępy. I napewno jest tak, jak pisze Lorenzo - nie tracisz ani czasu, ani pieniędzy, jeśli robisz to, co kochasz.

Ja sama nie postrzegam tańca ani jako ograniczenia, ani jako wolności, a raczej jako przełamywanie własnych barier i kształtowanie charakteru, jako poszukiwanie okruchów sztuki w samym sobie. Wolność jest zbyt abstrakcyjna, a każdy ma jednak inne podejście do tańca, indywidualne, osobiste, intymne. Czasem ambiwaletne - raz po zajęciach można lekko unosić się nad podłogą z radości, a innym razem ledwo tłumić złość i łzy.

madelaine - Nie Mar 02, 2014 11:29 pm

Każda dorosła osoba ucząca się baletu chyba w pewnym momencie staje przed betonową ścianą z napisem "bez sensu, za późno". Ja też- po początkowym stanie euforii wynikającej z rozpoczęcia nauki, dodatkowo wzmocnionej tym, iż wydawało się, że całkiem nieźle mi idzie- zderzyłam się z własnymi ograniczeniami, co w zasadzie byłabym jeszcze w stanie zaakceptować, gorsze do zniesienia jednak było dla mnie to, że inni tych ograniczeń nie mają. I tym innym idzie coraz lepiej, a ja zatrzymałam się gdzieś w okolicach dziesiątej lekcji i zapuszczam tu korzenie, patrząc tylko, jak reszta się oddala. Ale nie o tym chciałam pisać.

Zastanawia mnie, dlaczego tak mocno obwiniasz balet o to, że nie realizujesz swoich właściwych/prawdziwych/innych pasji? Przynajmniej ja tak to odebrałam. Też miałam taki czas, że nie robiłam nic, aby dążyć do celów, których osiągnięcie zawsze było moim marzeniem. Brakowało mi... odwagi i determinacji, żeby się za siebie zabrać, wolałam narzekać, że nic nie robię, niż coś w tej kwestii zmienić. Ale w pewnym momencie zwyczajnie stwierdziłam, że to ja za x lat będę się kisić we własnych żalach dotyczących tego, co mogłam, a czego nie zrobiłam i powiem szczerze, że z chwilą, gdy to, co chcę robić, stanęło na pierwszym miejscu, wszystko inne się poukładało. Żałuję zmarnowanego czasu, ale teraz przynajmniej wiem, że nie chcę zmarnować już ani minuty więcej. Nie twierdzę, że Twoja sytuacja jest taka sama i że Tobie też brakuje odwagi czy determinacji, ale przychodzi chyba taki etap, na którym trzeba zapytać siebie, co jest na pierwszym miejscu, a co na drugim. Taka hierarchizacja pociągnie za sobą na pewno jakieś koszty, ale chyba nie ma sukcesu bez poświęceń? Poza tym, poświęcając coś w imię tego, co kochasz, masz pewność, że warto.

A wracając do baletu... Przekonanie, że systematyczna praca zawsze zaprocentuje, jeszcze nigdy mnie nie zawiodło. Na politechnice dodatkowo powiedzieli mi, że jak coś jest duże, trudne i skomplikowane, to należy sobie to uprościć. Próbowałaś metody małych kroczków? Cele, do których dążymy, chyba też trzeba dobrać mądrze, tak by były- owszem- trudne, ale możliwe do zrealizowania, bo porywanie się z motyką na słońce może prowadzić tylko do frustracji.

Lorenzo - Pon Mar 03, 2014 12:13 am

Cytat:
Każda dorosła osoba ucząca się baletu chyba w pewnym momencie staje przed betonową ścianą z napisem "bez sensu, za późno". Ja też- po początkowym stanie euforii wynikającej z rozpoczęcia nauki, dodatkowo wzmocnionej tym, iż wydawało się, że całkiem nieźle mi idzie- zderzyłam się z własnymi ograniczeniami, co w zasadzie byłabym jeszcze w stanie zaakceptować, gorsze do zniesienia jednak było dla mnie to, że inni tych ograniczeń nie mają. I tym innym idzie coraz lepiej, a ja zatrzymałam się gdzieś w okolicach dziesiątej lekcji i zapuszczam tu korzenie, patrząc tylko, jak reszta się oddala. Ale nie o tym chciałam pisać.


To nie jest tak, że tylko dorosłe osoby mają takie frustracje. Ma je każdy tancerz, nie ważne czy jest to 11 latka, pierwszy solista ABT czy amator. To jest właśnie balet. Balet dla nikogo nie jest prosty, dla NIKOGO, zawsze będzie nam się wydawać, że inni mają łatwiej, ale to nie prawda. Prawda jest taka, że każdy [kto chce być dobry] w pewien sposób 'cierpi', czy to na lekcji, próbie, scenie, każdy ma coś, z czym musi walczyć, są to różne ludzkie mankamenty fizyczne i psychiczne, zazwyczaj oba naraz.
Moja pedagog mówi, że jeśli ktoś czuje się komfortowo i dobrze robiąc ćwiczenia na lekcji to znaczy, że po prostu nie stara się ich robić lepiej. Można się poprawić tylko i tylko wtedy kiedy właśnie jest ten dyskomfort, walka z własnym ciałem itd.
To jest bardzo trudne, bo trzeba ćwiczyć z pozytywnym nastawieniem a jednocześnie bić się ze sobą.
Są bardzo różne typy ludzi, którzy tańczą. Moim zdaniem po prostu trzeba mieć to 'coś', i niekoniecznie są to zawsze warunki fizyczne, chęci czy jakieś inne zdolności, nie umiem tego opisać. Po prostu tacy ludzie będą tańczyć, bo są do tego stworzeni.
Przykładowo u mnie w klasie mam koleżankę, która ma piękne warunki fizyczne, najładniejszą stopę w klasie, ogólnie wszystko w porządku, dobre nastawienie psychiczne, chęci, ale po prostu mimo tego wszystkiego nie jest dobra, nie ma osobowości tanecznej, nauczyciele powiedzieli jej wprost, że szans na karierę u niej nie widzą, nie potrafią jej pomóc. Ona nadal chodzi do mojej klasy, stara się i walczy, ale... To jest dla mnie bardzo dziwne, ale zdarza się.
Poza tym nawet patrząc na większą część 'gwiazd baletu'. To nie zawsze są ludzie, którzy zostali obdarzeni niesamowitymi warunkami fizycznymi, zazwyczaj sami mówią, że to wszystko jest ciężka praca, że nic nie dostali 'za darmo' i że codziennie też walczą ze sobą.


Każdy ma takie gorsze dni, ja też czasami mam ochotę po prostu się rozpłakać w środku lekcji przez np. moje prawe biodro, czasem jak popatrze w lustro przy jakimś ćwiczeniu to aż mi łzy do oczu napływają, ze tak źle. Takie jest życie.
Ja nauczyłam się sobie z tym radzić, ale też nie od razu. I czasami potrzebuję 1-2 dni żeby dojść do siebie po takim okresie frustracji.

Spidi - Sob Mar 08, 2014 12:36 pm

Rozpoczelam ta dyskusje a potem zniklam na dluzszy czas bez odpowiedzi,przepraszam!

Martini,Lorenzo,Madelaine-dziekuje bardzo za slowa otuchy,jak pisalam swoj post bylam w baletowym dolku ;)
Co do mojej sytuacji-nie mam zadnych mozliwosci by profesjonalnie tanczyc (24 lata na karku,brak predyspozycji) i nie jest to moim celem, ale chyba kazda osoba zafascynowana jakimkolwiek rodzajem tanca chcialaby efekt swojej pracy pokazac (chocby przyjaciolom zobligowanym by na te pokraczne ruchy patrzec i przyklaskiwac :mrgreen: ). MOja frustracja wiaze sie z tym o czym pisala Madelaine-poczatkowa euforia po rozpoczeciu zajec i brutalne zderzenie z wlasnymi ograniczeniami,problemami na ktore w swoim zadufaniu nie bylam przygotowana-co z tego,ze nie jestem rozciagnieta,to przyjdzie w dwa tygodnie,wystarczy ze jestem szczupla i mam dlugie nogi.
Pisalam o tym,co mnie najbardzej gniecie-czyli codzienne (nie po 20 godzin na dobe,ale mimo wszystko codziennie o tym mysle) dumanie nad tym,co by bylo gdybym zaczela tanczyc w wieku 8 lat-oczywiscie te rozmyslania biegna do desek sceny najlepszego teatru ;_ ; .I to jest wlasnie chyba obsesja, bo jak mozna byc szczesliwym i isc w czymkolwiek naprzod kiedy mysli sie tylko o przeszlosci.
Wezme sobie wasze rady do serca (filmik Jobsa tez obejrzalam :mrgreen: ) i zamiast myslec od razu o kreceniu 32 fouttes zaczne od nauczenia sie w koncu poprawnego chaines.Moze tu bedzie metoda-i w koncu po 10 latach dojde do tego,co chce osiagnac dzis :wink:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group